Nie jestem już ich służącą: Moja walka o szacunek w rodzinie

— Mamo, czy możesz jeszcze raz podgrzać zupę? — głos Magdy, mojej synowej, rozbrzmiał z kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w gorącej wodzie, szorując garnki po obiedzie dla całej rodziny. Wnuki biegały po salonie, śmiejąc się i rozrzucając klocki, a mój syn Paweł siedział na kanapie z telefonem w ręku. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć: „A może ktoś inny to zrobi?”, ale tylko westchnęłam cicho i sięgnęłam po garnek.

W tej chwili poczułam coś, czego nie potrafiłam nazwać. Zmęczenie? Rozgoryczenie? A może to była po prostu samotność wśród najbliższych? Przez lata byłam dla nich wszystkim: kucharką, sprzątaczką, opiekunką do dzieci. Odkąd Paweł ożenił się z Magdą i zamieszkali u mnie po narodzinach pierwszego wnuka, dom stał się miejscem nieustannego ruchu i hałasu. Na początku cieszyłam się, że mogę pomóc. Ale z czasem granice zaczęły się zacierać.

— Mamo, gdzie są moje skarpetki? — Paweł wszedł do kuchni bez pukania.
— W szufladzie, tam gdzie zawsze — odpowiedziałam zmęczonym głosem.
— Nie ma ich tam! — burknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie czasy, kiedy byłam młoda. Marzyłam o podróżach, chciałam nauczyć się włoskiego, zapisać na kurs tańca. Ale życie potoczyło się inaczej. Najpierw choroba męża, potem jego śmierć. Zostałam sama z Pawłem. Wszystko dla niego. Potem dla jego rodziny.

Wieczorem usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. Magda przyszła do kuchni.
— Mamo, czy możesz jutro odebrać dzieci z przedszkola? Mam spotkanie w pracy.
— A Paweł?
— On ma ważny projekt, nie może wyjść wcześniej.

Zacisnęłam dłonie na kubku. Chciałam powiedzieć „nie”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Bałam się konfliktu. Bałam się, że jeśli odmówię, przestaną mnie potrzebować. A wtedy zostanę sama naprawdę.

Następnego dnia odebrałam wnuki. Byli zmęczeni i marudni. W domu rzucili plecaki na podłogę.
— Babciu, jesteśmy głodni! — krzyknął Staś.
Zrobiłam im kanapki, nalałam soku. Kiedy Magda wróciła wieczorem, nawet nie zapytała jak minął mi dzień. Przeszła obok mnie jak obok powietrza.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i pytałam siebie: kiedy przestałam być dla nich osobą? Kiedy stałam się tylko funkcją?

Kilka dni później usłyszałam rozmowę Pawła i Magdy przez uchylone drzwi.
— Twoja mama znowu zapomniała kupić mleka — narzekała Magda.
— No tak, ostatnio jest jakaś rozkojarzona — odpowiedział Paweł.
— Może powinniśmy zatrudnić kogoś do pomocy? — rzuciła Magda.
— Po co? Przecież mama jest w domu cały dzień.

Poczułam piekące łzy pod powiekami. Czy naprawdę tak mnie widzą? Jako darmową siłę roboczą?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Pawłem.
— Synu, musimy porozmawiać — zaczęłam niepewnie.
— O co chodzi, mamo?
— Czuję się… zmęczona. Mam wrażenie, że nie jestem już dla was matką czy babcią, tylko kimś od sprzątania i gotowania.
Paweł spojrzał na mnie zdziwiony.
— Przecież zawsze to robiłaś… Myślałem, że lubisz pomagać.
— Lubię być z wami — odpowiedziałam cicho — ale też mam swoje potrzeby. Chciałabym czasem wyjść do kina albo po prostu odpocząć.

Paweł wzruszył ramionami i wyszedł bez słowa. Wieczorem Magda przyszła do mnie z pretensjami.
— Słyszałam, że narzekasz Pawłowi. Jeśli ci ciężko, możemy znaleźć mieszkanie na wynajem.

To był cios prosto w serce. Przez chwilę miałam ochotę błagać ich, żeby zostali. Ale potem poczułam coś nowego: gniew i determinację.

Następnego dnia rano spakowałam walizkę i pojechałam do mojej przyjaciółki Zofii do Krakowa. Zadzwoniłam do Pawła:
— Wyjeżdżam na kilka dni. Musicie sobie poradzić sami.
Po drugiej stronie zapadła cisza.

U Zofii poczułam się lekka jak piórko. Rozmawiałyśmy godzinami o dawnych czasach, poszłyśmy do kina na włoski film. Po raz pierwszy od lat poczułam się sobą.

Po tygodniu wróciłam do domu. Paweł czekał na mnie w kuchni.
— Mamo… przepraszam. Nie wiedziałem, że aż tak ci ciężko. Dzieci tęskniły za tobą… My też.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam szczerość.
— Synu, kocham was wszystkich, ale muszę też kochać siebie. Od dziś ustalamy nowe zasady.

Magda była chłodna przez kilka dni, ale z czasem zaczęła pytać mnie o zdanie i dziękować za pomoc. Paweł częściej zabierał dzieci na spacer. Powoli odzyskiwałam swoje życie.

Czasem jeszcze łapię się na tym, że chcę zrobić wszystko za wszystkich. Ale wtedy przypominam sobie tamten wieczór u Zofii i pytam siebie: czy naprawdę muszę być służącą we własnym domu? Czy każda kobieta musi poświęcać siebie dla innych?

A wy? Czy też czuliście się kiedyś niewidzialni dla własnej rodziny?