Nowy rozdział mamy: Odwaga, by zacząć żyć dla siebie
– Mamo, co ty wyprawiasz?! – głos mojej córki, Julii, drżał od złości i niedowierzania. Stała w progu kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie tak, jakby widziała obcą osobę. Właśnie powiedziałam jej, że zamierzam sprzedać dom i wyjechać na pół roku do Portugalii.
Przez chwilę czułam się winna. Przez całe życie byłam tą, która zawsze gotowała obiady, prasowała koszule, czekała z kolacją, gdy dzieci wracały późno. Byłam tą, która rezygnowała z własnych marzeń, bo „dzieci są najważniejsze”. Tak mnie wychowano – matka to opoka, matka to dom. Ale kiedy ostatnia z moich córek, Zosia, wyprowadziła się do Wrocławia na studia, poczułam w sobie pustkę tak wielką, że aż bolało.
Przez pierwsze tygodnie chodziłam po domu jak cień. Każdy kąt przypominał mi o ich dzieciństwie: ślady kredek na ścianie w salonie, naklejki na drzwiach od pokoju Julii, nawet stara huśtawka w ogrodzie. Mój mąż, Andrzej, odszedł kilka lat temu – zostawił mnie dla młodszej kobiety i nowego życia. Zostałam sama z dorosłością moich dzieci i własnym smutkiem.
Wtedy przyszedł list od notariusza. Okazało się, że ciotka Helena – ta ekscentryczna krewna z Gdańska, której nie widziałam od lat – zostawiła mi w spadku mieszkanie i trochę oszczędności. Siedziałam przy stole z listem w dłoni i nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że los się do mnie uśmiechnął.
Ale co dalej? Przez kilka dni chodziłam jak na szpilkach. W głowie miałam tysiące myśli: czy powinnam przekazać wszystko dzieciom? Może kupić im mieszkania? Ale przecież one już sobie radzą. A ja? Czy ja nie zasługuję na coś więcej niż samotne wieczory przed telewizorem?
– Mamo, nie możesz tak po prostu wyjechać! – Julia nie dawała za wygraną. – A co z nami? Co z domem?
– Kochanie – odpowiedziałam cicho – przez całe życie byłam dla was. Teraz chcę być trochę dla siebie.
Zosia zadzwoniła tego samego wieczoru. Była zaskakująco spokojna.
– Mamo, jeśli to cię uszczęśliwi… Może to właśnie czas na ciebie?
Poczułam ulgę. Ale Julia nie mogła tego przełknąć. Przez kolejne tygodnie dzwoniła codziennie, próbując mnie przekonać do zmiany decyzji.
– To egoistyczne! – krzyczała przez telefon. – Zawsze byłaś taka odpowiedzialna! A teraz chcesz wszystko zostawić?
Płakałam po tych rozmowach. Czułam się rozdarta między pragnieniem wolności a poczuciem winy wobec dzieci. Ale coś we mnie pękło – miałam już dość życia według cudzych oczekiwań.
Zaczęłam sprzedawać rzeczy z domu. Każda rzecz miała swoją historię: stare zabawki dziewczynek, sukienki po komunii, zdjęcia z wakacji nad morzem. Pakowałam je do pudełek ze łzami w oczach. Ale z każdym kolejnym kartonem czułam się lżejsza.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Julia nie przyszła się pożegnać. Zosia przyjechała na dworzec z bukietem tulipanów.
– Jestem z ciebie dumna – powiedziała i mocno mnie przytuliła.
W Lizbonie wszystko było nowe: zapach kawy w małych kawiarenkach, szum oceanu, śmiech ludzi na ulicach. Przez pierwsze dni czułam się jak dziecko – zagubiona i szczęśliwa jednocześnie. Poznałam ludzi z całego świata: Marię z Hiszpanii, która uczyła mnie tańczyć salsę; Pierre’a z Francji, który pokazał mi swoje ulubione miejsca nad rzeką Tejo.
Zaczęłam pisać dziennik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli i uczucia. Po raz pierwszy od lat czułam się wolna – nie musiałam nikomu tłumaczyć się ze swoich wyborów.
Po kilku tygodniach zadzwoniła Julia.
– Mamo… przepraszam – jej głos był cichy i łamiący się. – Chyba byłam niesprawiedliwa. Po prostu… boję się cię stracić.
– Nigdy mnie nie stracisz – odpowiedziałam łagodnie. – Ale muszę nauczyć się być szczęśliwa sama ze sobą.
Rozmawiałyśmy długo. Julia zaczęła opowiadać o swoim życiu, o problemach w pracy, o chłopaku, który ją zranił. Po raz pierwszy od dawna rozmawiałyśmy jak dwie dorosłe kobiety, a nie jak matka i córka.
Minęły miesiące. Zaczęłam malować obrazy – coś, o czym marzyłam od młodości. Wystawiłam kilka prac w lokalnej galerii. Poznałam mężczyznę – Antonio był wdowcem po sześćdziesiątce, miał ciepłe oczy i cierpliwość do moich opowieści o Polsce.
Dzieci odwiedziły mnie latem. Spacerowałyśmy razem po plaży, śmiałyśmy się i płakałyśmy ze wzruszenia. Julia przyznała mi rację:
– Może każda kobieta powinna kiedyś pomyśleć o sobie?
Dziś wiem jedno: nie jestem już tylko matką czy żoną. Jestem sobą – kobietą z marzeniami i odwagą do zmian.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: dlaczego tak długo czekałam? Czy naprawdę trzeba aż tylu lat poświęceń, by pozwolić sobie na szczęście? Może każda z nas powinna czasem postawić siebie na pierwszym miejscu…