Sobota, która roztrzaskała moje zaufanie – Historia Zofii z osiedlowego sklepu

– Proszę pani, czy to wszystko? – zapytała kasjerka, patrząc na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. Stałam przy kasie w naszym osiedlowym sklepie, z siatką pełną zakupów i głową pełną myśli o nadchodzącym weekendzie. Właśnie sięgnęłam do torebki po portfel… i wtedy poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł lodowatej wody.

Portfela nie było. Przeszukałam całą torebkę, kieszenie płaszcza, nawet reklamówkę z warzywami. Nic. Zaczęłam się trząść. – Przepraszam… chyba… chyba zgubiłam portfel – wydukałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Ludzie za mną zaczęli się niecierpliwić, ktoś westchnął głośno. Kasjerka spojrzała na mnie z mieszanką współczucia i irytacji.

– Może zostawiła go pani gdzieś w sklepie? – zaproponowała. Ale wiedziałam, że to niemożliwe. Przed chwilą płaciłam za bułki w piekarni obok. Portfel musiał zniknąć tutaj, w tym tłumie, między półkami z makaronami i nabiałem.

Wyszłam ze sklepu z pustymi rękami i ciężkim sercem. Zadzwoniłam do męża. – Tomek… ukradli mi portfel – powiedziałam przez łzy. Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Znowu byłaś nieuważna? – usłyszałam w końcu jego głos, chłodny i zmęczony. – Ile razy ci mówiłem, żebyś pilnowała swoich rzeczy?

Zacisnęłam pięści. To nie była moja wina! Ale wiedziałam, że nie przekonam go do tego. W domu czekała mnie kolejna rozmowa – tym razem z mamą, która mieszkała z nami od śmierci taty. – Zosiu, jak mogłaś? Przecież w tych czasach trzeba mieć oczy dookoła głowy! – lamentowała, kręcąc głową.

Czułam się winna, choć przecież byłam ofiarą. W portfelu miałam nie tylko pieniądze, ale też dowód osobisty, kartę do banku, zdjęcie córki z pierwszego dnia szkoły i stary bilet do kina na film, który oglądałyśmy razem kilka lat temu. Każda z tych rzeczy miała dla mnie wartość większą niż gotówka.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Bałam się wyjść z domu, wszędzie widziałam podejrzane twarze. W sklepie omijałam ludzi szerokim łukiem, a kiedy ktoś stanął za blisko mnie w kolejce, odsuwałam się nerwowo. Nawet sąsiadka Basia, która zawsze przynosiła mi świeże jajka od swojej mamy ze wsi, wydawała mi się nagle obca i niebezpieczna.

Najgorsze jednak przyszło wieczorem, kiedy usłyszałam rozmowę Tomka z naszą córką Mają:

– Mama jest taka roztrzepana… – powiedział cicho. – Musisz jej pilnować.

Maja spojrzała na mnie wielkimi oczami. – Mamo, już nigdy nie zgubisz portfela? – zapytała szeptem.

Poczułam się jak dziecko, które zawiodło wszystkich wokół siebie.

Zgłosiłam kradzież na policji. Młody policjant spisał moje zeznania bez większego zainteresowania. – Takie rzeczy się zdarzają codziennie – powiedział na odchodne. – Proszę uważać na siebie.

Ale jak mam uważać? Jak mam żyć normalnie, kiedy czuję się jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy?

Zaczęłam podejrzewać wszystkich wokół. Czy to była ta kobieta w czerwonym płaszczu? A może chłopak z plecakiem? Każdy mógł być złodziejem. Nawet znajomi przestali być dla mnie bezpieczni.

W pracy szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie, gdy poprosiłam o dzień wolny na załatwienie nowych dokumentów. Koleżanki szeptały coś między sobą na korytarzu. Czułam się osaczona.

W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Tomek coraz częściej zamykał się w swoim gabinecie, a mama przestała ze mną rozmawiać o czymkolwiek innym niż o bezpieczeństwie i ostrożności. Nawet Maja zaczęła unikać moich pytań o szkołę czy koleżanki.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Głośno, bezwstydnie, jak dziecko. Mama weszła do kuchni i przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu.

– Zosiu… wiem, że ci ciężko – powiedziała cicho. – Ale musisz się pozbierać. Dla siebie i dla nas.

Spojrzałam na nią przez łzy. – Mamo… ja już nie umiem ufać ludziom. Boję się każdego dnia.

Przytuliła mnie mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam ciepło i wsparcie.

Minęły tygodnie. Powoli zaczęłam wracać do siebie, choć już nigdy nie byłam taka sama jak przedtem. Każda nowa znajomość była dla mnie wyzwaniem, każdy uśmiech obcej osoby budził we mnie niepokój.

Czasem zastanawiam się: czy to ja zawiodłam świat, czy świat zawiódł mnie? Czy można jeszcze wierzyć ludziom po tym wszystkim?

A wy… czy potrafilibyście zaufać komuś po takiej historii?