„Przygotuj się, mama i brat przyjdą po spadek” – Dom, tajemnica i walka z sumieniem. Czy można wybaczyć rodzinie, gdy stawką jest wszystko?
– Przygotuj się, mama i brat przyjdą po spadek – usłyszałem w słuchawce głos ciotki Haliny. Było coś w jej tonie, co sprawiło, że serce zabiło mi szybciej. Stałem w kuchni naszego starego domu w Radomiu, patrząc przez okno na ogród, który od dzieciństwa był moim azylem. Dziś miał stać się polem bitwy.
Wszystko zaczęło się po śmierci taty. Mama była wtedy cieniem samej siebie, a brat – Tomek – wrócił z Anglii tylko na pogrzeb. Siedzieliśmy przy stole, milcząc. W końcu mama powiedziała:
– Chciałabym, żebyście się dogadali co do domu. Nie chcę kłótni.
Tomek spojrzał na mnie z tym swoim chłodnym uśmiechem:
– Ty tu zostałeś, to może ty go weźmiesz? Ja i tak nie wrócę do Polski.
Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo te słowa będą mnie prześladować.
Oddałem Tomkowi swój udział w pieniądzach z oszczędności. Myślałem, że to uczciwe. On wyjechał z powrotem do Anglii, a ja zostałem z mamą i domem pełnym wspomnień. Przez kilka lat żyliśmy spokojnie – aż do dnia, kiedy dostałem list od notariusza. Okazało się, że tata zostawił testament, w którym cały dom zapisał… mnie. Nie mam pojęcia, dlaczego. Może widział, że tylko ja tu zostałem? Może chciał mi wynagrodzić te wszystkie lata opieki nad mamą?
Tego dnia Tomek zadzwonił pierwszy raz od miesięcy:
– Słyszałem o testamencie. To jakiś żart? – jego głos był zimny jak lód.
– Tomek… Ja nie wiedziałem… Oddałem ci swoją część…
– To oddaj mi dom! – krzyknął i się rozłączył.
Mama zaczęła płakać. Próbowałem ją uspokoić:
– Mamo, przecież nic się nie zmieniło. Nadal tu mieszkasz, ja się tobą opiekuję…
Ale ona tylko powtarzała:
– Nie chcę was stracić przez ten dom…
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Tomek przestał odbierać telefony. Mama zamknęła się w sobie. Ja czułem się jak złodziej we własnym domu.
Pewnego wieczoru usiadłem z mamą przy kuchennym stole.
– Mamo, może sprzedamy dom i podzielimy się pieniędzmi? – zaproponowałem.
Spojrzała na mnie z wyrzutem:
– To dom twojego ojca! Tu się wychowałeś! Chcesz wszystko oddać Tomkowi?
Nie wiedziałem już, co robić. Każda decyzja wydawała się zła.
Kilka tygodni później Tomek przyjechał niespodziewanie. Wszedł bez pukania, rzucił walizkę na podłogę.
– Przyszedłem po swoje – powiedział cicho.
Mama zaczęła płakać. Ja stałem jak sparaliżowany.
– Tomek, przecież dostałeś ode mnie pieniądze…
– To nie to samo! Tata chciał inaczej! – krzyczał.
Zaczął wyliczać: ile lat opiekowałem się mamą, ile on wysyłał pieniędzy z Anglii, ile razy czuł się pominięty. W końcu rzucił:
– Ty zawsze byłeś tym lepszym synem, prawda? Wszystko ci się należało!
Wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni atmosfera była nie do zniesienia. Mama przestała jeść. Ja chodziłem po domu jak cień. W nocy słyszałem jej cichy płacz.
Pewnego dnia znalazłem ją w ogrodzie, siedzącą na ławce pod jabłonią.
– Synku… Ja już nie mam siły… Nie chcę was stracić przez ten dom…
Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
– Mamo, może powinniśmy pogadać z Tomkiem jeszcze raz? Może znajdziemy jakieś rozwiązanie?
Ale ona tylko pokręciła głową.
Tydzień później Tomek przyszedł z adwokatem. Chciał podważyć testament. Siedzieliśmy wszyscy w salonie – ja, mama, Tomek i jego prawnik.
– To niesprawiedliwe – powtarzał Tomek. – Tata zawsze mówił, że wszystko będzie po równo!
Adwokat spojrzał na mnie chłodno:
– Czy był pan świadomy treści testamentu przed śmiercią ojca?
– Nie… Przysięgam…
Mama zaczęła krzyczeć:
– Dość! To miał być nasz dom! Wasz dom! Nie sąd!
Wybiegła z pokoju. Tomek patrzył na mnie z nienawiścią.
Po tej scenie długo nie mogłem spać. Zastanawiałem się: czy powinienem oddać dom Tomkowi? Czy jestem złym człowiekiem?
Minęły miesiące. Sprawa sądowa ciągnęła się w nieskończoność. Mama podupadła na zdrowiu. Tomek wrócił do Anglii, ale kontaktował się tylko przez prawników.
W końcu sąd uznał testament za ważny. Dom został przy mnie.
Stałem wtedy w pustym salonie i czułem tylko pustkę. Mama była w szpitalu po udarze. Tomek przestał się odzywać na dobre.
Czasem siadam sam w ogrodzie i patrzę na stary dom. Zastanawiam się: czy warto było walczyć o te mury? Czy rodzina jest ważniejsza niż spadek? Czy można wybaczyć sobie wybory, które ranią najbliższych?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi… Ale jedno wiem na pewno: czasem największym ciężarem nie jest dom na własność, tylko sumienie.
Czy wy bylibyście w stanie oddać rodzinny dom dla świętego spokoju? A może są rzeczy ważniejsze niż spokój?