„30 Lat Temu Wychowałam 5 Dzieci: Teraz Żadne z Nich Nie Chce Pomóc Starzejącym się Rodzicom”
Trzydzieści lat temu moje życie było wirującym chaosem pieluch, odwożenia do szkoły i opowieści na dobranoc. Mam pięcioro dzieci—dwie córki i trzech synów. Wtedy moje dni były wypełnione chaosem i radością, które towarzyszą wychowywaniu dużej rodziny. Mój mąż i ja pracowaliśmy niestrudzenie, aby zapewnić naszym dzieciom wszystko, czego potrzebowały, aby dorastać szczęśliwe i zdrowe.
Przenieśmy się do dzisiaj, a moje dzieci są już dorosłe. Mają swoje własne życie, kariery i rodziny. Choć jestem dumna z dorosłych, jakimi się stali, nie mogę powstrzymać głębokiego poczucia rozczarowania i samotności. Żadne z nich nie wydaje się chcieć pomóc ani zająć się starzejącymi się rodzicami.
Moje relacje z córkami, Anną i Martą, zawsze były skomplikowane. Anna wyjechała na studia do innego miasta i nigdy nie wróciła. Ma teraz udaną karierę i własną rodzinę. Rozmawiamy od czasu do czasu, ale nasze rozmowy są często powierzchowne. Rzadko nas odwiedza, a kiedy już to robi, zazwyczaj na krótko.
Marta natomiast mieszka bliżej, ale zawsze jest zajęta. Ma troje dzieci i wymagającą pracę. Kiedy proszę ją o pomoc, mówi, że jest zbyt zajęta lub wymyśla wymówki. Rozumiem, że ma swoje obowiązki, ale boli mnie to, że nie jestem dla niej priorytetem.
Moi synowie, Michał, Dawid i Janek, są jeszcze bardziej zdystansowani. Michał jest pracoholikiem, który ledwo ma czas dla swojej własnej rodziny, nie mówiąc już o starzejących się rodzicach. Dawid wyjechał za granicę do pracy i wraca do domu tylko na święta. Janek jest najmłodszy i wciąż szuka swojej drogi w życiu. Mieszka niedaleko, ale często jest zbyt pochłonięty własnymi problemami, aby zaoferować jakąkolwiek realną pomoc.
Mój mąż zmarł pięć lat temu i od tego czasu czuję się coraz bardziej odizolowana. Dom, który kiedyś był pełen śmiechu i hałasu, teraz wydaje się pusty i cichy. Zmagam się z codziennymi zadaniami i często czuję się przytłoczona najprostszymi obowiązkami. Próbowałam zwrócić się do moich dzieci o pomoc, ale ich odpowiedzi są zawsze takie same—zbyt zajęci, zbyt daleko, zbyt pochłonięci swoimi sprawami.
Nawet rozważałam przeprowadzkę do domu spokojnej starości, ale myśl o opuszczeniu domu, w którym wychowałam swoje dzieci, łamie mi serce. Ten dom jest pełen wspomnień—zarówno dobrych, jak i złych—i nie mogę sobie wyobrazić spędzenia ostatnich lat gdzie indziej.
Często zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy nie nauczyłam ich znaczenia rodziny? Czy nie udało mi się zaszczepić w nich wartości opieki nad rodzicami? A może to po prostu tak wygląda teraz życie—wszyscy są zbyt zajęci swoimi sprawami, aby troszczyć się o innych?
Gdy siedzę tutaj pisząc to wszystko, nie mogę powstrzymać głębokiego poczucia smutku. Dałam wszystko, co miałam, aby wychować swoje dzieci, a teraz kiedy najbardziej ich potrzebuję, nigdzie ich nie ma. To samotna egzystencja, której nikomu bym nie życzyła.
Mam nadzieję, że pewnego dnia moje dzieci zrozumieją znaczenie rodziny i wrócą do mnie. Ale do tego czasu będę kontynuować tę samotną podróż sama, trzymając się wspomnień szczęśliwszych czasów.