Jak modlitwa uratowała moje małżeństwo i relację z teściową – szczera spowiedź Anny z Poznania
– Znowu to zrobiłaś! – głos mojej teściowej, pani Haliny, przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy blacie, krojąc marchewkę do rosołu, kiedy weszła bez pukania, jakby to był jej dom. – Zupa powinna być już na ogniu, a nie dopiero warzywa kroisz! – dodała z wyrzutem.
Zacisnęłam zęby. W środku wrzało we mnie od lat. Od dnia ślubu z Piotrem czułam się jak intruz w jego rodzinie. Pani Halina nigdy nie ukrywała, że jej syn zasługuje na „lepszą partię”. Przypominała mi o tym przy każdej okazji – czasem słowem, częściej spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Piotr próbował mnie pocieszać, ale zawsze kończyło się na tym samym: „Mama już taka jest, nie przejmuj się”.
Ale jak się nie przejmować, kiedy codziennie słyszysz, że nie jesteś wystarczająco dobra? Że źle gotujesz, źle wychowujesz dzieci, źle sprzątasz? Nawet kiedy urodził się nasz syn Michałek, zamiast gratulacji usłyszałam: „Dobrze, że chociaż chłopiec. Może coś z niego będzie”.
Najgorsze były święta. Wszyscy przy jednym stole, a ja czułam się jak piąte koło u wozu. Pani Halina rozdawała zadania, rozstawiała wszystkich po kątach, a ja miałam wrażenie, że jestem tam tylko po to, żeby jej służyć. Kiedyś usłyszałam przez przypadek rozmowę teściowej z jej siostrą:
– Ona nigdy nie będzie jedną z nas. Piotrek mógł lepiej trafić.
Poczułam się wtedy tak, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. Przez kilka dni nie mogłam spać. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście jestem taka beznadziejna. Czy Piotr żałuje naszego małżeństwa? Czy dzieci widzą, jak bardzo jestem nieszczęśliwa?
Z czasem zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Wymyślałam wymówki: choroba dzieci, nadmiar pracy, zmęczenie. Piotr coraz częściej jeździł do matki sam. Zaczęliśmy się kłócić. On twierdził, że przesadzam, ja czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały, usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Nie wiedziałam już, co robić. Wtedy przypomniały mi się słowa mojej babci: „Kiedy nie wiesz, co robić – módl się”.
Zaczęłam więc modlić się codziennie. Najpierw o siłę dla siebie. Potem o cierpliwość do teściowej. W końcu – o przebaczenie dla niej i dla siebie samej. Modlitwa stała się moją ucieczką i ratunkiem.
Po kilku tygodniach zauważyłam zmianę w sobie. Przestałam reagować złością na zaczepki pani Haliny. Kiedy krytykowała mój obiad, odpowiadałam spokojnie: „Dziękuję za radę”. Kiedy narzekała na bałagan w domu, proponowałam wspólne sprzątanie.
Pewnego dnia Piotr wrócił z pracy wyjątkowo zdenerwowany.
– Mama mówiła mi dzisiaj, że jesteś dla niej niemiła. Że ją ignorujesz.
– Piotrze, ja już nie mam siły walczyć – powiedziałam cicho. – Próbuję być uprzejma, ale ona mnie nie akceptuje.
– Może powinniśmy porozmawiać wszyscy razem?
Bałam się tej rozmowy jak ognia. Ale wiedziałam, że muszę spróbować.
Spotkaliśmy się u nas w domu. Pani Halina przyszła z miną męczennicy.
– O co chodzi? – zapytała od progu.
– Mamo – zaczął Piotr – musimy porozmawiać o tym, jak traktujesz Anię.
– Ja? Ja tylko chcę dobrze! – oburzyła się teściowa.
– Ale twoje słowa ranią mnie każdego dnia – powiedziałam drżącym głosem. – Staram się być dobrą żoną i matką. Proszę cię tylko o odrobinę szacunku.
Zapadła cisza. Pani Halina spuściła wzrok.
– Może rzeczywiście byłam za ostra… Ale ja tylko chcę dla was jak najlepiej.
To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam od niej coś na kształt przeprosin.
Od tego dnia zaczęło się powolne ocieplanie naszych relacji. Nie było łatwo – stare nawyki wracały, ale ja już wiedziałam, gdzie szukać siły. Modliłam się dalej – za siebie i za nią.
Minęło kilka miesięcy. Pewnego popołudnia pani Halina przyszła do nas z ciastem.
– Upiekłam sernik według twojego przepisu – powiedziała nieśmiało.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Dziś wiem jedno: modlitwa nie zmieniła mojej teściowej od razu. Ale zmieniła mnie – dała mi spokój i siłę do przebaczenia. Dzięki temu nasze życie rodzinne stało się lepsze.
Czasem zastanawiam się: ile rodzinnych dramatów można by uniknąć, gdybyśmy potrafili wybaczać i rozmawiać ze sobą szczerze? Czy wy też mieliście kiedyś tak trudną relację w rodzinie? Jak sobie z nią poradziliście?