„Moja córka nie chce, żebym z nią mieszkała… Czy naprawdę jestem problemem?”

— Mamo, ile jeszcze zamierzasz tu zostać? — Głos Kasi był cichy, ale wyczuwałam w nim napięcie. Stała w kuchni, opierając się o blat, z kubkiem kawy w dłoni. Jej oczy nie patrzyły na mnie, tylko gdzieś w bok, jakby szukała ucieczki.

Zamarłam z łyżką w ręku. Mieszałam właśnie zupę, którą ugotowałam dla niej i wnuczki. Przez chwilę miałam ochotę udawać, że nie słyszałam pytania, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Przecież to ja tu jestem gościem. Gościem we własnej rodzinie.

— Kasiu… Ja… Jeszcze kilka dni. U Magdy nie mogę zostać, a do siebie wracać nie chcę — odpowiedziałam cicho, czując jak ściska mnie w gardle.

Wiedziałam, że nie powinnam była się wtrącać do spraw syna i jego żony. Ale kiedy Magda po raz kolejny powiedziała mi, że „moje rady są już niemodne”, nie wytrzymałam. Wybuchłam. Wyszłam z ich mieszkania trzaskając drzwiami i zadzwoniłam do Kasi. Zawsze była tą spokojniejszą, bardziej wyrozumiałą córką. Myślałam, że mnie przyjmie z otwartymi ramionami.

Pierwsze dwa dni były nawet miłe. Kasia starała się być uprzejma, jej mąż Paweł również nie narzekał. Ale potem zaczęły się drobiazgi: „Mamo, nie przestawiaj rzeczy w kuchni”, „Mamo, nie musisz codziennie gotować”, „Mamo, Zosia ma swoje rytuały przed snem”.

Czułam się coraz bardziej zbędna. Nawet wnuczka zaczęła mnie unikać — może dlatego, że próbowałam ją przytulić, kiedy była zajęta tabletem? Może dlatego, że próbowałam opowiedzieć jej bajkę zamiast puścić kolejny odcinek „Psi Patrol”?

Wieczorem usiadłam na kanapie i patrzyłam na Kasię, która układała Zosię do snu. Słyszałam jej cichy szept: „Babcia musi niedługo wrócić do siebie”.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie czasy, gdy Kasia była mała i to ja ją tuliłam do snu. Gdzie się podziały te lata? Kiedy stałam się dla niej ciężarem?

Następnego dnia rano próbowałam porozmawiać z Kasią.

— Kasiu… Jeśli ci przeszkadzam, powiedz mi szczerze — zaczęłam niepewnie.

Westchnęła ciężko i usiadła naprzeciwko mnie przy stole.

— Mamo, to nie tak… Po prostu… My mamy swoje życie. Zosia ma szkołę, Paweł pracuje z domu… Ja też mam dużo na głowie. Nie chcę cię ranić, ale… Czuję się trochę przytłoczona.

Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

— Przepraszam — wyszeptałam. — Nie chciałam wam przeszkadzać.

Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Mamo, ty nigdy nie pytasz nas o zdanie. Po prostu przyjeżdżasz i oczekujesz, że wszystko będzie jak dawniej. Ale my już żyjemy inaczej niż ty…

Zamilkła i spuściła wzrok. W tej chwili poczułam się starsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Wieczorem zadzwonił mój syn Tomek.

— Mamo, Magda mówiła, że wyszłaś bez słowa. Wszystko w porządku?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy powiedzieć mu prawdę? Że czuję się niepotrzebna? Że dzieci mają już swoje życie i nie ma w nim miejsca dla matki?

— Wszystko dobrze — skłamałam. — Zostanę jeszcze kilka dni u Kasi.

Po rozmowie długo siedziałam w ciemności. Przypomniały mi się wszystkie święta spędzone razem, wszystkie rodzinne obiady, kiedy dzieci były jeszcze małe i potrzebowały mnie na każdym kroku. Teraz każdy ma swoje sprawy, swoje rytuały i swoje granice.

Następnego dnia rano Kasia zostawiła mi kartkę na stole: „Mamo, wrócimy późno. Zosia ma dodatkowe zajęcia”.

Siedziałam sama w pustym mieszkaniu i czułam się jak intruz. Zastanawiałam się: czy to ja jestem problemem? Czy może świat tak bardzo się zmienił?

Wieczorem Kasia wróciła zmęczona i od razu zamknęła się w swoim pokoju. Usłyszałam tylko ciche: „Dobranoc”.

Nie spałam całą noc. Rano spakowałam walizkę i zostawiłam Kasi liścik: „Dziękuję za wszystko. Wracam do siebie.”

Wyszłam na klatkę schodową i poczułam ulgę pomieszaną z żalem. Może rzeczywiście muszę nauczyć się żyć sama? Może czas pogodzić się z tym, że dzieci mają swoje życie?

Patrząc przez okno autobusu na mijające bloki i parki zastanawiałam się: czy naprawdę jestem ciężarem dla własnych dzieci? Czy każda matka musi kiedyś nauczyć się samotności? Co wy o tym myślicie?