Zapiski z serca: Ostatnie lato w domu ojca

– Nie możesz tego zrobić, Marto! – głos mojej siostry, Agaty, rozbrzmiewał w kuchni, gdzie jeszcze pachniało kawą i starym drewnem. Stałyśmy naprzeciw siebie, a między nami leżały klucze do domu ojca. Było duszno, sierpniowe popołudnie, a przez otwarte okno wpadały odgłosy żniw z sąsiednich pól. Czułam, jak serce bije mi szybciej, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej.

Patrzyłam na Agatę, młodszą ode mnie o trzy lata, z jej wiecznie spiętymi ramionami i oczami pełnymi łez. – Muszę – odpowiedziałam cicho, choć wcale nie byłam tego taka pewna. W moim brzuchu poruszyło się dziecko. Jeszcze nie znałam jego twarzy, ale już czułam odpowiedzialność za jego przyszłość.

Ojciec odszedł nagle w maju. Zawał. Zostawił nas z domem na wsi pod Puławami, pełnym starych zdjęć, książek i zapachu jabłek z sadu. Mama zmarła kilka lat wcześniej, a my z Agatą widywałyśmy się rzadko – ona mieszkała w Lublinie, ja w Warszawie. Po pogrzebie wróciłyśmy tu razem, żeby uporządkować sprawy. Myślałam wtedy, że to będzie proste: spakować rzeczy, sprzedać dom, podzielić się pieniędzmi. Ale nic nie było proste.

Każdy kąt tego domu był jak rana. W salonie stała kanapa, na której ojciec czytał mi bajki, kiedy byłam mała. W kuchni wisiał zegar z kukułką, który zawsze się spóźniał – śmialiśmy się z tego razem. W ogrodzie rosła stara grusza, pod którą pierwszy raz pocałowałam Pawła – mojego męża. Teraz Paweł czekał na mnie w Warszawie, martwiąc się o mnie i dziecko. Pisał codziennie: „Jak się czujesz? Kiedy wrócisz?”

Ale ja nie mogłam wrócić. Coś mnie tu trzymało – może poczucie winy, że zostawiam przeszłość za sobą? Może strach przed przyszłością?

Agata była przeciwna sprzedaży od początku. – To nasz dom! – powtarzała. – Tu się wychowałyśmy! Jak możesz to tak po prostu oddać?

– Nie stać mnie na utrzymanie dwóch mieszkań – tłumaczyłam jej po raz setny. – Ty też nie chcesz tu mieszkać. Dom niszczeje. Potrzebuje remontu.

– Ale to nie powód! – krzyczała Agata. – Sprzedasz go i co? Będziesz szczęśliwa?

Nie wiedziałam. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem. Wieczorami wychodziłam do ogrodu i siadałam pod gruszą. Czułam się wtedy jak dziecko – zagubiona i bezradna.

Pewnego dnia znalazłam w szufladzie biurka ojca stary zeszyt. Na okładce napisał: „Zapiski z serca”. Otworzyłam go drżącymi rękami. Były tam jego myśli, wspomnienia z dzieciństwa, opisy codziennych spraw i krótkie notatki o mnie i Agacie. „Marta zawsze była uparta jak osioł”, pisał z czułością. „Agata ma dobre serce, ale łatwo ją zranić”. Czytałam te słowa i płakałam.

Wieczorem pokazałam zeszyt Agacie. Siedziałyśmy razem przy kuchennym stole, czytając na głos fragmenty. Śmiałyśmy się przez łzy ze starych anegdot ojca o sąsiadach i jego marzeniach o podróży do Włoch, której nigdy nie odbył.

– On by chciał, żebyśmy były szczęśliwe – powiedziała Agata cicho.

– Ale co to znaczy? – zapytałam.

– Może… żebyśmy nie trzymały się kurczowo przeszłości?

Milczałyśmy długo. Wiedziałam, że ona też czuje ten ciężar – dom jako symbol wszystkiego, co straciłyśmy.

Następnego dnia przyjechał agent nieruchomości obejrzeć dom. Chodził po pokojach z notesem, zadawał pytania o dach, instalacje, ogrzewanie. Czułam się tak, jakby ktoś obcy oceniał moje życie kawałek po kawałku.

Po jego wyjściu Agata zamknęła się w swoim pokoju i nie odzywała przez kilka godzin. Ja poszłam do sadu i zaczęłam zbierać jabłka do koszyka – tak jak kiedyś z ojcem.

Wieczorem usiadłyśmy razem na ganku. Powietrze pachniało trawą i dymem z ogniska sąsiadów.

– Boisz się? – zapytała nagle Agata.

– Bardzo – odpowiedziałam szczerze.

– Ja też.

Przytuliłyśmy się mocno. Poczułam jej drżące ramiona i własne łzy spływające po policzkach.

Ostatnie dni spędziłyśmy na pakowaniu rzeczy do kartonów. Każda filiżanka, każdy album ze zdjęciami był jak małe pożegnanie. Znalazłam stare buciki dziecięce – moje i Agaty – schowane w szafie przez mamę. Zastanawiałam się wtedy, czy moje dziecko też będzie miało takie wspomnienia.

W dniu podpisania umowy sprzedaży padał deszcz. Stałyśmy z Agatą pod gankiem, patrząc na mokrą trawę i pusty sad.

– To już koniec? – zapytała cicho.

– Może raczej początek? – odpowiedziałam niepewnie.

Wróciłam do Warszawy z ciężkim sercem i kartonem pełnym rodzinnych pamiątek. Paweł przytulił mnie mocno i pogładził po brzuchu.

Często wracam myślami do tamtego lata. Do zapachu jabłek i dźwięku kukułki w kuchni. Do łez Agaty i słów ojca zapisanych w zeszycie: „Najważniejsze to kochać i umieć odpuścić”.

Czy dobrze zrobiłam? Czy można naprawdę zostawić przeszłość za sobą? A może dom to coś więcej niż ściany i dach? Może to my jesteśmy domem dla siebie nawzajem?