Zaufanie za cenę domu: Historia Marii i jej teściowej
– Maria, przecież to dla nas wszystkich będzie lepiej – głos teściowej, pani Haliny, rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tej rozmowie. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, a jej palce bębniły nerwowo o blat. – Twój blok jest bliżej centrum, ja już nie mam siły dojeżdżać na drugi koniec miasta. Ty z Krzyśkiem i tak potrzebujecie więcej przestrzeni, a ja… ja już swoje przeżyłam.
Patrzyłam na nią, próbując zrozumieć, czy naprawdę chodzi jej tylko o wygodę. W oczach miała błysk, którego nie potrafiłam rozszyfrować. – Ale dlaczego mam przepisać mieszkanie na panią? – zapytałam cicho. – Przecież możemy się zamienić bez takich formalności.
Teściowa westchnęła teatralnie. – Kochana, przecież ja cię nie oszukam. To tylko formalność. Ja już jestem stara, a wy młodzi – wy musicie mieć pewność, że wszystko będzie wasze. Ale najpierw muszę mieć pewność, że nie zostanę na lodzie.
Wiedziałam, że Krzysiek nie stanie po mojej stronie. Jego matka zawsze była dla niego autorytetem. Już widziałam jego minę, gdy powiem mu o swoich wątpliwościach. „Maria, przecież mama chce dobrze” – powtarzałby jak mantrę.
Tamtej nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam obok męża i słuchałam jego spokojnego oddechu. W mojej głowie kłębiły się myśli: co jeśli Halina mnie oszuka? Co jeśli zostanę bez dachu nad głową? Ale przecież to rodzina…
Rano Krzysiek czekał już w kuchni z kawą. – Mama mówiła ci o tej zamianie? – zapytał od razu, zanim zdążyłam się odezwać.
– Tak… Ale nie rozumiem, dlaczego mam przepisać mieszkanie na nią. To chyba nie jest uczciwe?
Zmarszczył brwi. – Maria, ona się boi. Jest sama, tata nie żyje… Chce mieć pewność, że nie zostanie bez niczego. Przecież to tylko papier.
– A jeśli potem nas wyrzuci? – szepnęłam.
Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Przesadzasz. Mama nigdy by tego nie zrobiła.
Ale ja znałam historie z ich rodziny. Szwagierka straciła mieszkanie po rozwodzie, bo teściowa „pomogła” jej w papierach. Brat Krzyśka od lat nie rozmawia z matką po jakiejś pieniężnej awanturze. W tej rodzinie intrygi były codziennością.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Teściowa dzwoniła codziennie, przypominając o swojej propozycji. Krzysiek coraz częściej milczał albo rzucał krótkie odpowiedzi. Czułam się osaczona.
W końcu przyszedł dzień decyzji. Siedzieliśmy we trójkę przy stole notariusza. Halina uśmiechała się szeroko, Krzysiek podpisał dokumenty bez słowa. Ja trzymałam długopis w drżącej dłoni.
– Maria, zaufaj mi – szepnęła teściowa.
Podpisałam.
Przez kilka tygodni wszystko wydawało się być w porządku. Przeprowadziliśmy się do większego mieszkania Haliny na obrzeżach miasta. Ona zamieszkała w moim dawnym mieszkaniu w centrum. Krzysiek był zadowolony: „Widzisz? Wszystko dobrze się ułożyło”.
Ale po miesiącu zaczęły się telefony od Haliny: „Maria, musisz przyjechać posprzątać w łazience, bo coś się zepsuło”; „Maria, sąsiadka mówiła, że zostawiłaś bałagan na klatce”; „Maria, musisz zapłacić za naprawę drzwi”.
Z każdym tygodniem żądań było coraz więcej. Czułam się jak służąca we własnym dawnym domu.
Pewnego dnia przyszło pismo z sądu: Halina wystąpiła o eksmisję z mieszkania na obrzeżach miasta – naszego nowego domu! Podobno „nie wywiązujemy się z umowy zamiany” i „utrudniamy jej życie”.
Krzysiek był w szoku. – Mama? Przecież to niemożliwe…
Ale ja wiedziałam. Wiedziałam od początku, że coś jest nie tak.
Przez kolejne tygodnie walczyliśmy w sądzie. Halina twierdziła, że nigdy nie zgodziła się na zamianę mieszkań na stałe, że to była tylko „przysługa” dla nas i że mieszkanie należy do niej – bo tak jest w dokumentach.
Krzysiek próbował rozmawiać z matką, ale ona była nieugięta: – Synku, ja muszę dbać o siebie! Ty masz żonę, dzieci… Ja jestem sama!
W końcu przegraliśmy sprawę. Musieliśmy wyprowadzić się z mieszkania Haliny i wynająć kawalerkę na peryferiach miasta. Moje dawne mieszkanie zostało sprzedane przez teściową kilka miesięcy później.
Krzysiek zamknął się w sobie. Nasze małżeństwo zaczęło się sypać pod ciężarem żalu i pretensji. On obwiniał mnie o brak zaufania do jego matki; ja jego – o brak wsparcia dla mnie.
Pewnego wieczoru usiadłam sama przy oknie naszej ciasnej kawalerki i patrzyłam na światła miasta w oddali. Zastanawiałam się: czy warto było ufać rodzinie za wszelką cenę? Czy miłość naprawdę wymaga poświęcenia własnego bezpieczeństwa?
Czasem myślę: co by było, gdybym wtedy powiedziała „nie”? Czy miałabym odwagę postawić granicę? Czy inni też dali się kiedyś zmanipulować przez bliskich?
Może czasem trzeba wybrać siebie – nawet jeśli oznacza to utratę wszystkiego.