„Nie mogłam powiedzieć teściowej prawdy o bezpłodności męża – on kazał mi to zrobić za niego” – Moje życie z maminsynkiem w polskiej rodzinie
– Powiedz jej, proszę. Ja nie dam rady – Krzysztof patrzył na mnie błagalnie, jakby był małym chłopcem, a nie dorosłym mężczyzną po trzydziestce. Siedzieliśmy przy kuchennym stole w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Zza ściany dobiegał cichy szum telewizora – teściowa oglądała kolejny odcinek „M jak miłość”. Czułam, jak serce bije mi coraz szybciej, a w gardle rośnie gula.
Nie tak wyobrażałam sobie nasze życie po ślubie. Kiedy Krzysztof oświadczył mi się pod Pałacem Kultury, byłam pewna, że razem stworzymy rodzinę, która będzie inna niż ta, z której pochodziłam – mniej sztywna, bardziej otwarta. Tymczasem od pierwszego dnia naszego małżeństwa jego matka była obecna w każdej naszej decyzji. „Zosia, nie gotuj tak tłusto, Krzysiu ma delikatny żołądek” – powtarzała, kiedy tylko miała okazję. „Zosia, nie przesadzaj z tymi nowinkami, Krzysiu lubi tradycyjne rzeczy”. Nawet naszą sypialnię urządzała według własnego gustu.
Kiedy po roku starań o dziecko zaczęliśmy się martwić, to ona pierwsza zaproponowała wizytę u lekarza. „Może Zosia powinna zrobić badania?” – rzuciła pewnego wieczoru przy kolacji, patrząc na mnie z ukosa. Krzysztof milczał. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo będzie milczał przez kolejne miesiące.
Badania były dla mnie upokarzające – kolejne wizyty u ginekologa, pytania o cykl, o dietę, o stres. W końcu lekarz poprosił też Krzysztofa o badanie nasienia. Wyszedł z gabinetu blady jak ściana i przez dwa dni się do mnie nie odzywał. Wynik był jednoznaczny: bezpłodność. To on nie mógł mieć dzieci.
Pamiętam tę noc. Leżałam obok niego w łóżku i słyszałam jego cichy płacz. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że to nie koniec świata, że są inne możliwości – adopcja, in vitro. Ale on tylko powtarzał: „Moja mama tego nie zrozumie. Ona całe życie marzyła o wnukach”.
Przez kolejne tygodnie unikaliśmy tematu. Teściowa coraz częściej pytała: „No i co? Kiedy wreszcie będę babcią?”. Krzysztof za każdym razem spuszczał wzrok i wychodził z pokoju. W końcu pewnego wieczoru wybuchła:
– Zosia, powiedz mi szczerze: czy ty w ogóle chcesz mieć dzieci? Bo ja już nie wiem, co myśleć! Może ty po prostu nie chcesz?
Poczułam się jak oskarżona przed sądem. Spojrzałam na Krzysztofa – siedział obok mnie na kanapie i patrzył w podłogę. Nawet nie próbował mnie bronić.
– To nie tak… – zaczęłam cicho.
– To jak?! – przerwała mi teściowa. – Krzysiu zawsze marzył o dużej rodzinie! Może powinniście pójść do jakiegoś specjalisty? Może coś da się zrobić?
Wtedy Krzysztof nagle wstał i wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samą z jej pytaniami i pretensjami.
Następnego dnia poprosił mnie o rozmowę.
– Zosiu… Ja nie dam rady jej tego powiedzieć. Ona się załamie. Ty jesteś silniejsza ode mnie…
Poczułam się zdradzona. To ja miałam wziąć na siebie ciężar tej rozmowy? To ja miałam być tą złą synową?
Przez kilka dni chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić, koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. W końcu postanowiłam: muszę to zrobić dla nas obojga.
Wieczorem zaprosiłam teściową na herbatę do kuchni.
– Pani Janino… Muszę pani coś powiedzieć…
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Coś się stało?
– Tak… Chodzi o to… O dzieci…
Zacisnęłam dłonie na kubku tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– To nie jest moja wina… Ani Krzysztofa… Po prostu… Lekarze powiedzieli nam, że nie możemy mieć dzieci…
– Ale jak to?! – przerwała mi gwałtownie. – Przecież jesteście młodzi! Może jeszcze spróbujecie?
– Pani Janino… To Krzysztof…
Zamilkłam na chwilę. Czułam jej wzrok na sobie jak palący ogień.
– To Krzysztof nie może mieć dzieci.
Zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam własny oddech.
Teściowa patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę myślałam, że zaraz wybuchnie płaczem albo zacznie krzyczeć. Ale ona tylko wstała powoli od stołu i wyszła z kuchni bez słowa.
Przez następne dni panowała w domu atmosfera grobowa. Krzysztof unikał matki, a ona udawała, że mnie nie widzi. Czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu.
Po tygodniu teściowa przyszła do mnie do pokoju.
– Zosiu… Przepraszam cię – powiedziała cicho. – Nie powinnam była cię oskarżać… Ale rozumiesz… Ja całe życie marzyłam o wnukach…
Pokiwałam głową ze łzami w oczach.
– Rozumiem panią… Ale to też dla mnie trudne…
Od tego czasu nasza relacja już nigdy nie była taka sama. Teściowa stała się bardziej zamknięta w sobie, a Krzysztof jeszcze bardziej wycofany. Coraz częściej myślałam o tym, czy nasze małżeństwo ma sens – czy jestem w stanie żyć z mężczyzną, który nawet w najtrudniejszym momencie zostawia mnie samą z problemem.
Czasem patrzę na Krzysztofa i zastanawiam się: czy kiedykolwiek dorośnie? Czy zawsze będę musiała być tą silną? Czy można kochać kogoś, kto nigdy nie stanie po twojej stronie?