Pod powierzchnią: Tajemnica, która rozdarła naszą rodzinę – moje życie po odkryciu rodzinnej zdrady

— Mamo, co się stało? — zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Był listopadowy wieczór, a przez okno mojego mieszkania na warszawskim Mokotowie wpadało blade światło latarni. Telefon od mamy zawsze oznaczał coś ważnego, ale tym razem jej głos był inny — cichy, jakby przygaszony.

— Aniu, czy mogłabyś mi pomóc z rachunkiem za ogrzewanie? — wyszeptała. — W tym miesiącu trochę mi się nie złożyło…

Zgodziłam się bez wahania. Przelew zrobiłam jeszcze tego samego wieczoru, ale coś nie dawało mi spokoju. Mama nigdy nie prosiła o pieniądze. Była dumna, samodzielna, nawet po śmierci taty radziła sobie sama. Coś musiało być nie tak.

Następnego dnia pojechałam do rodzinnego domu w Radomiu. Mama otworzyła drzwi z wymuszonym uśmiechem. W kuchni pachniało kawą i świeżo upieczonym chlebem, ale atmosfera była ciężka jak przed burzą.

— Mamo, powiedz mi prawdę. Co się dzieje? — usiadłam naprzeciwko niej przy stole.

Milczała długo, patrząc w okno. W końcu westchnęła i zaczęła mówić:

— Aniu… Ja… Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Od kilku miesięcy dostaję listy… ktoś mnie szantażuje.

Zamarłam. — Kto? O co chodzi?

Mama spuściła wzrok. — To dotyczy twojego ojca. I… mnie.

Serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę miałam ochotę uciec z tej kuchni, wrócić do swojego bezpiecznego życia w Warszawie i udawać, że nic się nie dzieje. Ale nie mogłam zostawić mamy samej.

— Mamo, musisz mi wszystko powiedzieć — powiedziałam stanowczo.

Opowiedziała mi o listach, które zaczęły przychodzić kilka miesięcy po śmierci taty. Ktoś groził, że ujawni „prawdę” o naszym ojcu, jeśli mama nie zapłaci określonej sumy pieniędzy. Mama była przerażona i wstydziła się komukolwiek powiedzieć.

— Ale jaka prawda? — dopytywałam.

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach. — Twój ojciec miał romans. Przez lata spotykał się z inną kobietą…

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Ojciec? Ten sam człowiek, który zawsze był dla mnie wzorem uczciwości i oddania?

— Skąd wiesz? Może to tylko szantażysta wymyślił tę historię? — próbowałam znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie.

Mama pokazała mi kopie listów. Były tam szczegóły: daty, miejsca spotkań, nawet zdjęcia. Nie mogłam zaprzeczyć faktom.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy tata naprawdę był zdolny do zdrady? Czy mama wiedziała o wszystkim przez te wszystkie lata? Dlaczego teraz to wszystko wychodzi na jaw?

Postanowiłam porozmawiać z moim bratem, Piotrem. On zawsze był bardziej pragmatyczny ode mnie.

— Piotrze, musimy pogadać — zadzwoniłam do niego późnym wieczorem.

Przyjechał następnego dnia. Siedzieliśmy razem z mamą przy stole. Piotr był wściekły:

— Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? Przecież mogliśmy ci pomóc!

Mama płakała cicho, a ja czułam narastającą frustrację.

— Musimy dowiedzieć się, kto to robi — powiedziałam stanowczo.

Zaczęliśmy szukać tropów. Sprawdziliśmy listy, koperty, nawet monitoring z pobliskiego sklepu spożywczego. W końcu natrafiliśmy na ślad: na jednym ze zdjęć rozpoznaliśmy samochód sąsiadki, pani Grażyny.

Pani Grażyna była od lat bliską znajomą naszej rodziny. Pomagała mamie po śmierci taty, przynosiła zakupy, czasem wpadała na kawę. Nigdy bym nie pomyślała, że mogłaby mieć coś wspólnego z szantażem.

Z Piotrem postanowiliśmy ją odwiedzić.

— Pani Grażyno, czy może nam pani coś powiedzieć o tych listach? — zapytałam bez ogródek.

Pani Grażyna pobladła i zaczęła się jąkać:

— Ja… ja tylko chciałam pomóc twojej mamie… Ona była taka samotna po śmierci męża…

— Ale dlaczego szantaż? — Piotr podniósł głos.

Wtedy pani Grażyna wybuchła płaczem.

— To nie ja! To moja córka! Znalazła stare listy twojego ojca do tej kobiety… Myślała, że może zarobić trochę pieniędzy… Ja nie wiedziałam!

Wyszliśmy stamtąd w milczeniu. Mama była zdruzgotana. Ja czułam tylko pustkę i gniew.

Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy poskładać nasze życie na nowo. Mama zamknęła się w sobie. Piotr wyjechał do Gdańska i przestał odbierać telefony. Ja wróciłam do Warszawy, ale nic już nie było takie samo.

Często wracam myślami do tamtego listopadowego wieczoru i zastanawiam się: czy lepiej było żyć w nieświadomości? Czy prawda zawsze jest potrzebna?

Może czasem lepiej nie zaglądać pod powierzchnię? A może właśnie wtedy mamy szansę naprawdę się poznać?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?