Zawsze w cieniu siostry: Moje życie, którego nikt nie widzi

– Znowu nie posprzątałaś po sobie, Aniu! – głos mamy przebił się przez ścianę kuchni jak ostrze. Stałam przy zlewie, wpatrując się w brudny talerz, który zostawiła Kasia. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mama już była obok mnie. – Kasia ma dzisiaj ważny egzamin, powinnaś jej pomóc, a nie dokładać obowiązków!

Zacisnęłam pięści. Ile razy słyszałam te słowa? Od dziecka byłam tą drugą. Kasia – starsza o dwa lata, zawsze najlepsza uczennica, ulubienica wszystkich cioć i babć. Ja – Ania, ta cichsza, mniej przebojowa, wiecznie porównywana. Nawet kiedy miałam piątkę z matematyki, mama pytała: „A Kasia miała szóstkę?”

Pamiętam jedno popołudnie z podstawówki. Siedziałam na dywanie w swoim pokoju i układałam puzzle. Mama weszła bez pukania.
– Aniu, idź pomóż Kasi z polskim.
– Ale ja mam zadanie z angielskiego…
– Kasia jest starsza, jej nauka jest ważniejsza. Ty sobie poradzisz.

Tak było zawsze. Moje potrzeby były mniej ważne. Nawet kiedy zachorowałam na ospę i miałam gorączkę, mama martwiła się, czy Kasia nie zarazi się przed olimpiadą. Wtedy pierwszy raz poczułam się naprawdę niewidzialna.

Lata mijały. Kasia szła przez życie jak burza: liceum z wyróżnieniem, studia medyczne w Warszawie. Mama była dumna. Ja wybrałam pedagogikę w rodzinnym mieście – „boję się puścić cię samą do dużego miasta”, mówiła mama. Ale wiedziałam, że chodziło o coś innego: ktoś musiał zostać w domu i pomagać.

Kiedy tata odszedł do innej kobiety, miałam 19 lat. Kasia już wtedy mieszkała w akademiku. Mama zamknęła się w sobie, a ja przejęłam większość obowiązków domowych. Gotowałam obiady, robiłam zakupy, opiekowałam się młodszym bratem. Mama coraz częściej powtarzała:
– Gdyby nie Kasia, nie miałabym po co żyć.

A ja? Czy ja byłam tylko tłem dla jej sukcesów?

Najgorsze przyszło po studiach. Dostałam pracę w przedszkolu – nieźle płatną jak na nasze miasto. Chciałam wynająć mieszkanie z koleżanką.
– Jak możesz zostawić mnie samą? – zapytała mama z wyrzutem.
– Mamo, mam 25 lat…
– Kasia nigdy by mnie nie zostawiła.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że Kasia od lat żyje własnym życiem i wraca do domu tylko na święta. Ale dla mamy to ja byłam tą „nieodpowiedzialną”.

Pewnego dnia zadzwoniła Kasia.
– Anka, musisz mi pomóc. Mam dyżur w szpitalu i nie mam z kim zostawić Zuzi.
Zgodziłam się bez wahania – przecież to moja siostra. Przez tydzień opiekowałam się jej córką, gotowałam obiady i sprzątałam jej mieszkanie. Kiedy wróciła, nawet nie podziękowała.

Wieczorem zadzwoniła mama:
– Widzisz? Kasia zawsze może na ciebie liczyć. Jesteś dobrą siostrą.
Ale nikt nie zapytał mnie, czy jestem szczęśliwa.

W pracy coraz częściej zostawałam po godzinach – tylko tam czułam się doceniona. Dzieci mnie lubiły, koleżanki chwaliły za pomysły na zajęcia plastyczne. Ale kiedy wracałam do domu, czekały na mnie tylko pretensje i lista rzeczy do zrobienia.

W zeszłym roku poznałam Michała – ciepłego, spokojnego chłopaka z sąsiedztwa. Po kilku miesiącach zaproponował wspólne mieszkanie.
– Mamo… Chciałabym zamieszkać z Michałem.
Mama spojrzała na mnie jak na zdrajczynię.
– A kto będzie mi pomagał? Kasia ma rodzinę i karierę! Ty jesteś moją jedyną podporą!

Poczułam się jak w pułapce. Michał próbował mnie przekonać:
– Aniu, masz prawo do własnego życia.
Ale ja nie umiałam postawić granic.

W końcu wybuchłam podczas rodzinnej kolacji u Kasi:
– Czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czego ja chcę? Czy zawsze muszę być tylko tłem dla waszych sukcesów?
Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, Kasia wzruszyła ramionami.
– Przesadzasz – powiedziała cicho siostra. – Każdy ma swoje życie.

Wyszłam z płaczem na balkon. Michał poszedł za mną.
– Musisz wybrać siebie – powiedział delikatnie.

Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Wynajęliśmy z Michałem małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Mama przestała dzwonić codziennie; czasem tylko wysyła krótkie wiadomości: „Kasia potrzebuje pomocy”, „Przyjedź na weekend”.

Czuję ulgę i… ogromne poczucie winy. Czy naprawdę mam prawo być szczęśliwa? Czy jestem egoistką?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile jeszcze życia oddam innym? Czy kiedykolwiek będę mogła być po prostu Anią – nie czyjąś siostrą ani córką? Co wy o tym myślicie? Czy można nauczyć się żyć dla siebie?