Gdzie jest mój dom?

Późnym wieczorem, kiedy cisza już dawno zapanowała w naszym małym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, zadzwonił telefon. Dźwięk był ostry, przeszywający, jakby zwiastował coś złego. Spojrzałam na zegar – była 22:47. Przez chwilę wahałam się, czy odebrać. O tej porze nikt nie dzwoni bez powodu. W końcu podniosłam słuchawkę.

– Halo? – mój głos był cichy, prawie niepewny.

Po drugiej stronie usłyszałam znajome drżenie. – Mama, to ja, Kaja. Mam problem. Mąż mnie wyrzucił. Jutro rano przyjadę do was i będę mieszkać u was.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Kaja… Moja córka, z którą nie rozmawiałam od pięciu lat. Ostatni raz widziałyśmy się na pogrzebie jej ojca, mojego męża, Adama. Wtedy padły słowa, których nie da się cofnąć. Słowa, które rozdarły naszą rodzinę na strzępy.

Wzięłam głęboki oddech. – Posłuchaj, Kajo… Już dawno nie masz rodziców. Ani domu, gdzie kiedyś mieszkałaś.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jej przyspieszony oddech.

– Co? – przerwała mi, a w jej głosie zabrzmiało niedowierzanie i ból. – Co ty powiedziałaś?

Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać łzy. Przypomniałam sobie tamten dzień, kiedy Kaja wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Miała wtedy dwadzieścia dwa lata, była świeżo po ślubie z tym swoim Michałem. Nigdy go nie zaakceptowałam. Był dla mnie zbyt pewny siebie, zbyt arogancki. Ale Kaja była uparta. Wybrała jego, a nie nas.

– Mamo, proszę… – jej głos złamał się. – Nie mam dokąd pójść. Michał… On mnie zdradził. Wyrzucił z domu. Zabrał mi wszystko. Nie mam nawet gdzie spać.

W mojej głowie kłębiły się myśli. Przez te lata próbowałam sobie wmówić, że jestem silna. Że nie potrzebuję nikogo. Ale teraz, gdy usłyszałam jej rozpacz, poczułam się jak matka, która zawiodła.

– Kaja… – zaczęłam, ale głos ugrzązł mi w gardle. – To nie jest takie proste.

– Dlaczego? – zapytała cicho. – Przecież jestem twoją córką.

– Byłaś… – szepnęłam, sama nie wierząc w to, co mówię. – Po tym wszystkim, co się stało…

– Mamo, błagam cię! – krzyknęła. – Nie zostawiaj mnie teraz!

Usłyszałam w tle szloch. Przez chwilę chciałam rzucić słuchawką, uciec od tej rozmowy. Ale nie mogłam. Przypomniałam sobie, jak trzymałam ją na rękach, kiedy była mała. Jak tuliła się do mnie po nocnych koszmarach. Jak śmiała się, gdy uczyłam ją jeździć na rowerze w parku Skaryszewskim.

– Przyjedź rano – powiedziałam w końcu, zrezygnowana. – Porozmawiamy.

Odkładając słuchawkę, poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie przewijały się obrazy z przeszłości: kłótnie, łzy, ciche dni pełne żalu. Adam zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza. A ja? Zostałam sama, z własnym bólem i dumą.

Rano obudził mnie dźwięk domofonu. Zerwałam się z łóżka, nieprzytomna. W drzwiach stała Kaja. Wyglądała inaczej niż ją zapamiętałam – wychudzona, z podkrążonymi oczami, włosy w nieładzie. W rękach trzymała jedną torbę.

– Cześć, mamo – powiedziała cicho.

Nie wiedziałam, co zrobić. Przytulić ją? Odepchnąć? Stałyśmy tak przez chwilę, patrząc na siebie jak obce kobiety.

– Wejdź – powiedziałam w końcu.

Usiadłyśmy w kuchni. Kaja patrzyła na mnie z nadzieją i strachem. Ja nie mogłam oderwać wzroku od jej dłoni – drżały lekko.

– Co się stało? – zapytałam w końcu.

– Michał… On od dawna mnie zdradzał. Wczoraj wróciłam wcześniej do domu i zobaczyłam go z inną. Powiedział, żebym się wyniosła. Że już mnie nie kocha. – Głos jej się załamał.

Przez chwilę milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony czułam złość – na nią, na Michała, na siebie. Z drugiej – współczucie.

– Dlaczego do mnie dzwonisz po tylu latach? – zapytałam ostrożnie.

– Bo nie mam nikogo innego – odpowiedziała. – Przepraszam za wszystko, co powiedziałam wtedy… na pogrzebie taty. Byłam wściekła. Myślałam, że mnie nie kochasz.

Zacisnęłam pięści. Przypomniałam sobie jej słowa: „Jesteś zimna jak lód! Nigdy nie byłaś prawdziwą matką!” Bolało wtedy. Bolało do dziś.

– Może rzeczywiście taka byłam – powiedziałam cicho. – Ale ty też mnie zraniłaś.

Kaja spuściła głowę. – Wiem. Przepraszam.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. W kuchni pachniało kawą i starymi wspomnieniami.

– Co teraz zamierzasz? – zapytałam w końcu.

– Nie wiem – odpowiedziała. – Muszę znaleźć pracę, mieszkanie… Ale najpierw chciałam cię prosić o wybaczenie.

Spojrzałam na nią. W jej oczach zobaczyłam tę samą dziewczynkę, którą kiedyś kochałam ponad wszystko. Może czasem trzeba stracić wszystko, żeby zrozumieć, co jest naprawdę ważne?

– Zostań na razie tutaj – powiedziałam. – Zobaczymy, co będzie dalej.

Kaja uśmiechnęła się przez łzy. – Dziękuję, mamo.

Patrzyłam na nią długo. W moim sercu pojawiła się nadzieja, że może jeszcze uda nam się odbudować to, co straciłyśmy.

Czasem zastanawiam się, czy można naprawdę wybaczyć i zacząć od nowa. Czy dom to miejsce, czy ludzie, którzy w nim są? Może każdy z nas musi najpierw odnaleźć siebie, żeby móc wrócić do innych…