Gdy mąż wyjechał, teściowa zapukała do drzwi: Trzy dni, które zmieniły moje spojrzenie na rodzinę
— Znowu nie posoliłaś ziemniaków, Aniu? — głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami mokrymi od wody, i przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść. Ale nie mogłam. Mój mąż, Tomek, wyjechał nagle do Warszawy służbowo, a tego samego dnia na progu pojawiła się jego mama, pani Halina. Bez zapowiedzi, z walizką i miną, która nie wróżyła niczego dobrego.
— Przepraszam, zapomniałam — odpowiedziałam cicho, czując jak narasta we mnie irytacja. To był dopiero pierwszy wieczór.
Teściowa rozgościła się w naszym mieszkaniu jakby było jej własne. Zaczęła od przestawiania rzeczy w kuchni. — Tu powinny stać przyprawy, a nie kubki — mruczała pod nosem. Potem zabrała się za łazienkę: „Kto trzyma ręczniki na pralce? Przecież wilgotnieją!”
Próbowałam zachować spokój. Wiedziałam, że Tomek zawsze był jej oczkiem w głowie. Ale nie spodziewałam się, że trzy dni pod jednym dachem mogą być tak trudne.
Drugiego dnia rano usłyszałam rozmowę przez telefon:
— Tak, Tomku, wszystko w porządku. Ania sobie radzi… No, radzi sobie na swój sposób — powiedziała teściowa z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowa.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę jestem aż tak złą żoną? Czy nie zasługuję na odrobinę zaufania?
Po południu przyszła sąsiadka, pani Zosia. Teściowa zaprosiła ją na kawę bez pytania mnie o zdanie. Siedziały przy stole i rozmawiały o mnie — jakby mnie tam nie było.
— Młode to teraz wszystko by chciało mieć gotowe. A żeby coś ugotować porządnie, to już nie bardzo — mówiła teściowa.
— Oj Halinko, ty to masz szczęście, że możesz tu być i pomóc — przytakiwała pani Zosia.
Czułam się jak dziecko, które ktoś ocenia za plecami. Wyszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Po chwili usłyszałam pukanie.
— Aniu, nie przesadzaj. Przecież chcę dobrze — powiedziała teściowa przez drzwi.
Otworzyłam je powoli. — Ale ja też chcę dobrze. To mój dom. Chciałabym mieć trochę prywatności.
Spojrzała na mnie zaskoczona. — Myślałam, że ci pomagam.
— Czasem twoja pomoc jest dla mnie ciężarem — powiedziałam cicho.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem niewdzięczna? Czy powinnam być bardziej cierpliwa? Przypomniałam sobie własną mamę i jej opowieści o babci — jak trudno było jej znaleźć swoje miejsce w nowej rodzinie.
Trzeciego dnia rano teściowa zaczęła pakować swoje rzeczy. Przyszła do mnie do kuchni i usiadła przy stole.
— Wiesz, Aniu… Chyba trochę przesadziłam. Tomek zawsze był moim dzieckiem i trudno mi oddać go komuś innemu. Ale widzę, że jesteś dobrą żoną. Tylko… czasem chciałabym poczuć się potrzebna.
Usiadłam naprzeciwko niej. — Rozumiem cię. Ale ja też chcę budować własny dom po swojemu. Może następnym razem po prostu zapytasz mnie, czy czegoś potrzebuję?
Uśmiechnęła się smutno. — Dobrze. Spróbuję.
Kiedy wychodziła, przytuliła mnie pierwszy raz odkąd jestem żoną Tomka. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie — bo wiedziałam, że ta rozmowa powinna była odbyć się dużo wcześniej.
Kiedy Tomek wrócił do domu, opowiedziałam mu wszystko. Słuchał uważnie, a potem objął mnie mocno.
— Dziękuję ci, że jesteś taka silna — powiedział cicho.
Patrzyłam przez okno na szare niebo i zastanawiałam się: dlaczego w polskich rodzinach tak trudno rozmawiać o granicach? Czy naprawdę musimy ranić się nawzajem w imię „pomocy”? Może czasem wystarczy po prostu zapytać: „Czego potrzebujesz?”