„Mój Mąż Zabronił Mojej Mamie Pomagać z Naszym Dzieckiem. Teraz Zmagam Się Sama.”

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam przeszczęśliwa. Mój mąż, Marek, i ja staraliśmy się o dziecko przez ponad rok, a ta wiadomość była jak spełnienie marzeń. Natychmiast zaczęliśmy planować przyjście naszego maluszka, omawiając wszystko od kolorów pokoju dziecięcego po imiona. Jednak nie przewidzieliśmy, jak bardzo wpłynie to na nasz związek i moje zdrowie psychiczne.

Rodzice Marka mieszkają w innym województwie, około sześć godzin jazdy stąd. Oboje mają pełnoetatowe prace i nie mogą sobie pozwolić na wzięcie wolnego, aby nam pomóc. Moja mama natomiast mieszka zaledwie 20 minut drogi stąd i zawsze była moją opoką. Była zachwycona perspektywą zostania babcią i zaoferowała pomoc na tyle, na ile mogła.

Ale Marek miał inne pomysły. Uważał, że powinniśmy radzić sobie sami, aby „budować charakter” i „wzmacniać nasze małżeństwo”. Nie chciał, aby moja mama była zbyt zaangażowana, obawiając się, że staniemy się od niej zależni. Pomimo moich protestów, nalegał, że damy radę bez jej pomocy.

Pierwsze tygodnie po narodzinach naszej córki, Ewy, były zamglone od bezsennych nocy i niekończących się zmian pieluch. Byłam wyczerpana zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Marek starał się pomagać, kiedy mógł, ale jego wymagająca praca często trzymała go z dala od domu na długie godziny. Czułam się jakbym tonęła w obowiązkach, a izolacja była dusząca.

Sięgnęłam po wsparcie do mojej mamy, ale dezaprobata Marka wisiała nad każdą rozmową. Jasno dawał do zrozumienia, że nie chce, aby przychodziła zbyt często, a ja czułam się rozdarta między życzeniami męża a moją potrzebą pomocy. Moja mama szanowała jego granice, ale widziała, jak bardzo się zmagam. Przynosiła nam posiłki i oferowała słowa otuchy, ale to nie wystarczało.

Pewnej szczególnie trudnej nocy Ewa nie przestawała płakać bez względu na to, co robiłam. Byłam na skraju wytrzymałości i zadzwoniłam do mamy we łzach. Przyjechała natychmiast, ale kiedy Marek wrócił do domu i zobaczył ją tam, był wściekły. Mieliśmy ogromną kłótnię, a on oskarżył mnie o podważanie jego autorytetu i brak zaufania do jego umiejętności jako ojca.

Ta noc była punktem zwrotnym w naszym związku. Czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej, uwięziona w sytuacji, w której nie mogłam polegać na jednej osobie, która zawsze była dla mnie wsparciem. Dni zamieniały się w tygodnie, a izolacja tylko się pogłębiała. Zaczęłam mieć żal do Marka za jego upór i brak zrozumienia dla mojej potrzeby wsparcia ze strony mamy.

Próbowałam zasugerować zatrudnienie niani, ale Marek odrzucił ten pomysł, twierdząc, że to zbędny wydatek. Uważał, że damy radę sami, jeśli tylko bardziej się postaramy. Ale prawda była taka, że już dawałam z siebie wszystko i to nadal nie wystarczało.

Z biegiem miesięcy napięcie odbiło się na moim zdrowiu psychicznym. Stałam się coraz bardziej niespokojna i przygnębiona, czując się jak porażka jako matka i żona. Marek i ja oddaliliśmy się od siebie, nasza kiedyś silna więź teraz była nadwyrężona przez ciągłe kłótnie i niewypowiedziane urazy.

Pewnego dnia w końcu załamałam się i powiedziałam Markowi, jak bardzo się zmagam. Wydawał się zaskoczony głębokością mojego rozpaczy, ale nadal nalegał, że damy radę bez zewnętrznej pomocy. Było jasne, że nie rozumiał emocjonalnego ciężaru, jaki to na mnie nakładało.

Teraz, siedząc sama w naszym cichym domu podczas drzemki Ewy, nie mogę powstrzymać głębokiego poczucia samotności i żalu. Żałuję, że nie postawiłam na swoim i nie nalegałam na uzyskanie potrzebnej mi pomocy od samego początku. Nasz związek z Markiem ucierpiał, a ja czuję, że tracę siebie w tym procesie.

Nie wiem, co przyniesie przyszłość dla nas, ale jedno jest pewne: izolacja i brak wsparcia pozostawiły blizny, które nie łatwo się zagoją.