„Mamo, a dlaczego ty nigdy mnie nie przytulałaś?” – Prawda, która bolała bardziej niż samotność

– Mamo, a dlaczego ty nigdy mnie nie przytulałaś?

Zamarłam z łyżeczką w dłoni. Herbata parowała między nami, a zapach szarlotki unosił się w kuchni. Moja córka, Dorota, spojrzała na mnie spokojnie, bez wyrzutu. Miała już trzydzieści pięć lat, dwójkę dzieci i własny dom. Ale w tej chwili zobaczyłam w niej małą dziewczynkę, którą kiedyś byłam dla swojej matki.

– Co ty mówisz, Dorotko? – próbowałam się uśmiechnąć, ale głos mi zadrżał.

– Po prostu… nigdy mnie nie przytulałaś. Ani jak byłam mała, ani później. Zawsze byłaś taka… zimna. – Jej oczy były poważne, ale nie gniewne. – Zastanawiałam się, czy coś zrobiłam nie tak.

Poczułam, jak serce ściska mi się w środku. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem albo uciec z kuchni. Ale zostałam. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na swoje dłonie – szorstkie, popękane od pracy i lat.

– To nie tak… – zaczęłam cicho. – Ja… nie umiałam inaczej.

Dorota milczała. Czekała. W tej ciszy usłyszałam własne myśli: „Nie umiałam inaczej”. Czy to wystarczające wytłumaczenie? Czy to cokolwiek tłumaczy?

Wychowałam się w małym miasteczku pod Radomiem. Mój ojciec pił, matka była twarda jak skała. Nigdy mnie nie przytuliła, nie powiedziała „kocham cię”. Jej miłość była w codziennych obowiązkach: czystej pościeli, gorącej zupie, wyprasowanych koszulach. Czułość była luksusem, na który nikt nie miał czasu ani odwagi.

Pamiętam jedną noc, miałam może siedem lat. Obudziłam się z krzykiem po koszmarze. Pobiegłam do mamy, a ona tylko powiedziała: „Cicho bądź, bo ojca obudzisz”. Wróciłam do łóżka i płakałam w poduszkę. Od tamtej pory nauczyłam się nie prosić o bliskość.

– Bałam się… – wyszeptałam. – Bałam się być słaba. Myślałam, że jak będę twarda, to ochronię ciebie przed tym wszystkim, co mnie spotkało.

Dorota spuściła wzrok. – Ale ja potrzebowałam tylko twoich ramion.

Zrobiło mi się duszno. Przypomniały mi się wszystkie te chwile, kiedy widziałam ją płaczącą po kłótni z koleżanką w podstawówce albo po pierwszym zawodzie miłosnym w liceum. Zawsze mówiłam: „Nie płacz, trzeba być silną”. Nigdy nie zapytałam: „Chcesz się przytulić?”

– Przepraszam – powiedziałam nagle. – Naprawdę przepraszam.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie w tej kuchni pełnej wspomnień i niedopowiedzeń. Przez okno wpadało popołudniowe światło. Czułam się naga i bezbronna wobec własnego dziecka.

– Wiesz… – zaczęła Dorota cicho – ja długo myślałam, że coś ze mną jest nie tak. Że nie zasługuję na czułość. Dopiero kiedy urodziłam własne dzieci… Zrozumiałam, jak bardzo tego potrzebowałam.

Zazdrościłam jej tej odwagi – że potrafi przytulać swoje dzieci bez lęku i wstydu. Że przełamała to, czego ja nie umiałam przełamać przez całe życie.

– Twoja babcia też mnie nigdy nie przytulała – powiedziałam po chwili. – U nas w domu… to było jakby zakazane. Czułość była słabością.

Dorota spojrzała na mnie ze smutkiem i zrozumieniem jednocześnie.

– Może czas to zmienić? – zapytała cicho.

Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Potem Dorota wstała i podeszła do mnie powoli. Objęła mnie delikatnie ramionami. Poczułam jej ciepło i łzy napłynęły mi do oczu.

– Mamo… jeszcze nie jest za późno – szepnęła.

Objęłam ją nieporadnie, jakbym uczyła się tego pierwszy raz w życiu. Drżały mi ręce. Ale poczułam coś dziwnego – ulgę i ból jednocześnie. Jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar całego życia.

Po chwili usiadłyśmy z powrotem przy stole. Dorota uśmiechnęła się przez łzy.

– Wiesz… czasem jedno przytulenie znaczy więcej niż tysiąc słów.

Patrzyłam na nią długo. Myślałam o wszystkich kobietach w naszej rodzinie – o mojej matce, babci, o sobie i o Dorocie. Ile pokoleń musiało żyć bez czułości? Ile dzieci płakało po nocach w poduszkę?

– Może to ja powinnam była zapytać moją mamę o to samo…

Zastanawiam się teraz: czy naprawdę można nauczyć się czułości po sześćdziesiątce? Czy wystarczy jedno przytulenie, by naprawić lata milczenia? Co wy byście odpowiedzieli swojej córce na takie pytanie?