Nasza rocznicowa podróż została odwołana, by pomóc teściowej. Ale ona nas zdradziła…
– Aniu, proszę cię, nie mów teraz Michałowi. On się załamie – szeptała przez telefon teściowa, a ja patrzyłam na walizki stojące przy drzwiach. To miały być nasze wymarzone wakacje – piąta rocznica ślubu, Tatry, cisza, tylko my dwoje. Michał od miesięcy planował każdy szczegół. Ale teraz wszystko wisiało na włosku.
– Pani Zosiu, ale… przecież mówiła pani, że wszystko jest w porządku – próbowałam zachować spokój, choć czułam, jak narasta we mnie złość i bezradność. – Skąd te długi? Przecież jeszcze niedawno…
– Aniu, ja nie mam do kogo się zwrócić. Bank już grozi komornikiem. Proszę…
W słuchawce słyszałam łkanie. W głowie miałam mętlik: z jednej strony współczucie dla kobiety, która wychowała mojego męża, z drugiej – żal do losu i do niej samej. Przecież tyle razy powtarzała, że sobie radzi. A teraz? W przeddzień naszej podróży?
Wieczorem powiedziałam Michałowi. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a on patrzył na mnie pustym wzrokiem.
– Nie możemy jej zostawić – powiedział w końcu cicho. – To moja mama.
Wiedziałam, że nie ma odwrotu. Zadzwoniliśmy do pensjonatu w Zakopanem i odwołaliśmy rezerwację. Michał przelewał pieniądze na konto matki, a ja patrzyłam na niego i czułam, jak coś we mnie pęka.
Przez kolejne dni żyliśmy jakby w zawieszeniu. Michał był przygaszony, ja chodziłam rozdrażniona. W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki pytały o wyjazd, a ja wymyślałam wymówki.
Po tygodniu pojechaliśmy do Zosi z zakupami. Siedziała w fotelu, popijała kawę i oglądała seriale.
– Mamo, jak sytuacja? – zapytał Michał.
– Już lepiej, kochanie. Dzięki wam wszystko się ułożyło – uśmiechnęła się szeroko.
Coś mi nie pasowało. Zosia wyglądała na zbyt spokojną jak na osobę po przejściach z komornikiem. Zaczęłam dopytywać o szczegóły: jakie długi, jakie raty, czy ma dokumenty… Zbywała mnie ogólnikami.
Kilka dni później spotkałam przypadkiem sąsiadkę Zosi w sklepie.
– Ooo, pani Aniu! Jak tam wyjazd? Zosia mówiła, że jedziecie w góry!
Zamurowało mnie.
– My… nie pojechaliśmy. Musieliśmy pomóc mamie Michała.
Sąsiadka spojrzała na mnie zdziwiona.
– Pomóc? Ale przecież Zosia ostatnio chwaliła się nowym telewizorem i tym, że wygrała na loterii tysiąc złotych! Nawet zaprosiła nas na kawę.
Serce mi zamarło. Wróciłam do domu i zaczęłam szukać rachunków, przelewów – czegokolwiek, co potwierdziłoby historię o długach. Nic nie znalazłam.
Wieczorem usiadłam z Michałem.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo. – Twoja mama nas okłamała.
Opowiedziałam mu wszystko: rozmowę z sąsiadką, swoje podejrzenia. Michał początkowo nie chciał wierzyć.
– Moja mama by tak nie zrobiła…
Ale im więcej pytań zadawaliśmy Zosi przez telefon, tym bardziej się plątała. W końcu przyznała się: nie miała żadnych długów. Chciała kupić nowy sprzęt do domu i trochę „odżyć”, a my byliśmy najłatwiejszym źródłem pieniędzy.
Poczułam się zdradzona jak nigdy dotąd. Michał był w szoku. Przez kilka dni nie rozmawiał z matką wcale. Ja płakałam po nocach – nie tylko za straconą rocznicą, ale za czymś znacznie ważniejszym: za zaufaniem.
W naszej rodzinie zawrzało. Teść miał pretensje do Zosi, szwagierka przestała odbierać telefony. Michał zamknął się w sobie.
Któregoś wieczoru usiedliśmy razem na balkonie.
– Aniu… Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho Michał. – Nie wiem, jak to naprawić.
Objęłam go mocno.
– To nie twoja wina – szepnęłam. – Ale musimy ustalić granice. Nawet wobec rodziny.
Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Zosia próbowała się tłumaczyć, przepraszać – ale coś we mnie pękło na zawsze. Michał powoli odbudowuje relację z matką, ale już nigdy nie będzie tak samo.
Czasem patrzę na zdjęcia z naszych poprzednich rocznic i zastanawiam się: czy można wybaczyć taką zdradę? Czy rodzina zawsze zasługuje na drugą szansę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?