Teściowa postawiła mi ultimatum – a ja postawiłam wszystko na jedną kartę

– Znowu nie posprzątałaś kuchni, Marto! – głos pani Genowefy odbił się echem po całym mieszkaniu. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. To był już trzeci raz tego dnia, kiedy usłyszałam od niej coś przykrego. Mój mąż, Tomek, siedział w salonie i udawał, że nie słyszy.

Od pierwszego dnia po ślubie czułam się tu obco. Wprowadziłam się do domu Tomka, bo tak było wygodniej – on miał stałą pracę w Warszawie, a ja mogłam pracować zdalnie. Jego matka mieszkała z nami, bo po śmierci teścia nie chciała być sama. Myślałam, że damy radę się dogadać. Naiwnie wierzyłam, że wystarczy odrobina dobrej woli.

Ale pani Genowefa miała inne plany. Każdego dnia znajdowała powód, by mnie skrytykować: za sposób gotowania zupy, za to, jak rozwieszam pranie, za to, że nie umiem „po polsku” zrobić pierogów. Czułam się jak służąca we własnym domu. Najgorsze było jednak to, że Tomek nigdy nie stanął po mojej stronie. – Daj spokój, mama jest już starsza, nie przejmuj się – powtarzał tylko.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam zmęczona po całym dniu pracy i zakupach, zastałam w kuchni bałagan. Pani Genowefa siedziała przy stole z filiżanką herbaty i patrzyła na mnie z wyższością.

– W tym domu obowiązują pewne zasady – powiedziała lodowatym tonem. – Albo się do nich dostosujesz, albo…

Zamarłam. Spojrzałam na nią pytająco.

– Albo możesz się wyprowadzić. Tomek zostanie ze mną. To jego dom.

Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec z płaczem. Ale coś we mnie pękło. Poczułam gniew i upokorzenie.

– Naprawdę uważa pani, że może decydować o naszym życiu? – zapytałam cicho, ale stanowczo.

– Oczywiście! – odparła bez wahania. – Ja tu jestem gospodynią. Ty jesteś tylko żoną mojego syna.

W tym momencie wszedł Tomek. Spojrzał na nas obie i westchnął ciężko.

– Co się dzieje? – zapytał zmęczonym głosem.

– Twoja żona nie szanuje zasad tego domu – zaczęła matka.

– Tomek… – przerwałam jej. – Musisz wybrać. Albo będziemy rodziną i postawimy granice twojej mamie, albo ja nie dam już rady tu mieszkać.

Zapanowała cisza. Czułam, jak drżą mi ręce. Tomek patrzył to na mnie, to na matkę. Widziałam w jego oczach strach i bezradność.

– Nie róbcie sceny… – mruknął w końcu.

– To nie jest scena! – podniosłam głos. – Od miesięcy znoszę upokorzenia i samotność w tym domu! Chcę być twoją żoną, a nie intruzem!

Pani Genowefa prychnęła pogardliwie.

– Widzisz? Mówiłam ci, że ona nie pasuje do naszej rodziny.

Wybiegłam do sypialni i zamknęłam drzwi. Po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na płacz. Czułam się zdradzona przez własnego męża. Przez godzinę leżałam na łóżku i myślałam o wszystkim: o ślubie, o marzeniach o wspólnym domu, o tym, jak bardzo chciałam być częścią tej rodziny.

Kiedy w końcu wyszłam z pokoju, w kuchni panowała cisza. Pani Genowefa oglądała telewizję, a Tomek siedział przy stole z głową w dłoniach.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Tomek spojrzał na mnie błagalnie.

– Marta… ja nie wiem, co robić…

– Musisz się zdecydować – przerwałam mu. – Albo zaczniemy żyć jak małżeństwo i postawisz granicę swojej mamie, albo ja odejdę.

Pani Genowefa spojrzała na mnie z triumfem.

– No to idź! Zobaczymy, jak długo wytrzymasz sama!

Spojrzałam na Tomka. Widziałam w jego oczach walkę – między lojalnością wobec matki a miłością do mnie.

– Tomek… kocham cię, ale nie pozwolę się dłużej poniżać – powiedziałam cicho.

Wstałam i zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki. Każdy ruch był jak cios w serce. Tomek siedział bez ruchu. Pani Genowefa uśmiechała się pod nosem.

Kiedy wychodziłam z walizką do przedpokoju, Tomek nagle zerwał się z krzesła.

– Poczekaj! – krzyknął. – Nie możesz tak po prostu odejść!

– A co mam zrobić? – zapytałam przez łzy. – Mam dalej udawać, że wszystko jest w porządku?

Podszedł do mnie i chwycił za rękę.

– Przepraszam… Ja… Ja nie umiem postawić się mamie… Ale nie chcę cię stracić…

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– To musisz się nauczyć. Inaczej stracisz mnie na zawsze.

Wyszłam z domu i zatrzymałam się na klatce schodowej. Serce waliło mi jak młotem. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę – choć bolało mnie wszystko.

Przez kolejne dni mieszkałam u przyjaciółki. Tomek dzwonił codziennie, błagał o rozmowę. W końcu zgodziłam się spotkać.

– Rozmawiałem z mamą – powiedział cicho podczas spotkania w kawiarni. – Powiedziałem jej, że jeśli nie zaakceptuje cię jako mojej żony i partnerki w tym domu, to wyprowadzimy się razem.

Nie wierzyłam własnym uszom.

– I co powiedziała?

– Była wściekła… Ale chyba zaczyna rozumieć, że nie jestem już dzieckiem.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele trudnych rozmów i decyzji. Ale pierwszy krok został zrobiony.

Czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę i zawalczyć o siebie – nawet jeśli grozi to rozpadem rodziny. Czy warto było ryzykować? Czy można być szczęśliwym bez akceptacji bliskich? Może czasem najważniejsze jest to, by nie stracić samej siebie.