Przepraszam, które zmieniło wszystko – historia z warszawskiego autobusu, której nie zapomnę

– Przepraszam! – wykrztusiłam, czując jak moje serce wali jak młot. Zanim zdążyłam się zorientować, autobus gwałtownie zahamował, a ja, trzymając się kurczowo poręczy, niechcący nadepnęłam na stopę kobiety stojącej przede mną. Miała na sobie eleganckie, granatowe szpilki i płaszcz, który od razu skojarzył mi się z moją matką.

Kobieta spojrzała na mnie z chłodnym dystansem. – Może by pani patrzyła, gdzie staje? – syknęła przez zaciśnięte zęby. W autobusie zapadła cisza. Ludzie przestali rozmawiać, nawet kierowca zerknął w lusterko. Czułam na sobie dziesiątki spojrzeń.

– Naprawdę przepraszam, to był przypadek – powtórzyłam cicho, ale ona już odwróciła wzrok. Wtedy poczułam znajome ukłucie w żołądku – to samo, które pojawiało się zawsze, gdy próbowałam przeprosić mamę po kłótni. Zawsze miałam wrażenie, że moje słowa są niewystarczające.

Obok mnie stał starszy pan w brązowej marynarce. Nachylił się i szepnął: – Niech się pani nie przejmuje. Ludzie są teraz tacy nerwowi.

Chciałam mu podziękować, ale głos ugrzązł mi w gardle. Przez całą drogę do pracy nie mogłam przestać myśleć o tej sytuacji. Dlaczego zwykłe przepraszam wywołało tyle napięcia? Czy to ja zrobiłam coś złego, czy może ta kobieta miała po prostu zły dzień?

Po pracy wróciłam do domu na Pradze. Mama siedziała przy stole i obierała ziemniaki. – Znowu się spóźniłaś – rzuciła bez podnoszenia wzroku.

– Autobus się spóźnił – odpowiedziałam automatycznie.

– Zawsze masz wymówkę.

Westchnęłam ciężko i zaczęłam pomagać jej w kuchni. Cisza między nami była gęsta jak śmietana. W końcu zebrałam się na odwagę:

– Mamo… przepraszam za wczoraj. Nie powinnam była tak na ciebie krzyczeć.

Mama spojrzała na mnie surowo. – Przeprosiny niczego nie zmienią, jeśli za chwilę znowu zrobisz to samo.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przypomniała mi się kobieta z autobusu – jej chłód, jej niechęć do przyjęcia moich przeprosin. Czy ja też jestem taka? Czy moje przeprosiny są puste?

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra, Ania.

– Słyszałam, że znowu pokłóciłyście się z mamą – zaczęła bez ogródek.

– Aniu, ja już nie wiem, co robić. Próbuję rozmawiać, przepraszać… Ale ona zawsze mówi, że to nic nie znaczy.

– Może powinnaś jej pokazać, że ci zależy, a nie tylko mówić? – zaproponowała Ania.

Zamilkłam. Miała rację. Ale jak pokazać coś więcej niż słowa?

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Wciąż myślałam o tym, jak bardzo brakuje mi prawdziwej bliskości z mamą. Przypomniałam sobie dzieciństwo – jak tuliła mnie po nocnych koszmarach, jak piekłyśmy razem szarlotkę na święta. Gdzie to wszystko się podziało?

Po południu postanowiłam zrobić coś szalonego. Wyszłam wcześniej z pracy i pojechałam do mamy z bukietem tulipanów.

– Co ty tu robisz tak wcześnie? – zapytała zdziwiona.

– Chciałam ci coś pokazać – powiedziałam i wręczyłam jej kwiaty.

Patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu. Potem jej oczy zaszkliły się łzami.

– Przepraszam cię, mamo… Za wszystko. Za to, że bywam opryskliwa, za to, że nie zawsze cię słucham…

Mama przytuliła mnie mocno. Poczułam jej drżące ramiona.

– Ja też przepraszam… Czasem jestem dla ciebie za surowa. Boję się po prostu o ciebie.

Poczułam ulgę tak wielką, że aż zakręciło mi się w głowie. Przez chwilę siedziałyśmy razem w ciszy, trzymając się za ręce.

Wieczorem leżałam w łóżku i myślałam o kobiecie z autobusu. Może ona też miała kogoś, kogo nie potrafi przeprosić? Może jej chłód był tylko maską?

Czasem jedno przepraszam może zmienić wszystko… ale tylko wtedy, gdy stoi za nim prawdziwa chęć zmiany i bliskości.

Czy wy też macie w swoim życiu takie osoby, którym trudno jest wybaczyć lub przyjąć przeprosiny? Dlaczego czasem tak bardzo boimy się być szczerzy wobec najbliższych?