Nie mam już rąk, ale wciąż mam rodzinę – jak wypadek zmienił wszystko i nauczył mnie kochać od nowa

– Tato, czemu nie możesz mnie już przytulić? – zapytała Zosia, moja najmłodsza córka, patrząc na mnie wielkimi, zaszklonymi oczami. Jej głos drżał, a ja poczułem, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi. Chciałem ją objąć, przytulić mocno, jak zawsze po powrocie z pracy. Ale nie mogłem. Nie miałem już rąk.

Wszystko wydarzyło się tak nagle. Był zwykły piątek, wracałem z budowy pod Warszawą. Padał deszcz, radio grało cicho, myślałem o tym, co ugotuje Ania na kolację. Nagle na zakręcie ciężarówka zjechała na mój pas. Pamiętam tylko huk, krzyk i ciemność. Obudziłem się w szpitalu. Wokół białe ściany, zapach środków dezynfekujących i twarz mojej żony – blada, zapuchnięta od płaczu.

– Michał… – wyszeptała. – Kochanie… lekarze… musieli amputować obie ręce. Żyjesz, ale… – urwała i zaczęła płakać.

Nie rozumiałem. Próbowałem poruszyć palcami. Nic. Spojrzałem na siebie i zobaczyłem tylko bandaże tam, gdzie kiedyś były moje ręce. Krzyczałem. Płakałem. Przeklinałem Boga i los. Przez kilka dni nie chciałem nikogo widzieć. Leżałem w łóżku i patrzyłem w sufit.

A potem przyszły dzieci. Zosia, Kuba i starsza Ola. Bali się mnie dotknąć. Ja bałem się spojrzeć im w oczy. Czułem się bezużyteczny – jak mam być ojcem bez rąk? Jak mam naprawić rower Kuby albo zapleść Oli warkocz? Jak mam być mężem dla Ani?

Pierwsze tygodnie po powrocie do domu były piekłem. Wszystko musiałem robić z pomocą innych: jeść, ubierać się, korzystać z toalety. Nienawidziłem tego. Widziałem zmęczenie Ani, jej łzy wieczorami, gdy myślała, że śpię. Słyszałem szepty dzieci za drzwiami: „Czy tata kiedyś będzie taki jak dawniej?”

Pewnej nocy usłyszałem rozmowę Ani z jej matką przez telefon:
– On już nigdy nie będzie tym samym człowiekiem… Nie wiem, czy dam radę.

To bolało bardziej niż ból fantomowy po amputacji.

Ale coś we mnie pękło. Postanowiłem walczyć – nie dla siebie, ale dla nich. Zacząłem rehabilitację. Uczyłem się wszystkiego od nowa: jak jeść stopami, jak obsługiwać telefon głosem, jak pisać na komputerze nosem. Było ciężko. Czasem miałem ochotę rzucić wszystko i zniknąć.

Pewnego dnia Kuba przyniósł mi rysunek: całą naszą rodzinę trzymającą się za ręce – a ja miałem skrzydła zamiast ramion.
– Bo ty jesteś naszym aniołem, tato – powiedział cicho.

Płakałem wtedy pierwszy raz od wypadku nie z rozpaczy, ale z wdzięczności.

Zacząłem szukać ludzi takich jak ja. Trafiłem do grupy wsparcia dla osób po amputacjach. Tam poznałem Pawła z Poznania – stracił nogę w wypadku motocyklowym.
– Michał, życie nie kończy się na tym, co straciliśmy – powiedział mi kiedyś podczas spotkania online. – Liczy się to, co jeszcze możemy dać innym.

Zacząłem dzielić się swoją historią w internecie. Pisałem bloga (dyktując tekst komputerowi), nagrywałem krótkie filmiki dla innych ojców po wypadkach. Dostałem setki wiadomości: „Dzięki tobie uwierzyłam, że dam radę”, „Twój uśmiech daje mi siłę”.

Ania powoli zaczęła się uśmiechać częściej. Zosia przestała bać się moich kikutów i nauczyła się przytulać mnie inaczej – obejmując mnie za szyję i całując w policzek.

Najtrudniejsze były jednak rozmowy z Olą. Miała 15 lat i buntowała się przeciwko wszystkiemu.
– Wstydzę się ciebie przed koleżankami! – wykrzyczała mi kiedyś prosto w twarz.
To bolało strasznie, ale wiedziałem, że musi przejść przez swój własny żal.

Z czasem zaczęliśmy razem chodzić na spacery po lesie pod Warszawą. Opowiadała mi o szkole, o chłopakach, o marzeniach. Zrozumiałem wtedy, że mogę być ojcem nawet bez rąk – słuchając jej i wspierając ją słowami.

Dziś mija dwa lata od wypadku. Nie jestem już tym samym Michałem co kiedyś – jestem silniejszy. Moja rodzina przeszła przez piekło i wyszła z niego razem ze mną. Nadal są dni pełne łez i frustracji, ale jest też śmiech i nadzieja.

Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam siebie: czy gdybym mógł cofnąć czas i odzyskać ręce, ale stracić tę nową bliskość z rodziną – czy bym to zrobił? Może właśnie ta tragedia nauczyła nas kochać naprawdę?

A wy? Czy potrafilibyście odnaleźć sens życia po takiej stracie? Co daje wam siłę każdego dnia?