Tydzień Bez Snu: Jak Zniknięcie Męża Zmieniło Moje Życie na Zawsze

– Gdzie on jest? – szepnęłam do siebie, patrząc na pustą stronę łóżka. Zegar wskazywał 3:47 nad ranem, a ja już piątą noc z rzędu nie mogłam zasnąć. W pokoju obok cicho pochrapywała moja sześcioletnia córka, Zosia. Wstałam, przeszłam przez zimny korytarz i po raz kolejny sprawdziłam telefon. Zero wiadomości od Michała.

Jeszcze tydzień temu nasze życie wydawało się zwyczajne. Michał wracał późno z pracy, ja gotowałam kolację, Zosia rysowała przy stole. Ostatnio jednak coraz częściej widziałam cień na jego twarzy. – Wszystko w porządku? – pytałam. – Tak, tylko zmęczony jestem – odpowiadał, unikając mojego wzroku.

W czwartek wieczorem pokłóciliśmy się o drobiazg: o to, że nie wyniósł śmieci. – Czy ja muszę wszystko robić sama?! – wybuchłam. – Przecież pracuję tyle samo co ty! – rzucił przez zaciśnięte zęby. Trzasnął drzwiami od łazienki. Potem długo siedział w ciszy, patrząc w okno.

Następnego dnia nie wrócił do domu. Najpierw myślałam, że został dłużej w pracy. Potem zaczęłam dzwonić do jego kolegów, ale nikt go nie widział. Policja powiedziała, że muszę poczekać 24 godziny, zanim zgłoszę zaginięcie.

Moja mama przyjechała już drugiego dnia. – On był zawsze taki delikatny – powiedziała, patrząc na mnie z wyrzutem. – Może go złamałaś tym swoim wiecznym narzekaniem? – Mamo, proszę cię! – krzyknęłam przez łzy. – To nie tak! On sam się zamykał w sobie! – A może po prostu nie umiałaś go zrozumieć? – odpowiedziała chłodno.

Zosia pytała codziennie: – Mamo, kiedy tata wróci? Kłamałam, że tata jest w delegacji. Każdego wieczoru tuliłam ją mocniej niż zwykle, czując jak narasta we mnie panika i bezradność.

Nie spałam już piątą noc. W głowie miałam tylko jedno pytanie: co zrobiłam źle? Przeglądałam nasze stare zdjęcia na telefonie – uśmiechnięci na Mazurach, śmieszne selfie z Sylwestra, Michał z Zosią na placu zabaw. Gdzieś po drodze coś się popsuło, tylko kiedy?

W sobotę przyszła teściowa. Weszła bez pukania, jak zawsze. – Słyszałam, że Michał zniknął – powiedziała lodowatym tonem. – Może gdybyś była lepszą żoną… – Proszę wyjść! – przerwałam jej drżącym głosem. Zamknęłam się w łazience i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.

Wieczorem zadzwonił telefon. Numer nieznany. Serce mi stanęło. Odebrałam drżącą ręką.
– Halo?
– Anka? To ja… Michał.
– Boże! Gdzie jesteś?!
– Nie mogę… Nie mogę wrócić. Muszę odpocząć od wszystkiego… od ciebie… od siebie samego.
– Michał, proszę cię! Zosia tęskni!
– Wiem… Przepraszam… Nie wiem kiedy wrócę.
Rozłączył się.

Zostałam z telefonem w ręku i pustką w środku. Przez kolejne dni żyłam jak automat: praca, przedszkole, zakupy, dom. Mama gotowała obiady i patrzyła na mnie z mieszaniną litości i oskarżenia.

W poniedziałek przyszła sąsiadka, pani Halina.
– Aniu, słyszałam… Trzymaj się dziecko. Mój Staszek też kiedyś uciekł na tydzień do siostry do Gdańska. Wrócił skruszony jak pies.
Uśmiechnęłam się blado. Chciałam wierzyć, że Michał wróci.

Ale minął tydzień i nic się nie zmieniło. Każdego wieczoru siadałam na kanapie i patrzyłam na drzwi. Zosia coraz częściej płakała w nocy.

W środę wieczorem mama usiadła obok mnie.
– Aniu… Może powinnaś porozmawiać z kimś? Psychologiem?
– Myślisz, że to moja wina? – zapytałam cicho.
– Nie wiem… Ale może warto poszukać odpowiedzi gdzie indziej niż tylko w sobie?

Zadzwoniłam do Michała jeszcze raz tego wieczoru. Nie odebrał.

W piątek przyszło pismo z pracy Michała: urlop bezpłatny na czas nieokreślony. Poczułam jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg.

Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem zimnej herbaty i patrzyłam na światła miasta. W głowie miałam tysiące pytań: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy można naprawić coś, co pękło tak głęboko?

Może czasem nie chodzi o winę jednej osoby? Może wszyscy jesteśmy trochę złamani?

Czy można jeszcze odbudować rodzinę po takim trzęsieniu ziemi? Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak zagubiony?