Niepokorna: Opowieść o Niezrozumianej Narzeczonej
— Olenka, a czym ty się właściwie zajmujesz? — głos Zofii, matki Mikołaja, przeszył ciszę jak nóż. Siedziałam na brzegu kanapy, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Mikołaj patrzył na mnie z troską, ale nie odważył się przerwać matce. Wojciech, jego ojciec, siedział w kącie i udawał, że czyta gazetę, choć widziałam, jak drżą mu palce.
— Pracuję w fundacji dla dzieci z autyzmem — odpowiedziałam cicho, próbując nie zdradzić zdenerwowania.
Zofia uniosła brwi. — Fundacja? To znaczy… nie masz normalnej pracy? — Jej ton był pełen pogardy. — Mikołaj mówił, że skończyłaś psychologię. Myślałam, że będziesz lekarzem albo chociaż nauczycielką.
Mikołaj wziął mnie za rękę. — Mamo, Olenka robi coś ważnego. Pomaga dzieciom.
Zofia prychnęła. — Ważnego? A kto za to płaci rachunki? Fundacja… — rzuciła słowo jak obelgę.
Wojciech odchrząknął cicho, ale nie powiedział nic. Widziałam w jego oczach smutek i rezygnację. Przez chwilę miałam ochotę uciec, wybiec na ulicę i nigdy nie wracać do tego domu, gdzie wszystko było zimne i obce.
— Olenka, a twoi rodzice? Czym się zajmują? — Zofia nie dawała za wygraną.
— Mama jest pielęgniarką, tata był górnikiem… — zaczęłam, ale przerwała mi.
— Był? —
— Zginął w kopalni pięć lat temu — powiedziałam cicho.
W pokoju zapadła cisza. Nawet Zofia przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć. Poczułam łzy pod powiekami, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Nie tutaj. Nie przy niej.
— Przykro mi — wymamrotała w końcu Zofia, ale jej głos był chłodny jak lód.
Mikołaj ścisnął moją dłoń mocniej. — Olenka jest silna. Przeszła przez wiele.
Zofia spojrzała na mnie z nową podejrzliwością. — Silna… Ale czy wystarczająco silna dla naszego syna?
Wojciech odłożył gazetę i spojrzał na żonę z wyrzutem. — Zosiu, daj już spokój dziewczynie.
Ale ona tylko wzruszyła ramionami. — Chcę wiedzieć, z kim mój syn chce się związać na całe życie. To chyba normalne?
Mikołaj westchnął ciężko. — Mamo, Olenka jest dla mnie najważniejsza. Kocham ją.
Zofia spojrzała na niego z wyrzutem. — A co z rodziną? Co z tradycją? Chcesz poślubić dziewczynę bez porządnej pracy i bez ojca?
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Wstałam gwałtownie z kanapy.
— Przepraszam… Muszę wyjść na chwilę — wyszeptałam i wybiegłam do ogrodu.
Powietrze było zimne i wilgotne. Oparłam się o mur i pozwoliłam łzom płynąć. Czułam się jak intruz w świecie, do którego nigdy nie będę należeć. Słyszałam za sobą kroki — to był Mikołaj.
— Olenka… Proszę, nie przejmuj się moją mamą. Ona zawsze taka była…
— Ale ja nie chcę być powodem konfliktu w twojej rodzinie! — wybuchłam. — Nie chcę, żebyś musiał wybierać między mną a nimi.
Mikołaj objął mnie mocno. — Nie musisz się zmieniać dla nich. Kocham cię taką, jaka jesteś.
Ale czy to wystarczy? Czy miłość wystarczy, by przetrwać w świecie pełnym oczekiwań i uprzedzeń?
Wróciliśmy do salonu. Zofia patrzyła na nas chłodno.
— Jeśli naprawdę chcecie być razem, musicie udowodnić, że potraficie sobie poradzić — powiedziała twardo.
Przez kolejne tygodnie czułam się jak pod lupą. Każde nasze spotkanie było testem: czy jestem wystarczająco dobra, czy potrafię gotować tradycyjne potrawy, czy znam odpowiednie modlitwy na Wigilię… Zofia znajdowała we mnie coraz to nowe wady: „Za mało mówisz”, „Za dużo się śmiejesz”, „Nie powinnaś tak się ubierać”.
Wojciech czasem mrugał do mnie porozumiewawczo zza gazety, jakby chciał powiedzieć: „Nie przejmuj się nią”. Ale ja przejmowałam się coraz bardziej. Zaczęłam wątpić w siebie i w naszą przyszłość.
Pewnego wieczoru Mikołaj przyszedł do mnie z kwiatami i listem od swojej matki. Drżały mi ręce, gdy go otwierałam:
„Olenko,
Nie jestem pewna, czy jesteś odpowiednią osobą dla mojego syna. Ale widzę, że on cię kocha i że ty go kochasz. Może powinnam dać wam szansę. Ale proszę cię – nie rani go.”
Czy to była akceptacja? Czy tylko kolejny test?
Zadzwoniłam do mamy. Płakałam jej w słuchawkę:
— Mamo… Ja już nie wiem, czy dam radę…
Mama westchnęła ciężko:
— Córeczko, życie nigdy nie jest łatwe. Ale jeśli kochasz Mikołaja i on kocha ciebie – walcz o wasze szczęście. Nie pozwól nikomu decydować za ciebie.
Te słowa dodały mi siły. Następnego dnia poszłam do Zofii sama.
— Pani Zofio… Chciałam powiedzieć tylko jedno: kocham Mikołaja i zrobię wszystko, by był szczęśliwy. Ale nie będę udawać kogoś innego tylko po to, by pani mnie zaakceptowała.
Zofia spojrzała na mnie długo i uważnie. W jej oczach zobaczyłam cień szacunku – albo może tylko rezygnacji.
Od tamtej pory relacje trochę się poprawiły – choć nigdy nie były łatwe ani proste. Nadal czuję się czasem jak obca w tym domu pełnym zasad i tradycji. Ale już wiem jedno: nie mogę żyć według cudzych oczekiwań.
Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla miłości? Czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy cały świat mówi ci „nie”? Może właśnie wtedy najbardziej trzeba być sobą…