Stan, który rozdarł moją rodzinę – historia o tym, jak własność może zniszczyć miłość

– Marzena, otwórz natychmiast! – głos teściowej, pani Haliny, rozbrzmiał za drzwiami, zanim zdążyłam nawet odłożyć kubek z herbatą. Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Stała tam ona – drobna, ale z twarzą napiętą od gniewu, a za nią mój mąż, Tomek, spuszczający wzrok.

– To już przesada! – syknęła Halina, wchodząc bez zaproszenia do mojego mieszkania. – Ile jeszcze będziesz nas trzymać na dystans? Przecież to mieszkanie jest rodzinne!

Zamarłam. W tej chwili poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. To mieszkanie odziedziczyłam po babci. Było moim azylem, miejscem, gdzie mogłam być sobą. Ale odkąd wyszłam za Tomka, jego matka nie dawała mi spokoju. Uważała, że powinnam podzielić się mieszkaniem z jego siostrą, Anią, która właśnie się rozwodziła i nie miała gdzie się podziać.

– Mamo, proszę… – zaczął Tomek cicho.

– Nie wtrącaj się! – przerwała mu Halina. – Marzena, jesteś żoną mojego syna. Rodzina powinna się wspierać! Ania nie ma gdzie mieszkać, a ty siedzisz tu sama jak królowa!

Zacisnęłam dłonie w pięści. – To mieszkanie jest moje. Babcia zapisała je tylko mnie. Przykro mi z powodu Ani, ale nie mogę oddać jej połowy.

Halina spojrzała na mnie z pogardą. – Egoistka! Myślałam, że jesteś inna.

Tomek patrzył na mnie błagalnie. Wiedziałam, że jest rozdarty między mną a matką. Ostatnie miesiące były dla nas koszmarem. Każda wizyta teściowej kończyła się awanturą. Każda rozmowa z Tomkiem kończyła się łzami.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Tomek milczał długo, wpatrując się w swoje dłonie.

– Marzena… Może mogłabyś chociaż pozwolić Ani zamieszkać tu na jakiś czas? – spytał cicho.

– Tomek, to nie jest kwestia kilku miesięcy. Wiesz dobrze, że jeśli raz się zgodzę, już nigdy nie będę miała spokoju. Twoja mama będzie tu przychodzić codziennie. To nie jest dom dla wszystkich.

Widziałam łzy w jego oczach. – Ale to moja siostra…

– A ja? – zapytałam drżącym głosem. – Ja też jestem twoją rodziną.

Następnego dnia Halina przyszła z Anią i walizkami. Bez słowa zaczęły rozpakowywać rzeczy w salonie. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy w stanie wojny. Ania była cicha, ale jej obecność była dla mnie nie do zniesienia. Halina codziennie przynosiła jedzenie i robiła uwagi o tym, jak powinnam prowadzić dom.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka z matką:

– Ona nigdy nie będzie jedną z nas – mówiła Halina szeptem. – Zawsze będzie myśleć tylko o sobie.

Tomek milczał.

Wtedy pękłam. Spakowałam walizkę i wyszłam bez słowa. Przez kilka dni spałam u przyjaciółki. Tomek dzwonił, pisał wiadomości:

– Wróć, proszę… Porozmawiajmy…

Ale ja już wiedziałam, że coś we mnie umarło.

Po tygodniu wróciłam tylko po rzeczy. W mieszkaniu panował bałagan, Ania rozłożyła swoje ubrania w mojej szafie. Halina patrzyła na mnie triumfalnie.

– Widzisz? Rodzina zawsze wygrywa – powiedziała cicho.

Tomek próbował mnie zatrzymać:

– Marzena… Przepraszam… Nie chciałem…

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam tylko żal i bezradność.

Wyprowadziłam się na dobre. Mieszkanie sprzedałam kilka miesięcy później. Podzieliłam się pieniędzmi z Tomkiem – nie chciałam już niczego, co mogłoby mnie łączyć z tą rodziną.

Dziś mieszkam sama w kawalerce na Ochocie. Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż własny spokój?

A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można być szczęśliwym, jeśli trzeba wybierać między sobą a rodziną?