Oddałam wszystko, by spłacić długi teściowej. Czy warto było poświęcić własne dziecko?

– Mamo, dlaczego znowu nie możesz przyjść na moje przedstawienie? – głos Zosi drżał, a ja czułam, jak coś we mnie pęka. Stałam w kuchni, w rękach ściskałam rachunek za prąd, który miałam zapłacić za mieszkanie teściowej. Znowu.

– Kochanie, muszę coś załatwić dla babci Krysi – odpowiedziałam cicho, nie patrząc jej w oczy. Zosia spuściła głowę i wyszła z pokoju. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, jak bardzo ją zawodzę.

Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy Krystyna – moja teściowa – zadzwoniła do mnie z płaczem. – Aniu, błagam cię, pomóż mi. Komornik grozi mi eksmisją! – krzyczała przez telefon. Mój mąż, Tomek, był wtedy w delegacji. Nie miałam serca jej odmówić. Przelałam jej pieniądze z oszczędności na remont naszego mieszkania. „To tylko jednorazowa pomoc” – tłumaczyłam sobie.

Ale to nie był koniec. Krystyna zadłużała się dalej – chwilówki, pożyczki od znajomych, rachunki za czynsz. Tomek był wobec niej bezradny. – Mama zawsze była rozrzutna, ale teraz to już przesada – mówił, ale nigdy nie potrafił jej odmówić.

Mieliśmy dwa mieszkania: ja odziedziczyłam dwupokojowe na Pradze po babci, Tomek kawalerkę po ojcu na Mokotowie. Jego mieszkanie wynajmowaliśmy – lokalizacja była świetna, więc pieniądze szły na spłatę długów Krystyny. Moje mieszkanie było naszym domem.

Zaczęłam pracować na dwa etaty: rano w szkole jako nauczycielka polskiego, wieczorami udzielałam korepetycji. Zosia coraz częściej zostawała sama w domu lub u sąsiadki pani Ireny. – Aniu, dziecko tęskni za tobą – mówiła mi kiedyś Irena. – Wiem… Ale co mam zrobić? – odpowiadałam bezradnie.

Pewnego dnia Zosia wróciła ze szkoły zapłakana. – Mamo, dzieci śmiały się ze mnie, że nie mam nowych butów na WF… – wyszeptała. Poczułam wstyd i złość na siebie. Przecież tyle pracuję! Ale wszystkie pieniądze szły na ratowanie teściowej.

Wieczorem wybuchła kłótnia z Tomkiem.
– To twoja matka! Dlaczego ja mam ciągle płacić za jej błędy? – krzyczałam.
– Aniu, ona nie da sobie rady sama! Przecież nie zostawimy jej na ulicy! – bronił się Tomek.
– A nasze dziecko? Kiedy ostatnio zabrałeś Zosię do kina?
– Przesadzasz! Robimy co możemy!

Czułam się coraz bardziej samotna. Zosia zamykała się w sobie, przestała opowiadać mi o szkole. Pewnego dnia znalazłam pod jej poduszką list: „Chciałabym mieć mamę tylko dla siebie”.

Wtedy postanowiłam porozmawiać z Krystyną.
– Krysiu, musisz zacząć oszczędzać. Nie możemy cię już więcej ratować.
– Aniu, ja nie umiem inaczej żyć! Ty jesteś taka dobra…
– Ale ja mam własne dziecko! Ona mnie potrzebuje!
Krystyna rozpłakała się i wyszła trzaskając drzwiami.

Tomek miał do mnie żal.
– Jak mogłaś tak potraktować moją matkę?
– A jak ty możesz patrzeć na cierpienie własnej córki?

Przez kilka tygodni w domu panowała cisza. Każdy zamknął się w swoim świecie. Ja pracowałam jeszcze więcej, Zosia przestała się do mnie odzywać, Tomek nocami znikał z domu.

Pewnego dnia dostałam wezwanie do szkoły. Zosia pobiła się z koleżanką. „Twoja mama ma cię gdzieś” – usłyszała od niej podczas przerwy.

Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Wieczorem usiadłam przy jej łóżku.
– Przepraszam cię, córeczko…
Zosia spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
– Chcę tylko ciebie…

Tej nocy nie spałam. Przeglądałam stare zdjęcia: uśmiechnięta Zosia na placu zabaw, ja trzymająca ją za rękę… Kiedy to wszystko się skończyło?

Następnego dnia zadzwoniłam do Krystyny.
– Krysiu, nie mogę już ci pomagać finansowo. Muszę zadbać o własną rodzinę.
– Ale…
– Przepraszam. Musisz znaleźć inne rozwiązanie.

Krystyna obraziła się na mnie na kilka miesięcy. Tomek długo nie mógł mi tego wybaczyć. Ale powoli zaczęliśmy odbudowywać relacje z Zosią: wspólne spacery, rozmowy, wieczory z książką.

Długi Krystyny pozostały jej problemem. My zaczęliśmy żyć skromniej, ale spokojniej.

Czasem jednak budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy bycie dobrą synową musi oznaczać bycie złą matką? Co wy byście zrobili na moim miejscu?