Zawsze będziesz blisko mnie…

Będziesz ze mną zawsze… – powtarzałam w myślach, przewracając syczące kawałki mięsa na patelni. Przykryłam ją pokrywką, a wtedy zza otwartego okna dobiegł mnie warkot silnika i szelest opon na żwirowanej ścieżce. Wojciech wrócił, a ja jeszcze nie skończyłam obiadu. Sprawdziłam jabłecznik w piekarniku, wyjęłam z lodówki warzywa i zaczęłam je płukać.

— Jadu, jestem w domu! — zawołał, zanim jeszcze zdążyłam się odwrócić. W jego głosie słyszałam zmęczenie, ale i coś jeszcze – coś, co od kilku tygodni nie dawało mi spokoju.

— Zaraz będzie obiad — odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał zwyczajnie.

Wojciech wszedł do kuchni, rzucił klucze na stół i spojrzał na mnie tym swoim uważnym wzrokiem. Przez chwilę milczeliśmy. Czułam napięcie w powietrzu, jakbyśmy oboje czekali na coś nieuchronnego.

— Długo dziś byłaś w sklepie? — zapytał nagle, zbyt obojętnie.

— Byłam jeszcze u mamy. Prosiła, żebym jej pomogła z lekami — odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.

— Znowu? — mruknął pod nosem. — Może powinnaś tam zamieszkać na stałe.

Zamieszałam mięso na patelni, udając, że nie słyszę sarkazmu. Od miesięcy nasze rozmowy przypominały pole minowe – wystarczyło jedno nieostrożne słowo, by wybuchła kłótnia.

— Wojtek… — zaczęłam cicho, ale przerwał mi ruchem ręki.

— Daj spokój, Jadwiga. Jestem zmęczony.

Chciałam powiedzieć mu o tym, co odkryłam kilka dni temu – o wiadomościach w jego telefonie, o kobiecie podpisanej jako „A.”. Ale nie potrafiłam. Strach przed prawdą paraliżował mnie bardziej niż sama zdrada.

Obiad minął w ciszy. Słychać było tylko stukanie sztućców i tykanie zegara na ścianie. Po posiłku Wojciech zamknął się w swoim gabinecie, a ja zostałam sama z myślami i narastającym lękiem.

Wieczorem zadzwoniła mama. Jej głos był słaby, prosiła, żebym przyjechała. Zostawiłam Wojtka bez słowa wyjaśnienia i pojechałam do niej przez ciemniejące już pola. Mama leżała w łóżku, blada i zmęczona.

— Jadwigo… — szepnęła, chwytając mnie za rękę. — Nie pozwól sobie odebrać szczęścia. Nawet jeśli to boli.

Pocałowałam ją w czoło i wróciłam do domu późno w nocy. Wojciech siedział w kuchni przy zgaszonym świetle, z kieliszkiem wina w dłoni.

— Gdzie byłaś? — zapytał chłodno.

— U mamy. Źle się czuła — odpowiedziałam spokojnie.

— Zawsze jesteś gdzieś indziej — powiedział z wyrzutem. — Nigdy tu, ze mną.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przez lata poświęcałam się dla rodziny, rezygnowałam z własnych marzeń, a teraz on miał mi to za złe?

— A ty? Ty jesteś ze mną? — zapytałam ostro. — Czy może z „A.”?

Wojciech zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem, potem opuścił głowę.

— To nic nie znaczyło… — wyszeptał.

Łzy napłynęły mi do oczu. Wszystko się potwierdziło. Zdrada była faktem, nie tylko moim przeczuciem.

— Dlaczego? — zapytałam cicho. — Czego ci brakowało?

— Nie wiem… Może ciebie? Może nas? — odpowiedział bezradnie.

Przez chwilę milczeliśmy oboje. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: wspólne spacery po lesie, śmiech dzieci przy stole, pierwsze święta w nowym domu… Wszystko to nagle straciło sens.

— Chciałem poczuć się ważny… Potrzebny komuś — dodał po chwili Wojciech.

— A ja? Ja już się nie liczę? — zapytałam drżącym głosem.

Nie odpowiedział. Wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z bólem i rozczarowaniem.

Tej nocy nie spałam ani minuty. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo naszej rozmowy. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to moja wina?

Nad ranem podjęłam decyzję. Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy. Potrzebowałam czasu – dla siebie i dla nas obojga.

Wojciech dzwonił wielokrotnie tego dnia. Nie odbierałam. Napisał wiadomość: Zawsze będziesz blisko mnie… Nie wiedziałam już, czy to pocieszenie czy przekleństwo.

Siedząc przy łóżku mamy, patrzyłam przez okno na ogród pełen kwiatów. Zastanawiałam się, czy można odbudować coś, co zostało tak boleśnie zniszczone. Czy miłość naprawdę jest silniejsza niż zdrada? Czy warto walczyć o kogoś, kto przestał walczyć o nas?

Może czasem trzeba pozwolić odejść… Ale jak pogodzić się z samotnością po tylu wspólnych latach? Czy można jeszcze zaufać – sobie i drugiemu człowiekowi?