„Nie wszystko złoto, co się świeci” – Moje życie po rodzinnej katastrofie
– Mamo, dlaczego tata nie wrócił na noc? – zapytała Zosia, stojąc w drzwiach mojej sypialni. Jej głos był cichy, ale w oczach widziałam strach i niepewność. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama nie spałam całą noc, czekając na dźwięk klucza w zamku. Ale ten dźwięk nie nadszedł.
Wstałam powoli, czując ciężar na piersi. – Tata musiał zostać dłużej w pracy – skłamałam, głaszcząc ją po głowie. Zosia przytuliła się do mnie mocno, jakby wyczuwała, że coś jest nie tak. Miała dopiero dziewięć lat, a już musiała nauczyć się, że dorośli czasem kłamią.
Kiedy zeszłam do kuchni, mama już tam była. Siedziała przy stole z kubkiem kawy i patrzyła przez okno na szare, listopadowe niebo. – Dzwoniłaś do niego? – zapytała bez ogródek. Skinęłam głową. – Nie odbierał. – Może znowu ta jego sekretarka… – mruknęła mama, a ja poczułam, jak żołądek zaciska mi się w supeł.
Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Michał wracał coraz później, był rozdrażniony, unikał rozmów. Zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy, sprawdzać telefon, szukać śladów. I znalazłam – SMS-y od „Agnieszki z pracy”, zdjęcia z wyjazdu służbowego, na których uśmiechał się szeroko, obejmując ją ramieniem.
Przez kilka tygodni żyłam jak w letargu. Udawałam przed dziećmi i mamą, że wszystko jest w porządku. W pracy też musiałam być silna – jako nauczycielka polskiego w liceum nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Ale wieczorami zamykałam się w łazience i płakałam do utraty tchu.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Michał wrócił późno, jak zwykle. Stałam w korytarzu z jego telefonem w ręku.
– Kim jest Agnieszka? – zapytałam drżącym głosem.
Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, potem wzruszył ramionami.
– To tylko koleżanka z pracy.
– Nie kłam! – krzyknęłam. – Wiem o wszystkim!
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach strach. Usiadł ciężko na schodach i ukrył twarz w dłoniach.
– Przepraszam… Nie chciałem… To się po prostu stało…
Nie pamiętam dokładnie, co było potem. Krzyczałam, płakałam, rzucałam w niego poduszką. Dzieci obudziły się i zaczęły płakać razem ze mną. Mama próbowała mnie uspokoić, ale sama była bliska łez.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy pod jednym dachem. Michał spał na kanapie w salonie, ja z dziećmi w sypialni. Unikaliśmy się wzrokiem. Wszyscy wiedzieliśmy, że coś się skończyło.
Najgorsze były święta Bożego Narodzenia. Zosia napisała list do Mikołaja: „Chciałabym, żeby mama i tata znowu się kochali”. Czytałam ten list po kryjomu i czułam się najgorszą matką na świecie.
Pewnego dnia mama usiadła ze mną przy kuchennym stole.
– Musisz podjąć decyzję – powiedziała cicho. – Albo mu wybaczysz i spróbujecie to naprawić, albo odejdźcie od siebie zanim wszyscy się tu udusimy.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co będzie lepsze dla dzieci. Czy lepiej mieć dwoje nieszczęśliwych rodziców razem czy szczęśliwą mamę i tatę osobno?
Następnego dnia powiedziałam Michałowi, że chcę rozwodu. Nie protestował. Spakował rzeczy i wyprowadził się do wynajętego mieszkania na drugim końcu miasta.
Dzieci płakały przez kilka tygodni. Zosia przestała mówić do mnie „mamo”, tylko „pani”. Kuba zaczął mieć problemy w szkole. Ja chodziłam jak cień samej siebie.
Minęły dwa lata. Nauczyliśmy się żyć osobno. Michał widuje dzieci co drugi weekend. Ja wróciłam do pracy na pełen etat i zaczęłam studiować psychologię zaocznie – chciałam zrozumieć siebie i innych.
Czasem spotykam Agnieszkę na ulicy – teraz jest żoną Michała i mają małą córeczkę. Patrzę na nich bez żalu, ale z dziwnym smutkiem.
Najtrudniejsze są jednak wieczory, kiedy dzieci pytają: „Dlaczego tata nas zostawił?”
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła odpowiedzieć im szczerze.
Czy można odbudować rodzinę po zdradzie? Czy lepiej żyć w prawdzie niż w pięknym kłamstwie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?