„Przyjechaliśmy po ciebie”: Jak moje przyjaciółki wyciągnęły mnie z otchłani

„Ola! Otwieraj, bo zamarzniemy!” – głos Kingi rozległ się za drzwiami, zanim jeszcze zdążyłam sięgnąć po klamkę. Była sobota, szósta trzydzieści rano, a ja ledwo mogłam podnieść się z łóżka. Ostatnie tygodnie były dla mnie jak niekończąca się noc – bezsenność, płacz bez powodu, poczucie pustki. Mój mąż wyjechał do pracy za granicę, dzieci u babci na ferie, a ja zostałam sama w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Nie miałam siły nawet zrobić sobie kawy, nie mówiąc już o sprzątaniu czy gotowaniu. Praca zdalna była jedynym powodem, dla którego w ogóle wstawałam z łóżka.

Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam trzy znajome twarze: Kinga z termosem kawy, Aneta z torbą pełną bułek i Kasia z kocem pod pachą. Przez chwilę stałam jak wryta – nie spodziewałam się nikogo, a już na pewno nie o tej porze. „Co wy tu robicie?” – zapytałam cicho, próbując ukryć łzy, które napłynęły mi do oczu. Kinga spojrzała na mnie uważnie i bez słowa objęła mnie ramieniem. „Przyjechaliśmy po ciebie” – powiedziała cicho. „Nie pozwolimy ci tak dłużej siedzieć w tej otchłani.”

Wpuściłam je do środka. W kuchni rozłożyły śniadanie – świeże bułki, domowy dżem od mamy Kasi, kawa z termosu pachniała jak w najlepszej kawiarni. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Aneta zaczęła mówić pierwsza: „Ola, widzimy co się z tobą dzieje. W pracy jesteś nieobecna, nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na wiadomości. Martwimy się.”

Zacisnęłam dłonie na kubku z kawą. Chciałam powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że po prostu mam gorszy czas, ale nie potrafiłam już dłużej udawać. „Nie daję rady” – wyszeptałam. „Czuję się jakby wszystko mnie przerosło. Nie mam siły wstać z łóżka, nie mam ochoty rozmawiać z nikim. Boję się, że już nigdy nie będzie lepiej.”

Kasia usiadła obok mnie i złapała mnie za rękę. „Każda z nas przez to przechodziła” – powiedziała spokojnie. „Pamiętasz, jak ja miałam kryzys po rozwodzie? Albo jak Kinga straciła pracę? Wtedy ty byłaś dla nas wsparciem. Teraz my jesteśmy tutaj dla ciebie.”

Zaczęłam płakać – pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na łzy przy kimś innym niż własny cień w lustrze. Dziewczyny siedziały ze mną, nie oceniały, nie pocieszały na siłę. Po prostu były.

Po śniadaniu Kinga zaproponowała spacer po Lesie Kabackim. „Nie musisz się przebierać ani malować” – uśmiechnęła się. „Po prostu chodź z nami.” Założyłam dres i stary płaszcz po mamie. Na dworze było zimno, ale powietrze pachniało świeżością i czymś nowym – nadzieją?

Szłyśmy przez las w milczeniu. Kasia opowiadała o swoich dzieciach, Aneta żartowała z szefa tyrana, a Kinga wspominała nasze wspólne wyjazdy nad morze sprzed lat. Słuchałam ich głosów i czułam, jak coś we mnie pęka – skorupa samotności zaczynała kruszeć.

W pewnym momencie usiadłyśmy na ławce pod wielkim dębem. „Ola” – zaczęła Aneta – „musisz dać sobie prawo do słabości. Nie musisz być zawsze silna.”

„Ale co jeśli już nigdy nie będę taka jak dawniej?” – zapytałam drżącym głosem.

Kinga spojrzała mi prosto w oczy: „A kto powiedział, że musisz być taka jak dawniej? Może teraz będziesz inna – mądrzejsza, bardziej uważna dla siebie.”

Zrobiło mi się cieplej na sercu. Przez chwilę pomyślałam o mojej mamie, która zawsze powtarzała: „Dziewczyno, życie to nie bajka, ale masz prawo do swojego szczęścia.”

Po powrocie do domu dziewczyny pomogły mi ogarnąć mieszkanie. Kasia umyła naczynia, Aneta rozwiesiła pranie, Kinga zrobiła listę zakupów i zaproponowała wspólne gotowanie obiadu na cały tydzień.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam się częścią czegoś większego niż własny smutek.

Gdy dziewczyny wychodziły, Kinga przytuliła mnie mocno: „Pamiętaj, Ola – zawsze możesz na nas liczyć.”

Zostałam sama w mieszkaniu, ale już nie czułam tej przerażającej pustki. Spojrzałam przez okno na rozświetlone bloki Ursynowa i pomyślałam: może jeszcze będzie dobrze? Może czasem trzeba pozwolić sobie upaść, żeby ktoś mógł cię podnieść?

Czy naprawdę musimy być zawsze silni? A może największą odwagą jest przyznać się do słabości i pozwolić innym sobie pomóc?