Niespodzianka, która cię nie zaskoczy – opowieść o rodzinnych oczekiwaniach i rozczarowaniach

— Mamo, tylko nie mów, że zapomniałaś! — pisnęła Weronika, wpadając do przedpokoju i zrzucając z ramion markową torebkę. — No mamo! Przecież uprzedzałam cię miesiąc temu!

Stałam wtedy przy lustrze, poprawiając siwe włosy. Dłonie lekko mi się trzęsły, ale spojrzenie pozostało spokojne. W środku jednak czułam, jakby ktoś ścisnął mi serce. O czym ona znowu mówi? O czym zapomniałam? W mojej głowie kłębiły się myśli: rachunki do zapłacenia, leki do wykupienia, lista zakupów na jutro… Ale Weronika nie dawała mi czasu na zastanowienie.

— O czym mówisz, Weroniko? — zapytałam cicho, próbując ukryć niepokój.

Weronika przewróciła oczami, jakby miała do czynienia z dzieckiem, a nie własną matką. — Mamo! Przecież dziś są urodziny taty! Umawialiśmy się, że zrobisz mu niespodziankę! Że upieczesz ten jego ulubiony sernik i zaprosisz wszystkich!

Nagle poczułam się tak bardzo zmęczona. Urodziny taty… mojego męża, Andrzeja. Od lat nie świętowaliśmy ich hucznie. Odkąd dzieci wyjechały na studia do Warszawy i wracały tylko na święta, dom pustoszał coraz bardziej. Andrzej zamknął się w sobie po tym, jak stracił pracę w stoczni. Ja próbowałam trzymać wszystko w ryzach, ale czasem brakowało mi już sił.

— Weroniko, przecież mówiłam ci… — zaczęłam, ale córka już mnie nie słuchała.

— Wszyscy czekają! — rzuciła przez ramię. — Michał z Asią przyjadą za godzinę! Tata wraca z działki! A ty nawet nie zaczęłaś pieczenia!

W kuchni panował bałagan po porannym śniadaniu. Zegar tykał głośniej niż zwykle. Zaczęłam wyciągać składniki na sernik, ale ręce mi drżały. W głowie słyszałam głos Weroniki: „Tylko nie zawiedź taty”. Jakby to wszystko zależało ode mnie.

Zawsze tak było. To ja byłam tą, która miała wszystko ogarniać: dom, dzieci, męża, nawet ich humory. A kiedy coś szło nie tak — to była moja wina. Pamiętam, jak Weronika miała osiem lat i zgubiła się na festynie. To ja byłam winna, bo spuściłam ją z oka. Kiedy Michał nie dostał się na wymarzone studia — to ja źle go przygotowałam do życia.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam ucierać twaróg. W tym czasie Weronika krążyła po domu jak burza.

— Mamo, gdzie są świeczki? — zapytała zniecierpliwiona.

— W szufladzie przy kuchence — odpowiedziałam automatycznie.

— A balony?

— Nie kupiłam balonów — przyznałam cicho.

Weronika spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Mamo! Przecież mówiłam… — zaczęła podniesionym głosem.

— Dość! — przerwałam jej nagle. Głos mi się załamał. — Weroniko, ja naprawdę nie mam już siły być zawsze tą, która wszystko pamięta i wszystko organizuje!

Cisza. Weronika patrzyła na mnie zaskoczona. Przez chwilę widziałam w jej oczach małą dziewczynkę, która nie rozumie świata dorosłych.

— Przepraszam… — wyszeptała po chwili. — Myślałam, że chcesz… że to dla ciebie ważne.

Usiadłam przy stole i ukryłam twarz w dłoniach. Tak bardzo chciałam być dla nich wszystkich wsparciem. Ale czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czego ja chcę? Czy ktoś pamiętał o moich urodzinach? O moich marzeniach?

Drzwi wejściowe skrzypnęły i do domu wszedł Andrzej. Zmęczony, z ziemią pod paznokciami i uśmiechem wymuszonym na twarzy.

— Cześć dziewczyny! Co tu tak cicho?

Weronika rzuciła mu się na szyję.

— Wszystkiego najlepszego, tato! — krzyknęła głośno.

Andrzej spojrzał na mnie pytająco. W jego oczach zobaczyłam cień smutku.

— Halinko… coś się stało?

Pokręciłam głową.

— Nic się nie stało — skłamałam. — Po prostu jestem zmęczona.

Michał z Asią przyjechali chwilę później. Wszyscy usiedliśmy przy stole. Sernik był jeszcze ciepły i trochę się rozpadł przy krojeniu. Ale nikt nie narzekał. Rozmowy toczyły się wokół codziennych spraw: pracy Michała w banku, nowej pracy Asi w szkole podstawowej, planów Weroniki na wakacje.

Tylko ja milczałam. Patrzyłam na swoją rodzinę i czułam dziwną pustkę. Czy naprawdę jestem tylko tłem dla ich życia? Czy moje potrzeby już się nie liczą?

Po kolacji Weronika podeszła do mnie i ścisnęła moją dłoń.

— Mamo… przepraszam za dzisiaj. Chciałam dobrze.

Uśmiechnęłam się blado.

— Wiem, kochanie. Ale czasem dobrze jest zapytać drugiego człowieka, czy ma na coś siłę.

Wieczorem siedziałam sama w kuchni przy kubku herbaty. Sernik prawie zniknął ze stołu. Andrzej oglądał telewizję w salonie, dzieci rozjechały się do swoich spraw. Zostałam sama ze swoimi myślami.

Czy naprawdę każda niespodzianka musi być radosna? Czy czasem nie lepiej po prostu być razem bez wielkich oczekiwań? Może powinnam nauczyć się mówić „nie” zanim będzie za późno?

A wy? Czy też czasem czujecie się niewidzialni we własnym domu?