Ostatnia kolacja u teściowej: Jak pokazałam, że nie dam się już poniżać

— Znowu przypaliłaś ziemniaki, Aniu? — głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Siedzieliśmy przy stole w jej ciasnym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Mój mąż, Tomek, spuścił wzrok w talerz, a dzieci udawały, że nie słyszą. Ja czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Ile razy jeszcze pozwolę jej się tak traktować?

Przez lata znosiłam jej docinki. „Za moich czasów kobieta wiedziała, jak prowadzić dom”, „Tomek zawsze lubił schabowe, a ty mu dajesz jakieś sałatki”. Każda wizyta u niej była dla mnie próbą charakteru. Zawsze musiałam być lepsza, bardziej perfekcyjna, bardziej… jej. Ale nigdy nie byłam wystarczająca.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy przyszłam do niej na obiad jako narzeczona Tomka. Uśmiechała się do mnie szeroko, ale jej oczy były zimne. — A ty, Aniu, czym się zajmujesz? — zapytała z przesadną uprzejmością. — Pracuję w wydawnictwie — odpowiedziałam z dumą. — Ach, czyli kawka i ploteczki — rzuciła z przekąsem. Tomek się zaśmiał, myśląc, że to żart. Ja już wtedy wiedziałam, że to początek wojny.

Z czasem było tylko gorzej. Każde święta, każda rodzinna uroczystość zamieniała się w pole bitwy. Krytykowała mój strój, sposób wychowywania dzieci, nawet to, jak kroję chleb. — U nas w domu chleb się kroiło równo, nie tak krzywo jak u ciebie — mówiła przy wszystkich. Czułam się coraz mniejsza.

Tomek zawsze powtarzał: — Daj spokój, mama już taka jest. Nie przejmuj się. Ale jak mam się nie przejmować, skoro każde spotkanie kończyło się moimi łzami w łazience? Dzieci zaczęły pytać: — Mamo, dlaczego babcia cię nie lubi?

Pewnego dnia, po kolejnej awanturze o to, że nie umiem zrobić rosołu „takiego jak ona”, zamknęłam się w sypialni i rozpłakałam. Przypomniałam sobie własną mamę — ciepłą, wspierającą kobietę, która zawsze powtarzała: „Nie pozwól nikomu siebie poniżać”. Wtedy postanowiłam: koniec z tym.

Zbliżały się urodziny teściowej. Wiedziałam, że będzie chciała urządzić wielką kolację dla całej rodziny. Tym razem to ja zaproponowałam, że przygotuję wszystko sama. — Ooo, odważna jesteś — rzuciła z ironią przez telefon. — Zobaczymy, czy dasz radę.

Przez tydzień planowałam menu. Wiedziałam jedno: nie będę gotować jej tradycyjnych dań. Zamiast schabowego i rosołu zrobiłam nowoczesne potrawy: krem z dyni z imbirem, pieczone warzywa z kozim serem i tartę z łososiem. Dla dzieci domowe nuggetsy i frytki z batatów.

W dniu kolacji byłam zestresowana jak nigdy wcześniej. Goście zaczęli się schodzić. Teściowa weszła ostatnia, ubrana w swoją ulubioną granatową garsonkę. Rozejrzała się po stole i skrzywiła usta:

— A gdzie schabowy? — zapytała głośno.
— Dzisiaj chciałam was zaskoczyć czymś innym — odpowiedziałam spokojnie.
— No zobaczymy… — mruknęła.

Podczas kolacji atmosfera była napięta jak struna. Teściowa co chwilę komentowała:
— Krem z dyni? To chyba dla królików…
— Warzywa? Tomek zawsze jadł mięso!
Ale ku mojemu zaskoczeniu reszta rodziny była zachwycona. Dzieci prosiły o dokładkę frytek z batatów, szwagierka chwaliła tartę.

W pewnym momencie teściowa podniosła głos:
— No dobrze, Aniu, powiedz mi szczerze: po co te wszystkie wymysły? Chcesz pokazać, że jesteś lepsza ode mnie?
Wstałam od stołu. Ręce mi drżały, ale spojrzałam jej prosto w oczy:
— Nie chcę być lepsza od pani. Chcę być sobą. I chcę być traktowana z szacunkiem.
W pokoju zapadła cisza. Nawet dzieci przestały jeść.
Teściowa patrzyła na mnie przez chwilę bez słowa. W końcu powiedziała:
— No proszę… W końcu pokazałaś pazurki.
— Może czasem warto — odpowiedziałam cicho.

Po tej kolacji coś się zmieniło. Teściowa już nie komentowała wszystkiego tak otwarcie. Zaczęła mnie traktować poważniej. Tomek był dumny:
— Wreszcie jej pokazałaś! — powiedział wieczorem.
Ale ja czułam przede wszystkim ulgę i… żal za tymi wszystkimi latami milczenia.

Czasem myślę: ile kobiet w Polsce codziennie przełyka łzy przez takie „drobiazgi”? Ile z nas boi się powiedzieć głośno: dość? Czy naprawdę musimy czekać latami na swoją odwagę?

Czy wy też mieliście kiedyś dość czyjegoś braku szacunku? Co was powstrzymywało przed powiedzeniem „stop”?