Zostawił mnie w dziewiątym miesiącu ciąży, a po trzech latach wrócił błagać o wybaczenie. Czy można odbudować zaufanie po takim ciosie?

— Nie możesz mi tego zrobić! — krzyknęłam, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Michał stał w przedpokoju, trzymając w ręku walizkę. Jego twarz była blada, a wzrok wbity w podłogę. W moim brzuchu Antoś poruszył się niespokojnie, jakby wyczuwał napięcie.

— Przepraszam, Marto. Ja… ja nie potrafię — wyszeptał, ledwo słyszalnie. — To wszystko mnie przerosło.

Zamarłam. Dziewiąty miesiąc ciąży. Wspólne mieszkanie, które urządzaliśmy przez ostatnie tygodnie. Ślub, na który zdecydowaliśmy się nagle, bo przecież „tak będzie lepiej dla dziecka”. Osiem lat razem — osiem lat randek, wspólnych wyjazdów, planów na przyszłość. I nagle wszystko się rozpadło.

Michał wyszedł. Usłyszałam trzask drzwi i ciszę, która była głośniejsza niż jakikolwiek krzyk. Przez kilka minut stałam nieruchomo, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Potem upadłam na podłogę i płakałam tak głośno, że sąsiadka z dołu przyszła zapytać, czy wszystko w porządku.

Nie było w porządku. Nic już nie było w porządku.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w transie. Mama przyjechała z Radomia i została ze mną do porodu. To ona trzymała mnie za rękę, kiedy rodziłam Antosia. To ona płakała razem ze mną, kiedy wracałyśmy do pustego mieszkania. Michał nie pojawił się ani razu. Nie zadzwonił. Nie napisał.

Pierwsze miesiące były najgorsze. Antoś płakał nocami, a ja razem z nim. Czułam się oszukana, zdradzona, upokorzona. Każdy dzień był walką o przetrwanie — o to, żeby wstać z łóżka, żeby zrobić śniadanie, żeby nie płakać przy dziecku.

Znajomi pytali: „Co się stało?”, „Gdzie jest Michał?”, „Może wróci?”. Nienawidziłam tych pytań. Nienawidziłam litości w ich oczach.

Po roku zaczęłam powoli stawać na nogi. Znalazłam pracę w przedszkolu jako pomoc nauczyciela. Mama wróciła do siebie, ale dzwoniłyśmy codziennie. Antoś rósł jak na drożdżach — był moim promykiem słońca w tym całym mroku.

Czasem zastanawiałam się, co by było, gdyby Michał został. Czy bylibyśmy szczęśliwi? Czy potrafiłby być ojcem? Ale potem przypominałam sobie ten wieczór — jego twarz, jego słowa — i czułam tylko pustkę.

Trzy lata później.

Była sobota. Siedziałam z Antosiem na placu zabaw pod blokiem. Słońce świeciło mocno jak na kwiecień. Antoś biegał za piłką z innymi dziećmi, a ja rozmawiałam z sąsiadką o przedszkolnych problemach.

Nagle zobaczyłam go. Stał przy furtce, niepewnie rozglądając się wokół. Zmienił się — schudł, miał siwe pasma we włosach. Przez chwilę myślałam, że to tylko przywidzenie.

— Marta… — usłyszałam cicho.

Zamarłam. Sąsiadka spojrzała na mnie pytająco.

— Michał? — głos mi zadrżał.

Podszedł bliżej, trzymając w ręku jakiś prezent zapakowany w kolorowy papier.

— Mogę… mogę z tobą porozmawiać?

Wstałam powoli, czując jak serce wali mi jak młotem.

— Po trzech latach? — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Teraz chcesz rozmawiać?

Spojrzał na mnie błagalnie.

— Wiem, że nie mam prawa prosić cię o nic… Ale muszę spróbować. Chcę zobaczyć syna. Chcę ci wszystko wyjaśnić.

Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu tym prezentem w twarz i odejść bez słowa. Ale spojrzałam na Antosia — biegał po trawie i śmiał się w głos. Czy miałam prawo odebrać mu ojca?

Zgodziłam się na rozmowę.

Usiedliśmy na ławce pod blokiem. Michał długo milczał, bawiąc się nerwowo kluczami od samochodu.

— Bałem się — zaczął w końcu cicho. — Bałem się odpowiedzialności, bałem się ojcostwa… Bałem się wszystkiego. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie.

— Nie masz pojęcia, przez co przeszłam — przerwałam mu ostro. — Zostawiłeś mnie samą wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam!

— Wiem… — spuścił głowę. — Przez te trzy lata próbowałem o was zapomnieć, ale nie potrafiłem. Chodziłem na terapię… Próbowałem poukładać sobie wszystko w głowie. Chcę być ojcem dla Antosia. Chcę ci pomóc.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach — pierwszy raz od lat widziałam go takiego bezbronnego.

— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam szczerze. — Nie wiem nawet, czy chcę próbować…

Michał skinął głową ze zrozumieniem.

— Nie proszę cię o nic od razu. Chcę tylko być blisko syna… I jeśli pozwolisz — spróbować naprawić to wszystko.

Przez kolejne tygodnie Michał przychodził regularnie do Antosia. Na początku byłam przy każdej ich rozmowie — bałam się zostawić ich samych nawet na minutę. Ale widziałam, jak bardzo Michał się stara: zabierał Antosia na spacery, czytał mu bajki, uczył jeździć na rowerze.

Antoś szybko zaakceptował nową sytuację — dla niego tata był kimś nowym i fascynującym. Dla mnie to była walka z samą sobą: z żalem, gniewem i strachem przed kolejnym zawodem.

Moja mama była przeciwna temu powrotowi:

— On cię skrzywdzi jeszcze raz! Ludzie się nie zmieniają!

Ale ja widziałam zmianę w Michale… Albo chciałam ją widzieć? Każdego dnia zadawałam sobie pytanie: czy można odbudować zaufanie po takim ciosie?

Pewnego wieczoru Michał zapytał:

— Marta… Czy jest choć cień szansy dla nas?

Spojrzałam mu prosto w oczy i odpowiedziałam:

— Nie wiem… Ale chcę spróbować dla Antosia. I dla siebie też.

Czas pokaże, czy to była dobra decyzja.

Czasem patrzę na śpiącego Antosia i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy serce matki jest w stanie zapomnieć o takim bólu? A może są rzeczy niewybaczalne? Co wy byście zrobili na moim miejscu?