Nie teraz, kochanie, rozmawiamy o poważnych sprawach: Historia kobiety, która zawsze była na drugim planie

— Nie teraz, kochanie, rozmawiamy o poważnych sprawach — usłyszałam głos Marka, mojego męża, kiedy próbowałam wtrącić się do rozmowy przy stole. Siedzieliśmy z jego rodzicami w niedzielne popołudnie, a ja jak zwykle byłam tłem. Uśmiechnęłam się uprzejmie i zamilkłam. W środku poczułam znajome ukłucie — to nie pierwszy raz, kiedy moje zdanie nie miało znaczenia.

Zawsze byłam tą, do której wszyscy przychodzili po pocieszenie. Tą, która słuchała bez przerwy i zawsze miała dobre słowo. Przyjaciółka, siostra, żona — gotowa, żeby przytulić, doradzić, pocieszyć. Mówili: „Masz taki spokój w oczach”. A ja się uśmiechałam, choć w środku byłam coraz bardziej pusta.

Marek od początku wiedział, że może liczyć na moje wsparcie. Kiedy jego ojciec zachorował na raka, to ja dźwigałam codzienność — gotowałam obiady dla całej rodziny, jeździłam po lekarzach, pilnowałam leków. Marek był wdzięczny… przez chwilę. Potem wszystko wróciło do normy: on zamykał się w swoim świecie pracy i politycznych dyskusji z ojcem, a ja znów byłam niewidzialna.

Moja siostra Ania dzwoniła do mnie codziennie. „Oluś, muszę ci się wygadać”, mówiła. Słuchałam jej opowieści o nieudanych randkach i problemach w pracy. Mama narzekała na zdrowie i samotność po śmierci taty. Przyjaciółki przychodziły na kawę, żeby się wypłakać po rozstaniach. Każdy miał swoje miejsce w moim sercu — tylko ja nie miałam miejsca dla siebie.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Byłam zmęczona po pracy i zakupach. W kuchni Marek rozmawiał przez telefon z kolegą z pracy. Przeszłam obok niego cicho, nie chcąc przeszkadzać. Kiedy skończył rozmowę, zapytałam nieśmiało:
— Może obejrzymy dziś razem film?
Spojrzał na mnie z irytacją.
— Nie teraz, Olu. Muszę jeszcze popracować.

Poszłam do sypialni i usiadłam na łóżku. Wzięłam głęboki oddech i poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do Ani i się wygadać… Ale przecież to ja zawsze byłam tą silną. Tą, która nie narzeka.

Następnego dnia w pracy koleżanka z biura, Kasia, poprosiła mnie o pomoc przy projekcie. Zgodziłam się bez wahania — jak zawsze. Po południu szef pochwalił Kasię za świetną prezentację. Nawet nie wspomniała o moim wkładzie.

Wieczorem zadzwoniła mama:
— Oluś, mogłabyś przyjechać jutro? Źle się czuję.
— Oczywiście, mamo — odpowiedziałam automatycznie.

W drodze do mamy zatrzymałam się na światłach i spojrzałam w lusterko. Zobaczyłam zmęczoną kobietę o pustych oczach. „Kim ty jesteś?” — pomyślałam. „Czy twoje życie naprawdę ma sens tylko wtedy, gdy jesteś potrzebna innym?”

U mamy jak zwykle: narzekania na sąsiadkę, wspomnienia o tacie, prośby o zakupy i sprzątanie. Wróciłam do domu późnym wieczorem. Marek oglądał mecz.
— Gdzie byłaś? — zapytał bez zainteresowania.
— U mamy.
— Aha.

Przez kolejne dni żyłam jak automat. Praca-dom-mama-przyjaciółki-praca… Pewnego dnia Ania zadzwoniła z płaczem:
— Oluś, on mnie zostawił! Nie wiem co robić!
Słuchałam jej przez godzinę, pocieszając i doradzając. Kiedy się rozłączyła, poczułam pustkę większą niż kiedykolwiek.

W pracy Kasia znów poprosiła o pomoc. Tym razem odmówiłam.
— Przepraszam, mam dużo własnych obowiązków — powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie zdziwiona.

Wieczorem Marek znów był zajęty swoimi sprawami. Usiadłam naprzeciwko niego przy stole.
— Marek… czy możemy porozmawiać?
Westchnął ciężko:
— O czym?
— O nas. O tym, że czuję się niewidzialna. Że wszystko jest ważniejsze ode mnie.
Popatrzył na mnie jak na dziecko:
— Olu, nie przesadzaj. Każdy ma swoje problemy.

Wtedy coś we mnie pękło.
— Ale ja też mam swoje problemy! — podniosłam głos pierwszy raz od lat. — Czy ty w ogóle widzisz mnie? Czy tylko korzystasz z tego, że zawsze jestem?
Marek był zaskoczony moją reakcją.
— O co ci chodzi? Przecież wszystko jest dobrze!
— Nie! Nie jest dobrze! — łzy napłynęły mi do oczu. — Od lat jestem dla wszystkich, a nikt nie jest dla mnie!

Wstałam od stołu i wyszłam z domu. Szłam bez celu przez miasto. Czułam się wolna i przerażona jednocześnie. Po raz pierwszy od dawna pomyślałam o sobie — o swoich marzeniach, potrzebach, uczuciach.

Następnego dnia zadzwoniła Ania:
— Oluś… wszystko w porządku?
— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Chyba muszę trochę pobyć sama.

Zaczęłam chodzić na spacery po parku. Zapisałam się na jogę. Odmówiłam mamie kolejnej wizyty („Mamo, muszę odpocząć”). Przestałam odbierać telefony od Kasi po godzinach pracy.

Marek próbował rozmawiać:
— Olu… co się z tobą dzieje?
Spojrzałam mu prosto w oczy:
— Uczę się być ważna dla siebie.

Nie wiem jeszcze, dokąd mnie to zaprowadzi. Może Marek zrozumie i zaczniemy budować coś od nowa? Może będę musiała odejść? Ale pierwszy raz od lat czuję się prawdziwa.

Czy naprawdę trzeba upaść na samo dno samotności, żeby zacząć żyć dla siebie? Dlaczego tak trudno powiedzieć „nie” tym, których kochamy najbardziej?