Przedświąteczne Spotkanie: Cień Nadziei pod Choinką
– Zdaje się, że Iwanowi Sergiejowiczowi już dzwonią… – powiedziała Wiesława, mieszając sałatkę jarzynową tak energicznie, że kawałki marchewki wyskakiwały z miski. Jej głos był cichy, ale napięcie w nim wyczuwało się od razu. – Skąd wiesz? – Piotr spojrzał na nią znad stołu, gdzie układał pierogi na lnianej ściereczce. – Wczoraj nie mógł podnieść Marysi, żeby zawiesić gwiazdę na choince. A wcześniej… – Wiesława westchnęła ciężko, jakby z każdym oddechem traciła siły. – Ojciec jeszcze ma mnóstwo siły, może po prostu się zmęczył – odparł Piotr, próbując nadać rozmowie lekkości, której sam nie czuł.
W kuchni pachniało gotowanymi warzywami i świeżo pieczonym makowcem. Za oknem śnieg sypał gęsto, przykrywając szarą ulicę białym puchem. W salonie dzieci śmiały się, rozpakowując bombki i śpiewając kolędy z radia. Ale w tej kuchni, wśród ciepła i zapachów, wisiała niewidzialna chmura.
– Piotrze, ja widzę, jak on się zmienia. Odkąd wrócił ze szpitala po tym zawale… On już nie jest taki sam – Wiesława ściszyła głos do szeptu. – Wiesz, jak bardzo kocha te święta. Zawsze pierwszy wieszał lampki na balkonie, a teraz nawet nie chciał wyjść na dwór.
Piotr odłożył pieroga i spojrzał na żonę. Przez chwilę milczeli, słuchając odgłosów domu. – Może powinniśmy porozmawiać z Marysią i Krzysiem? Przygotować ich…
– Nie! – przerwała mu gwałtownie Wiesława. – Jeszcze nie teraz. Nie chcę im odbierać tej radości. Przecież to ich ulubiony czas w roku…
W tym momencie drzwi kuchenne skrzypnęły i do środka wszedł Iwan Sergiejowicz. Mimo że miał na sobie sweter z reniferem, wyglądał na zmęczonego i jakby mniejszego niż zwykle. Uśmiechnął się blado do wnuków zaglądających zza framugi.
– Co tam knujecie, łobuziaki? – zapytał, próbując nadać głosowi dawną energię.
– Dziadku! Zrobisz z nami łańcuch na choinkę? – zawołała Marysia, podbiegając do niego z kolorowymi paskami papieru.
Iwan skinął głową, ale zanim usiadł przy stole, musiał złapać się krzesła. Wiesława spojrzała na Piotra wymownie.
Przez następne godziny dom tętnił życiem. Dzieci biegały z papierowymi ozdobami, a dorośli krzątali się między kuchnią a salonem. Ale ja – bo to ja jestem Piotrem – czułem coraz większy ciężar w piersi. Każdy uśmiech ojca wydawał mi się wymuszony, każde jego westchnienie brzmiało jak pożegnanie.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole. Na środku stała miska z barszczem i talerz z uszkami. Iwan podniósł kieliszek kompotu z suszu i spojrzał na nas wszystkich.
– Dzieci… Chciałem wam coś powiedzieć…
Zamarliśmy. Marysia przestała bawić się łyżką, Krzyś przysunął się bliżej mamy.
– Chciałem wam podziękować za to wszystko… Za te wszystkie lata razem…
Wiesława zacisnęła dłonie na obrusie tak mocno, że pobielały jej knykcie.
– Tato…
– Nie przerywaj mi, Wiesiu – uśmiechnął się łagodnie Iwan. – Wiem, że nie zawsze byłem łatwy. Że czasem krzyczałem bez powodu albo zamykałem się w sobie. Ale zawsze was kochałem. I chcę, żebyście to wiedzieli.
W pokoju zrobiło się cicho jak nigdy dotąd. Nawet radio ucichło.
– Dziadku… – szepnęła Marysia.
I wtedy poczułem łzy pod powiekami. Bo wiedziałem, że ojciec żegna się z nami na swój sposób.
Po kolacji dzieci poszły spać, a my zostaliśmy przy stole. Wiesława zaczęła płakać cicho, chowając twarz w dłoniach. Ja siedziałem obok ojca i patrzyłem na jego spracowane ręce.
– Synu… Nie bój się życia bez ojca. Naucz dzieci tego, czego ja cię nauczyłem: żeby kochały i przebaczały.
Nie potrafiłem odpowiedzieć. Siedzieliśmy tak długo w milczeniu.
Następnego dnia rano Iwan nie wstał już z łóżka. Lekarz powiedział tylko: „Serce”.
Święta minęły w cieniu żałoby. Dzieci nie rozumiały do końca, dlaczego dziadek nie wraca do domu. Wiesława zamknęła się w sobie na wiele tygodni.
Dopiero po Nowym Roku usiedliśmy razem przy stole i zaczęliśmy rozmawiać o ojcu: o jego żartach, o tym jak uczył nas lepić pierogi i jak zawsze śpiewał najgłośniej kolędy.
Teraz, kiedy minął już rok od tamtych świąt, patrzę na choinkę i widzę łańcuchy zrobione przez Marysię i Krzysia razem z dziadkiem. Myślę o tym wszystkim, co straciliśmy – ale też o tym, co nam zostało: wspomnieniach, tradycjach i miłości.
Czy można przygotować się na stratę bliskiej osoby? Czy można nauczyć dzieci radzić sobie z bólem? Czasem wydaje mi się, że odpowiedzi nigdy nie znajdę – ale może właśnie o to chodzi w życiu: żeby szukać ich razem.