„Między młotem a kowadłem: Jak moja teściowa rozbija naszą rodzinę”
– Znowu rozmawiałaś z mamą? – zapytałem, patrząc na Wiktorię, która nerwowo ściskała telefon w dłoni. W kuchni pachniało świeżo zaparzoną kawą, ale atmosfera była gęsta jak nigdy.
– Przecież to tylko kilka rad, Michał. Mama wie, co robić w takich sytuacjach – odpowiedziała cicho, unikając mojego wzroku.
Wiedziałem już, co to oznacza. Kolejna decyzja podjęta bez mojego udziału. Kolejna noc, kiedy będę się zastanawiał, czy w ogóle mam jeszcze coś do powiedzenia w tym domu.
Nie zawsze tak było. Kiedy poznaliśmy się z Wiktorią na studiach w Krakowie, była pełna życia i niezależna. Zakochałem się w jej śmiechu i odwadze. Jej mama, pani Lidia, wydawała się wtedy miłą kobietą – trochę nadopiekuńczą, ale kto nie jest? Dopiero po ślubie zobaczyłem prawdziwe oblicze tej relacji.
Pierwszy raz poczułem się nieswojo, gdy wróciliśmy z podróży poślubnej. Wiktoria od razu zadzwoniła do mamy, żeby opowiedzieć jej o każdym szczególe. Pomyślałem: „To normalne, są blisko”. Ale potem zaczęły się drobne sprawy: wybór firanek do mieszkania, kolor ścian w salonie, nawet to, jaką pastę do zębów kupujemy. Zawsze musiała zadzwonić do mamy.
– Michał, mama mówi, że biel będzie lepsza niż szarość – słyszałem niemal codziennie.
Z początku próbowałem żartować:
– A może zapytamy jeszcze sąsiadkę? Może ona też ma coś do powiedzenia?
Wiktoria się śmiała, ale coraz częściej widziałem w jej oczach niepokój. Jakby bała się zrobić coś bez aprobaty matki.
Prawdziwy dramat zaczął się po narodzinach naszej córki, Zosi. Lidia przyjechała do nas „pomóc” na kilka dni. Została trzy miesiące. Każdy mój ruch był komentowany:
– Michał, nie tak trzyma się dziecko! – krzyczała z kuchni.
– Michał, nie dawaj jej tej kaszki, przecież mówiłam!
Czułem się jak gość we własnym domu. Wiktoria była rozdarta – kochała mnie, ale nie potrafiła postawić granic matce. Ja coraz częściej wychodziłem z domu pod pretekstem pracy.
Pewnego wieczoru usłyszałem ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Mamo, Michał jest zmęczony…
– Boże dziecko! On nie wie nic o życiu! Ty musisz myśleć o sobie i o Zosi! Ja wiem najlepiej!
Wtedy coś we mnie pękło. Zacząłem unikać rozmów z Wiktorią. Każda próba szczerej rozmowy kończyła się łzami lub telefonem do mamy.
– Michał, dlaczego nie możesz być bardziej jak mój tata? On zawsze słuchał mamy…
Zacząłem się zastanawiać: czy to ja jestem problemem? Czy może cała nasza rodzina jest tylko przedłużeniem rodziny Lidii?
Kiedy Zosia poszła do przedszkola, sytuacja tylko się pogorszyła. Lidia codziennie dzwoniła z nowymi radami:
– Nie pozwól jej jeść glutenu! –
– Ubierz ją cieplej! –
– Michał powinien więcej zarabiać!
Czułem się coraz bardziej osaczony. Zacząłem rozmawiać z kolegami z pracy. Jeden z nich powiedział mi:
– Stary, musisz postawić granice. Albo ona wybierze ciebie, albo matkę.
Ale jak postawić granice komuś, kto całe życie był zależny od matki? Próbowałem terapii par. Wiktoria zgodziła się pójść raz – po czym zadzwoniła do mamy i powiedziała jej wszystko.
Pewnego dnia wróciłem wcześniej z pracy i zobaczyłem Lidię siedzącą na naszym balkonie. Paliła papierosa i patrzyła na mnie z wyższością.
– Michał, ty nigdy nie zrozumiesz kobiet – powiedziała lodowatym tonem.
Wtedy podjąłem decyzję: muszę walczyć o siebie i o naszą rodzinę. Zacząłem rozmawiać z Wiktorią otwarcie:
– Kocham cię, ale nie mogę żyć w trójkącie z twoją mamą. Musisz wybrać: albo budujemy nasze życie razem, albo pozwalasz mamie decydować za nas.
Wiktoria płakała całą noc. Następnego dnia spakowała rzeczy Zosi i pojechała do mamy „na kilka dni”. Minęły tygodnie. Dzwoniła rzadko. Czułem pustkę i żal – do niej, do siebie, do Lidii.
Po miesiącu wróciły. Wiktoria była inna – cicha, zamknięta w sobie. Próbowała udawać normalność, ale wiedziałem, że coś się skończyło.
Dziś siedzę sam przy kuchennym stole i patrzę na zdjęcie naszej rodziny sprzed kilku lat. Zastanawiam się: czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy można wygrać z kimś, kto całe życie trzyma drugą osobę na smyczy?
Może to ja jestem słaby? Może powinienem był walczyć mocniej? A może są rzeczy silniejsze od miłości?
Czy Wy też mieliście kiedyś poczucie, że ktoś trzeci rządzi Waszym życiem? Co byście zrobili na moim miejscu?