Rodzinny obiad, jedno połączenie i sekret, który zmienił wszystko – czy można wybaczyć po latach?
— Obiecałem, tylko proszę… — głos mojego męża, Andrzeja, zadrżał, gdy ściszonym tonem rozmawiał przez telefon. Siedzieliśmy wszyscy przy stole: ja, nasze dzieci – Karolina z mężem, Tomek z narzeczoną – i wnuki, które właśnie rozlewały kompot na obrus. Zapach pieczeni mieszał się z aromatem świeżo startego chrzanu. Zwykła niedziela, zwykły rodzinny obiad. A jednak w tej jednej chwili wszystko się zmieniło.
Zamarłam z łyżką w dłoni. Andrzej odsunął się od stołu, wyszedł do przedpokoju, zostawiając za sobą ciszę, która nagle zapadła między śmiechami i rozmowami. Dzieci nie zauważyły niczego, ale ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Zawsze był opanowany, nigdy nie odbierał telefonu przy stole. Coś było nie tak.
— Mamo, podasz jeszcze ziemniaki? — Karolina spojrzała na mnie z uśmiechem, ale ja ledwo ją słyszałam. W głowie dudniło mi jedno zdanie: „Obiecałem, tylko proszę…”. Komu obiecał? Co ukrywał?
Andrzej wrócił po kilku minutach. Był blady, ręce mu lekko drżały. Usiadł na swoim miejscu, ale nie spojrzał mi w oczy. Próbował wmieszać się w rozmowę o planach wakacyjnych Tomka, ale widziałam, że jest nieobecny.
Wieczorem, gdy dzieci już pojechały, a dom ucichł, nie wytrzymałam.
— Kto dzwonił? — zapytałam cicho, patrząc mu prosto w oczy.
Zawahał się. — To nic ważnego, sprawy służbowe — odpowiedział zbyt szybko.
— Andrzej, znam cię. Coś się stało?
Przez chwilę milczał. Widziałam walkę na jego twarzy – czy powiedzieć prawdę, czy dalej udawać. W końcu spuścił wzrok.
— To była… stara sprawa. Ktoś z przeszłości. Prosił o pomoc.
— Jaka sprawa? — naciskałam.
— Nie chcę cię martwić — powiedział cicho.
— Już się martwię.
Wyszedł do kuchni. Słyszałam, jak nalewa sobie wody, jak stuka szklanką o blat. Wrócił i usiadł naprzeciwko mnie.
— To była Ewa — powiedział w końcu. — Kiedyś… zanim się poznaliśmy… byliśmy razem. Ona… jest chora. Potrzebuje pieniędzy na leczenie.
Poczułam, jak serce mi zamiera. Ewa. Imię, które pojawiało się czasem w jego opowieściach o młodości, ale zawsze gdzieś na marginesie. Nigdy nie czułam zazdrości – do dziś.
— Pomogłeś jej już? — zapytałam drżącym głosem.
— Przelałem jej trochę pieniędzy kilka miesięcy temu. Nie chciałem cię martwić…
Zrobiło mi się niedobrze. Przez tyle lat byliśmy razem, dzieliliśmy wszystko – radości i smutki, kredyty i oszczędności, wychowanie dzieci i choroby rodziców. A on ukrywał przede mną coś takiego?
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — wyszeptałam.
— Bałem się twojej reakcji. Bałem się… że pomyślisz, że coś do niej czuję.
— A czujesz?
Spojrzał na mnie z bólem. — Nie wiem. To znaczy… to przeszłość. Ale nie mogłem jej odmówić pomocy.
Wstałam od stołu i wyszłam na balkon. Noc była chłodna, powietrze pachniało deszczem. Stałam tam długo, próbując zrozumieć, co czuję: gniew, żal, rozczarowanie? Wszystko naraz.
Następne dni były jak życie pod wodą – niby wszystko normalnie, ale każdy ruch był ciężki, każdy oddech bolał. Andrzej próbował rozmawiać, tłumaczyć się, zapewniać mnie o swojej miłości. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać jak dawniej.
Pewnego wieczoru Karolina zadzwoniła:
— Mamo, wszystko w porządku? Jesteś jakaś inna ostatnio…
Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale nie mogłam. Nie chciałam burzyć jej obrazu naszej rodziny.
Zaczęłam podejrzewać wszystko: czy naprawdę jeździ na delegacje? Czy te wieczorne spacery to tylko spacery? Czy jeszcze coś przede mną ukrywa?
W końcu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Ewy. Numer znalazłam w historii przelewów bankowych Andrzeja.
— Halo? — odezwała się słabym głosem kobieta.
— Dzień dobry, tu Anna, żona Andrzeja.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Przepraszam… nie chciałam robić problemów… — zaczęła Ewa.
— Chcę tylko wiedzieć prawdę. Czy coś was łączy?
Ewa długo milczała.
— Nie… To już dawno minęło. On jest dobrym człowiekiem. Pomógł mi, bo nie miałam do kogo się zwrócić. Przepraszam, jeśli sprawiłam pani przykrość.
Rozłączyłam się i poczułam ulgę – ale tylko na chwilę. Bo przecież to nie Ewa była problemem. Problemem było to, że Andrzej mi nie ufał na tyle, by powiedzieć prawdę od razu.
Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie. Spojrzałam mu w oczy:
— Chcę wierzyć, że już nigdy mnie nie okłamiesz. Ale musisz mi pomóc odbudować zaufanie.
Przytulił mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam jego ciepło naprawdę blisko siebie.
Czasem myślę: ile jesteśmy w stanie wybaczyć tym, których kochamy? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie – nawet jeśli to tylko zdrada tajemnicy? Czy każda rodzina ma swoje sekrety i czy lepiej je znać… czy żyć w błogiej nieświadomości?