Ostrzeżenie mojej mamy: „Nigdy nie wpuszczaj samotnej przyjaciółki do domu” – historia, która zmieniła moje życie

– Nie wpuszczaj samotnej przyjaciółki do domu, zwłaszcza kiedy twój mąż jest w pobliżu – powtarzała mi mama, odkąd tylko zaczęłam dorastać. Zawsze wydawało mi się to przesadą, jakimś reliktem jej pokolenia. Przewracałam oczami, śmiałam się z tego razem z Martą, moją najbliższą przyjaciółką jeszcze z liceum. Ale dziś, siedząc na kanapie z synkiem przy piersi, te słowa wracają do mnie jak bumerang.

– Długo jeszcze będziesz siedzieć w domu? – zapytała Marta przez telefon, a w jej głosie wyczułam lekką irytację.

– Nie mam wyjścia. Karmię, nie śpię po nocach… nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio wyszłam na kawę – odpowiedziałam cicho, żeby nie obudzić małego Antosia.

– To może wpadnę do ciebie? Pogadamy, pomogę ci trochę – zaproponowała. Poczułam ulgę i strach jednocześnie. Z jednej strony tęskniłam za rozmową z kimś dorosłym, z drugiej – echo ostrzeżenia mamy było coraz głośniejsze.

Mój mąż, Tomek, wracał coraz później z pracy. Tłumaczył się nadgodzinami, ale ja czułam, że coś jest nie tak. Był zmęczony, rozdrażniony, coraz mniej obecny. W nocy przewracał się z boku na bok, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Marta była moją ostoją – zawsze wiedziała, jak mnie rozśmieszyć, jak dodać otuchy. Ale czy naprawdę mogłam jej ufać?

Pewnego popołudnia Marta przyszła z ciastem i kawą. Siedziałyśmy w kuchni, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Antoś spał w pokoju obok. Nagle usłyszałyśmy dźwięk klucza w drzwiach.

– Tomek już wrócił? – zdziwiła się Marta.

– Chyba tak… ostatnio wraca wcześniej – odpowiedziałam, choć to nie była prawda.

Tomek wszedł do kuchni. Uśmiechnął się do Marty, rzucił mi szybkie „cześć” i poszedł do łazienki. Przez chwilę zapadła niezręczna cisza.

– Twój mąż wygląda na zmęczonego – powiedziała Marta cicho.

– Ostatnio dużo pracuje – odpowiedziałam wymijająco.

Marta spojrzała na mnie uważnie. – Wszystko między wami w porządku?

Zacisnęłam usta. Nie chciałam się zwierzać nawet jej. W końcu to moja rodzina, mój problem.

Z czasem wizyty Marty stały się coraz częstsze. Przynosiła zakupy, gotowała obiady, bawiła się z Antosiem. Była niezastąpiona. Ale zauważyłam też coś niepokojącego – coraz częściej rozmawiała z Tomkiem, śmiali się razem z rzeczy, których nie rozumiałam. Pewnego dnia weszłam do salonu i zobaczyłam ich siedzących razem na kanapie. Rozmawiali cicho, a kiedy weszłam, nagle ucichli.

– Coś się stało? – zapytałam podejrzliwie.

– Nic takiego – odpowiedziała Marta z wymuszonym uśmiechem.

Od tego dnia zaczęłam obserwować ich uważniej. Każdy gest, każde spojrzenie wydawało mi się podejrzane. Czy to tylko moja wyobraźnia? Czy może mama miała rację?

Pewnej nocy nie mogłam zasnąć. Siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej herbaty i myślałam o wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie tygodnie. Usłyszałam cichy szelest w przedpokoju. Wyszłam i zobaczyłam Tomka piszącego coś na telefonie.

– Z kim piszesz o tej porze? – zapytałam ostrożnie.

Tomek spojrzał na mnie zdziwiony. – Z kolegą z pracy… Mamy jutro ważne spotkanie.

Nie uwierzyłam mu. Przez kolejne dni próbowałam zachowywać się normalnie, ale czułam narastające napięcie. W końcu postanowiłam sprawdzić jego telefon. Wiem, że to nie było fair, ale byłam zdesperowana.

Znalazłam wiadomości od Marty. „Dzięki za wczoraj. Dobrze było pogadać bez niej.” „Może spotkamy się jutro?” Serce mi stanęło. Czy to możliwe? Czy naprawdę moja najlepsza przyjaciółka i mój mąż…

Następnego dnia zaprosiłam Martę na rozmowę.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. – Wiem o waszych spotkaniach poza domem.

Marta pobladła. – To nie tak jak myślisz…

– Więc jak? – przerwałam jej ostro. – Dlaczego piszesz do mojego męża za moimi plecami?

Marta spuściła wzrok. – Tomek sam do mnie napisał… Chciał pogadać o tobie. Martwił się o ciebie.

Nie wiedziałam już, komu wierzyć. Tomek przyszedł wieczorem do domu i od razu zobaczył moje łzy.

– Co się stało? – zapytał zaniepokojony.

– Wiem o wszystkim – powiedziałam cicho.

Tomek usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę.

– Kocham cię. Nigdy bym cię nie zdradził. Ale widzę, jak cierpisz… Chciałem tylko pomóc ci przez Martę.

Nie wiem, czy powinnam mu wierzyć. Może naprawdę chciał dobrze? Może to ja przesadzam? Ale echo słów mojej mamy nie daje mi spokoju: „Nigdy nie wpuszczaj samotnej przyjaciółki do domu”.

Dziś siedzę sama w kuchni i patrzę na śpiącego Antosia. Zastanawiam się: czy można ufać nawet najbliższym? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu przez swoją nieufność i samotność? A może mama miała rację… Jak wy byście postąpili na moim miejscu?