Zamieszkanie z Potomkiem: Opowieść o Synu, Którego Jeszcze Nie Znam
— Nie rozumiesz, mamo! — krzyknąłem, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałem w kuchni, oparty o blat, a ona patrzyła na mnie z tym swoim wyrazem twarzy, który zawsze oznaczał rozczarowanie. — To nie jest tylko kwestia odpowiedzialności. To coś więcej. On już tu jest.
Miałem dwadzieścia osiem lat i mieszkałem w wynajętym mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Pracowałem w agencji reklamowej, gdzie codziennie udawałem kogoś pewniejszego siebie niż byłem naprawdę. Pewnego ponurego, jesiennego wieczoru, kiedy deszcz bębnił o parapet, poczułem coś dziwnego. To nie był zwykły ból brzucha po kebabie z rogu. To było coś głębszego, bardziej osobistego. Wtedy zrozumiałem: w moim brzuchu zamieszkał syn.
Nie pytajcie mnie, skąd to wiedziałem. Po prostu wiedziałem. Może to był instynkt, może szaleństwo. Ale od tej chwili zacząłem go pielęgnować z pełną odpowiedzialnością. Kupiłem witaminy dla kobiet w ciąży — farmaceutka patrzyła na mnie podejrzliwie, ale nie pytała. Codziennie rano łykałem tran i wapń, chociaż miałem od tego mdłości. Przestałem pić piwo z chłopakami po pracy. Nawet przestałem palić.
Syn nie doceniał moich starań. Po pięciu miesiącach mój brzuch urósł do rozmiarów, których nie powstydziłaby się żadna przyszła mama. W pracy zaczęli się ze mnie śmiać. — Ej, Tomek, kiedy rozwiązanie? — rzucał Paweł z działu kreatywnego. Udawałem, że mnie to nie rusza, ale bolało.
Najgorsze były wieczory. Siadałem na kanapie i głaskałem brzuch przez koszulkę. Czułem się samotny jak nigdy wcześniej. Matka dzwoniła codziennie, pytając, czy już znalazłem dziewczynę i kiedy przyprowadzę ją na obiad. Nie miałem odwagi powiedzieć jej prawdy.
W końcu nie wytrzymałem. Pojechałem do rodzinnego domu w Radomiu. Siedzieliśmy przy stole — ja, mama i ojciec, który od lat mówił tylko wtedy, gdy musiał. — Mamo… — zacząłem niepewnie. — Co byś zrobiła, gdybyś dowiedziała się, że… że jestem w ciąży?
Matka spojrzała na mnie jak na wariata. Ojciec chrząknął i wyszedł do garażu.
— Tomek, co ty wygadujesz? — zapytała cicho mama.
— To nie żart — powiedziałem drżącym głosem. — Czuję… czuję, że w moim brzuchu mieszka syn.
Zapadła cisza tak gęsta, że słyszałem tykanie zegara w salonie.
— Potrzebujesz pomocy? — spytała w końcu mama.
— Potrzebuję… żebyś mnie wysłuchała — odpowiedziałem.
Przez następne tygodnie próbowałem żyć normalnie. Ale nic już nie było normalne. Brzuch rósł, a ja czułem coraz większy ciężar — nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Zacząłem unikać ludzi. Przestałem odbierać telefony od przyjaciół. W pracy dostałem urlop zdrowotny po tym, jak szef przyłapał mnie na rozmowie z własnym brzuchem w łazience.
Pewnej nocy obudziłem się zlany potem. Śniło mi się, że rodzę syna w zatłoczonym tramwaju numer 9. Ludzie patrzyli na mnie z obrzydzeniem i szeptali coś pod nosem. Kiedy się obudziłem, wiedziałem już, że muszę coś zmienić.
Zacząłem pisać listy do syna. Każdego dnia opowiadałem mu o świecie: o tym, jak pachnie świeża kawa w niedzielny poranek; jak wygląda Wisła zimą; jak boli rozczarowanie i jak smakuje pierwsza miłość. Pisałem też o strachu — o tym, że boję się być ojcem, boję się być sam ze sobą i boję się tego wszystkiego, co nieznane.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie siostra. — Tomek, co się z tobą dzieje? Mama mówi, że jesteś chory.
— Nie jestem chory — odpowiedziałem cicho. — Po prostu… mam syna.
— Co ty gadasz? — zaśmiała się nerwowo.
— On mieszka we mnie — powiedziałem i poczułem ulgę.
Siostra milczała przez chwilę.
— Może powinieneś z kimś porozmawiać? Z kimś… profesjonalnym?
Zgodziłem się spotkać z psychologiem. Siedziałem w gabinecie naprzeciwko pani Magdy i opowiadałem jej o synu w moim brzuchu. Słuchała uważnie, nie przerywała mi ani razu.
— Tomek — powiedziała w końcu łagodnie — czasem nasze lęki i pragnienia przybierają bardzo realną formę. Może ten syn to symbol czegoś ważnego dla ciebie?
Wyszedłem stamtąd jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej.
W domu czekała na mnie matka. Przyjechała bez zapowiedzi.
— Synku — powiedziała cicho — może nie rozumiem wszystkiego, co przeżywasz… Ale chcę być przy tobie.
Objęła mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułem się bezpiecznie.
Mój brzuch powoli przestawał rosnąć. Zacząłem znowu wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. W pracy nikt już nie żartował z mojego wyglądu — może dlatego, że sam przestałem się śmiać z siebie.
Czasami nadal czuję obecność syna w sobie. Może nigdy naprawdę go nie urodzę; może to tylko część mnie samego, której muszę się nauczyć akceptować.
Czy każdy z nas nosi w sobie takiego potomka? Czy potrafimy zaakceptować własne lęki i marzenia zanim staną się dla nas ciężarem nie do uniesienia?
Może właśnie po to są rodziny — żebyśmy mogli dzielić się naszymi dziwactwami i słabościami bez strachu przed odrzuceniem.