Szept ciszy: Matczyna rozpacz po utracie córki

Siedzę w półmroku salonu, wpatrując się w ekran telefonu, który od tygodni nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Każda sekunda ciszy wbija się we mnie jak igła. Moja córka, Lana, kiedyś moje wszystko, teraz jest tylko echem wspomnień i pustką po drugiej stronie linii. Przesuwam palcem po ekranie, sprawdzając po raz setny, czy może jednak coś przeoczyłam – wiadomość, nieodebrane połączenie, cokolwiek. Nic. Tylko ta przerażająca cisza.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko się zmieniło. Był listopad, deszcz bębnił o szyby, a ja wróciłam z pracy zmęczona i rozdrażniona. Lana siedziała przy stole z głową opartą na dłoniach, jej oczy były czerwone od płaczu. „Mamo, musimy porozmawiać” – powiedziała cicho. Zamiast usiąść obok niej i wysłuchać, zaczęłam narzekać na bałagan w kuchni i niepozmywane naczynia. „Zawsze tylko o tym! Nigdy mnie nie słuchasz!” – krzyknęła wtedy, a ja odpowiedziałam równie ostro. Słowa padły jak kamienie: „Może gdybyś była bardziej odpowiedzialna, nie miałabyś takich problemów!”. Wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Od tamtej pory wszystko się rozpadło.

Próbowałam dzwonić, pisać wiadomości – najpierw pełne gniewu i żalu, potem coraz bardziej błagalne. „Lana, proszę, odezwij się. Tęsknię za tobą.” Ale ona milczała. Jej ojciec, mój były mąż Marek, próbował mnie pocieszać: „Daj jej czas. Ona musi sama to przemyśleć.” Ale jak dać czas komuś, kto jest całym twoim światem?

W pracy nie potrafiłam się skupić. Koleżanki pytały: „Co się dzieje? Wyglądasz na przygnębioną.” Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam: „To tylko zmęczenie.” Ale w środku czułam się jak wrak człowieka. W nocy budziłam się zlana potem, słysząc w głowie jej głos: „Nigdy mnie nie słuchasz!” Może rzeczywiście byłam zbyt surowa? Zbyt wymagająca? Chciałam dla niej dobrze – żeby miała lepsze życie niż ja, żeby nie musiała walczyć o każdy grosz i szacunek.

Pewnego dnia spotkałam jej przyjaciółkę Zuzę na przystanku autobusowym. „Wiesz coś o Lanie?” – zapytałam z nadzieją. Zuza spuściła wzrok. „Lana… jest teraz u cioci w Krakowie. Potrzebuje czasu dla siebie.” Chciałam zapytać więcej, ale Zuza tylko pokręciła głową i szybko odeszła.

Wieczorami siadam przy stole i patrzę na stare zdjęcia. Lana jako mała dziewczynka z uśmiechem od ucha do ucha, Lana na pierwszym rowerze, Lana w sukience na studniówce. Gdzie podziały się te wszystkie lata? Kiedy zamieniłyśmy bliskość na milczenie?

Czasem wyobrażam sobie, że wraca do domu. Słyszę jej kroki na schodach, widzę ją w drzwiach – zmęczoną, ale gotową do rozmowy. Wtedy układam w głowie słowa przeprosin: „Przepraszam, że cię nie słuchałam. Przepraszam za wszystko.” Ale kiedy otwieram oczy, widzę tylko pusty korytarz i czuję jeszcze większą pustkę w sercu.

Marek zadzwonił ostatnio: „Może pojedziemy razem do Krakowa? Spróbujemy z nią porozmawiać?” Zgodziłam się bez wahania. Podróż była długa i pełna napięcia. W samochodzie milczeliśmy niemal całą drogę – każde z nas pogrążone w swoich myślach i poczuciu winy.

Kiedy dotarliśmy pod dom mojej siostry Anny, serce waliło mi jak oszalałe. Anna otworzyła drzwi i spojrzała na mnie z troską. „Lana jest na spacerze. Chcecie poczekać?” Usiadłam w kuchni i patrzyłam na filiżankę herbaty drżącymi dłońmi.

Po godzinie usłyszałam znajomy głos na schodach. Lana weszła do kuchni i spojrzała na mnie chłodno. „Czego chcesz?” – zapytała bez emocji.

„Chcę cię przeprosić” – powiedziałam cicho. „Wiem, że cię zraniłam. Wiem, że byłam zbyt wymagająca… Ale kocham cię i tęsknię za tobą każdego dnia.” Lana odwróciła wzrok.

„Nie rozumiesz… Ja też mam swoje życie. Nie chcę być tylko twoim projektem do naprawy.” Jej głos drżał.

„Nie jesteś projektem! Jesteś moją córką… Moim wszystkim.” Łzy napłynęły mi do oczu.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Marek próbował coś powiedzieć, ale Lana uciszyła go gestem.

„Potrzebuję czasu” – powiedziała w końcu. „Może kiedyś… Ale teraz nie jestem gotowa.” Wstała i wyszła z kuchni.

Zostałam sama z Anną i Markiem. Anna położyła mi rękę na ramieniu: „Daj jej czas. Ona cię kocha – tylko musi to sobie poukładać.” Ale jak długo można czekać?

Wróciłam do domu jeszcze bardziej samotna niż wcześniej. Telefon nadal milczy. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że może dziś dostanę wiadomość od Lany – choćby jedno słowo.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy matczyna miłość zawsze musi boleć tak bardzo? Może ktoś z was zna odpowiedź…