Rozstanie rodziców – historia Krzysia, który bał się, że jego świat się rozpadnie

— Krzysiek, co jest z tobą? — Jacek spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek, a ja poczułem, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Stałem przed jego blokiem, słońce waliło prosto w oczy, a ja nie mogłem się ruszyć. Kuba już wyciągał telefon, żeby zadzwonić do mamy i zapytać, czy może zostać dłużej na podwórku. — Ej, Krzysiu, jedziesz z nami wieczorem na rowerach? Wczoraj z Kubą tak zajebiście jeździliśmy po parku — Jacek szturchnął mnie łokciem.

Chciałem odpowiedzieć, że jasne, że będę, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. W głowie miałem tylko jedno pytanie: „A jeśli rodzice naprawdę się rozwiodą?” Ta myśl ścinała mnie w żołądku, aż miałem ochotę się rozpłakać. Próbowałem się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko jakiś krzywy grymas.

— Nie wiem… — wymamrotałem. — Może nie dam rady.

Jacek spojrzał na mnie zdziwiony:
— Coś ty taki dziwny ostatnio? Zawsze byłeś pierwszy do roweru.

Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na swoje buty i czułem, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałem uciec, schować się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Ale wiedziałem, że muszę wrócić do domu. Do tego domu, w którym od tygodnia panowała cisza gęsta jak mgła.

Wszedłem po schodach na trzecie piętro. Drzwi były zamknięte na dwa zamki — mama zawsze tak robiła, kiedy tata wracał późno z pracy. Otworzyła mi niemal od razu. Miała podkrążone oczy i wyglądała, jakby nie spała całą noc.

— Cześć, Krzysiu. Jak było w szkole?

— Dobrze — odpowiedziałem automatycznie i rzuciłem plecak w kąt.

Mama westchnęła ciężko i wróciła do kuchni. Siedziała przy stole z kubkiem zimnej herbaty i patrzyła przez okno na plac zabaw. Chciałem coś powiedzieć, zapytać, czy wszystko będzie dobrze, ale bałem się usłyszeć odpowiedź.

Wtedy zadzwonił telefon. Mama podniosła słuchawkę i przez chwilę milczała.

— Tak, Piotrze? — Jej głos był cichy i zmęczony.

Nie słyszałem, co mówi tata po drugiej stronie, ale widziałem, jak mama zaciska palce na kubku.

— Nie wiem… Nie wiem, czy to ma sens… — wyszeptała.

Serce mi waliło jak młotem. Wyszedłem z kuchni i zamknąłem się w swoim pokoju. Usiadłem na łóżku i zacząłem szarpać nitki z koca. „A jeśli naprawdę się rozwiodą? Gdzie będę mieszkał? Czy będę musiał wybierać między mamą a tatą?” Myśli kotłowały mi się w głowie jak szalone.

Wieczorem tata wrócił do domu. Słychać było trzask klucza w zamku i ciężkie kroki na korytarzu. Przez chwilę panowała cisza, potem usłyszałem podniesione głosy:

— Nie możesz tak po prostu odejść! — krzyczała mama.
— A co mam zrobić? Udawać, że wszystko jest w porządku?
— Myślisz tylko o sobie!

Zacisnąłem pięści i zacząłem płakać w poduszkę. Nienawidziłem ich za to, że się kłócą. Nienawidziłem siebie za to, że nie potrafię nic zrobić.

Następnego dnia w szkole byłem jak duch. Nauczycielka pytała mnie o zadanie domowe, ale nie potrafiłem sobie przypomnieć nawet tematu lekcji. Koledzy śmiali się z czegoś na przerwie, ale ja nie słyszałem nic poza własnym biciem serca.

Po południu mama powiedziała mi, że musimy porozmawiać.

— Krzysiu… Tata wyprowadzi się na jakiś czas do babci. Musimy trochę odpocząć od siebie.

Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami.

— To moja wina? Pokłóciliście się przeze mnie?

Mama przytuliła mnie mocno.

— Nie, kochanie! To nie twoja wina. Po prostu… czasem dorośli nie potrafią już być razem.

Nie wierzyłem jej. Przecież gdybym był lepszy — lepiej się uczył, nie rozrabiał — może by się nie kłócili?

Wieczorem tata przyszedł do mojego pokoju spakować kilka rzeczy. Usiadł obok mnie na łóżku.

— Krzysiu… Wiem, że to trudne. Ale bardzo cię kocham. I zawsze będę twoim tatą.

Nie odpowiedziałem. Bałem się, że jeśli coś powiem, to już nigdy nie przestanie boleć.

Przez kolejne tygodnie wszystko było inne. Mama była smutna i zamyślona. Tata dzwonił codziennie wieczorem i pytał o szkołę, ale rozmowy były krótkie i niezręczne. Koledzy pytali mnie, czemu już nie jeżdżę z nimi na rowerach.

Pewnego dnia Jacek podszedł do mnie po lekcjach.

— Ej, Krzysiek… Coś się stało?

Popatrzyłem na niego i nagle wszystko ze mnie wybuchło:

— Moi rodzice się rozstają! — krzyknąłem przez łzy.

Jacek objął mnie ramieniem i długo milczeliśmy razem na ławce pod szkołą.

Z czasem nauczyłem się żyć w nowej rzeczywistości. Czasem jeździłem do taty na weekendy. Mama zaczęła się uśmiechać częściej niż kiedyś. Ale strach pozostał gdzieś głęboko we mnie — strach przed tym, że wszystko może się jeszcze bardziej rozpaść.

Czasami zastanawiam się: czy gdybym był inny, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy dzieci naprawdę są winne temu, że dorośli przestają się kochać? Może nigdy nie znajdę odpowiedzi… Ale wiem jedno: ten strach zostaje z człowiekiem na długo.