Wizyta teściowej zamienia się w emocjonalny koszmar: „Jesteś po prostu leniwa! Czy tak wita się gości?”
– Ty po prostu leniucha! Czy tak wita się gości? – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami mokrymi od piany, a serce waliło mi jak młot. Słowa te odbiły się echem w mojej głowie, sprawiając, że poczułam się jak mała dziewczynka, którą właśnie przyłapano na czymś złym.
Od najmłodszych lat wpajano mi prostą zasadę – gości należy przyjmować z szacunkiem i ciepłem. Moja mama uwielbiała gotować, a każda wizyta znajomych czy rodziny zamieniała się w małe święto. Z siostrą pomagałyśmy w kuchni, tata brał za rękę każdego, kto przekraczał próg naszego domu, i prowadził do stołu. W moim rodzinnym domu nie było miejsca na kłótnie przy stole – wszystko miało być idealne.
Ale dziś nie było idealnie. Dziś byłam zmęczona po całym tygodniu pracy, dzieci rozrzuciły zabawki po całym salonie, a mąż, Michał, siedział z nosem w telefonie, udając, że nie słyszy napięcia narastającego w powietrzu. Teściowa, pani Barbara, pojawiła się bez zapowiedzi, z torbą pełną zakupów i miną, która nie wróżyła niczego dobrego.
– W twoim wieku powinnaś już wiedzieć, jak prowadzić dom – ciągnęła dalej, rozglądając się krytycznie po kuchni. – U mnie zawsze było czysto. Zawsze pachniało obiadem.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam się uśmiechnąć, ale usta odmówiły posłuszeństwa. – Przepraszam, mamo Basiu. Dzieci były dziś wyjątkowo niespokojne…
– Dzieci to nie wymówka! – przerwała mi ostro. – Ja miałam trójkę i jakoś dawałam radę. Michał nigdy nie chodził głodny ani brudny.
Spojrzałam na męża z niemą prośbą o wsparcie. Michał uniósł wzrok znad telefonu i wzruszył ramionami. – Mamo, daj spokój…
– Nie będę dawała spokoju! – podniosła głos pani Barbara. – Ty też powinieneś bardziej pomagać żonie! Ale ona… ona powinna być gospodynią!
Wtedy coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy płakałam po cichu w łazience, bo nie dawałam rady być idealną żoną i matką. Przypomniałam sobie słowa mamy: „Nie musisz być doskonała. Wystarczy, że będziesz szczęśliwa.” Ale czy ktoś mnie o to pytał?
– Może po prostu nie jestem taka jak pani – powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie.
Teściowa spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Co powiedziałaś?
– Może nie jestem idealna. Ale staram się…
– Starasz się? – prychnęła. – To za mało! Michał zasługuje na więcej!
W tym momencie dzieci wbiegły do kuchni, śmiejąc się i ciągnąc mnie za rękaw. – Mamo, chodź się pobawić!
Poczułam ulgę, jakby ktoś podał mi linę ratunkową. Uklękłam przy nich i przytuliłam mocno. – Zaraz przyjdę, kochanie.
Teściowa westchnęła ciężko i zaczęła wyciągać produkty z torby. – Sama ugotuję obiad. Przynajmniej będzie coś porządnego.
Michał podszedł do mnie i szepnął: – Przepraszam… Ona już taka jest.
– A ty? Jaki ty jesteś? – zapytałam szeptem, patrząc mu prosto w oczy.
Nie odpowiedział. Wyszedł do salonu i zostawił mnie samą z matką.
Przez kolejne godziny czułam się jak intruz we własnym domu. Teściowa rządziła kuchnią twardą ręką, komentując każdy mój ruch: „Nie tak kroisz cebulę”, „Zostawiłaś smugi na szklankach”, „Twoja zupa jest za słona”. Czułam się coraz mniejsza, coraz bardziej bezwartościowa.
Wieczorem dzieci zasnęły szybciej niż zwykle – chyba wyczuły napiętą atmosferę. Usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty i patrzyłam w ciemność za oknem. Michał siedział obok, ale między nami była przepaść.
– Może powinniśmy porozmawiać… – zaczęłam niepewnie.
– O czym? – westchnął ciężko.
– O nas. O tym, co się dzieje…
– Nie przesadzaj. Mama zawsze była wymagająca.
– Ale ja już nie daję rady…
Milczał długo. W końcu powiedział: – Może powinnaś po prostu przestać się przejmować.
Poczułam złość i bezsilność jednocześnie. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że czasem człowiek potrzebuje wsparcia? Że nie wszystko da się wytrzymać samemu?
Następnego dnia rano teściowa wyjechała wcześnie, zostawiając po sobie zapach pieczonego ciasta i gorzki posmak w ustach. Michał poszedł do pracy bez słowa.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Usiadłam przy stole i długo patrzyłam na swoje dłonie. Czy naprawdę jestem leniwa? Czy jestem złą żoną? A może po prostu jestem zmęczona byciem kimś, kim nigdy nie chciałam być?
Czasem myślę: ile jeszcze razy pozwolę innym decydować o mojej wartości? Czy naprawdę muszę udowadniać wszystkim wokół, że zasługuję na szacunek? Może najwyższy czas zacząć żyć po swojemu…