„Niechciana pod jednym dachem” – Historia Marii, która straciła dom, rodzinę i poczucie własnej wartości
– Mamo, tu jeszcze brudno! – usłyszałam z salonu głos Natalii, mojej synowej, zanim jeszcze zdążyłam wytrzeć ręce po szorowaniu podłogi. Stałam na kolanach przy kuchennym zlewie, z mokrymi dłońmi i sercem ściśniętym jak pięść. Woda w wiadrze była już szara od brudu, a ja czułam, jak ból w krzyżu przeszywa mnie na wskroś. Chciałam odpowiedzieć jej coś ostrego, ale połknęłam słowa razem z goryczą.
To nie był mój dom. To był dom mojego syna, Pawła, który od pół roku mieszkał tu z Natalią i ich córeczką, Zosią. Ja wprowadziłam się do nich po śmierci męża – nie miałam dokąd pójść. Nasze mieszkanie poszło na spłatę długów po jego chorobie, a moja emerytura ledwo starczała na leki. Paweł zaproponował, żebym zamieszkała z nimi. „Będzie nam raźniej” – mówił wtedy. Nie wiedziałam, że dla Natalii będę tylko darmową sprzątaczką.
– Pani Mario! – tym razem jej głos był bardziej natarczywy. – Przecież mówiłam, żeby nie używać tego płynu! On śmierdzi!
Zacisnęłam szczęki. – Przepraszam, Natalio. Zaraz zmienię wodę.
Usłyszałam jej westchnienie i szelest gazety. Znowu czytała te swoje kolorowe magazyny o idealnych domach i perfekcyjnych żonach. Ciekawe, czy w którymś z nich pisali o tym, jak traktować teściową.
Zosia płakała w swoim pokoju. Chciałam do niej podejść, ale Natalia była szybsza – weszła tam z miną męczennicy i zamknęła drzwi. Zostałam sama w kuchni, z mokrą podłogą i poczuciem upokorzenia.
Wieczorem Paweł wrócił z pracy. Zawsze był zmęczony, ale starał się być miły. – Cześć, mamo. Jak tam dzień? – zapytał, całując mnie w policzek.
Chciałam mu powiedzieć prawdę: że czuję się tu jak intruz, że Natalia traktuje mnie jak służącą, że tęsknię za własnym kątem i spokojem. Ale tylko się uśmiechnęłam.
– W porządku, synku. Wszystko dobrze.
Natalia zeszła na dół w nowej sukience. – Paweł, musisz porozmawiać z mamą. Znowu użyła tego śmierdzącego płynu i Zosia przez to kaszle.
Paweł spojrzał na mnie bezradnie. – Mamo… może rzeczywiście lepiej używać tego, co Natalia kupuje?
Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym. Skinęłam głową i uciekłam do swojego pokoju.
Nocą długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ich rozmowy za ścianą:
– Ona wszystko robi po swojemu! Nie mogę już tego wytrzymać! – syczała Natalia.
– Daj spokój, to moja mama…
– Ale to nasz dom! Ja tu rządzę!
Przytuliłam poduszkę do piersi i poczułam łzy na policzkach. Czy naprawdę byłam dla nich ciężarem?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Natalią. Zaparzyłam herbatę i zaprosiłam ją do kuchni.
– Natalio… wiem, że nie jest ci łatwo ze mną pod jednym dachem. Ale ja też nie mam dokąd pójść.
Patrzyła na mnie chłodno.
– To nie o to chodzi, pani Mario. Po prostu… ja mam swoje zasady. Lubię porządek i spokój. A pani…
Zawahała się.
– Ja co?
– Jest pani wszędzie! Ciągle się pani wtrąca! Nawet jak pani nic złego nie mówi… Czuję się jakby ktoś mnie cały czas oceniał.
Zatkało mnie. Czy naprawdę tak to wyglądało? Przecież chciałam tylko pomóc…
– Przepraszam – wyszeptałam.
Przez następne dni starałam się być niewidzialna. Wstawałam wcześnie rano, sprzątałam po cichu, gotowałam obiady według przepisów Natalii. Ale napięcie w domu rosło.
Pewnego popołudnia Zosia przewróciła się na schodach. Byłam najbliżej – podbiegłam do niej pierwsza i przytuliłam mocno.
Natalia wbiegła do przedpokoju jak burza.
– Co pani robi?! Mówiłam, żeby nie nosić Zosi!
– Ona płakała…
– Nie obchodzi mnie to! To moje dziecko!
Paweł próbował nas pogodzić:
– Natalia, mama chciała dobrze…
– Zawsze ją bronisz! Może powinieneś zamieszkać z nią sam!
Wybiegła z domu trzaskając drzwiami.
Paweł usiadł obok mnie na schodach.
– Mamo… ja już nie wiem co robić.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jego oczach widziałam zmęczenie i bezradność.
Wieczorem spakowałam walizkę. Napisałam krótką kartkę: „Dziękuję za wszystko. Nie chcę być ciężarem.”
Zamieszkałam u sąsiadki na kilka dni. Paweł dzwonił codziennie, błagał żebym wróciła. Ale ja wiedziałam, że dopóki nie nauczymy się rozmawiać o swoich uczuciach bez oskarżeń i pretensji – nic się nie zmieni.
Czasem myślę: czy naprawdę można być jednocześnie matką i teściową bez ranienia kogokolwiek? Czy rodzina to miejsce wsparcia czy pole bitwy? Może powinnam była walczyć o siebie wcześniej… A może powinnam była po prostu odejść już wtedy, gdy poczułam pierwsze upokorzenie?