Moje rozbite marzenia o wnuku: Historia rodziny, która pogubiła się w bólu i żalu
— Nie rozumiesz, mamo, to nie jest takie proste! — głos mojego syna, Pawła, odbijał się echem w ciasnej kuchni. Stałam przy oknie, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Za oknem padał deszcz, a krople spływały po szybie jak łzy, których nie miałam już siły powstrzymywać.
— Paweł, ja tylko chcę… — zaczęłam, ale przerwał mi gwałtownie.
— Wiem, czego chcesz! Chcesz wnuka. Ale to nie jest tylko moja decyzja. Tjaśka… Tjaśka nie chce teraz dziecka. — Jego głos zadrżał.
Tjaśka. Moja snacha. Dziewczyna, którą pokochałam jak własną córkę, choć nigdy nie pozwoliła mi się do siebie zbliżyć. Od początku czułam, że coś jest nie tak. Jej matka, pani Grażyna, zawsze patrzyła na mnie z góry, jakbym była kimś gorszym. Nigdy nie zapomnę jej słów na naszym pierwszym wspólnym obiedzie: „U nas w rodzinie dzieci rodzi się wtedy, kiedy jest na to czas. Nie pod presją.”
Ale ile można czekać? Mam już sześćdziesiąt lat. Moje koleżanki chwalą się zdjęciami wnuków na Facebooku, a ja… Ja tylko patrzę na puste łóżeczko w kącie pokoju gościnnego, które kupiłam z nadzieją, że kiedyś się przyda.
Z czasem rozmowy z Pawłem stawały się coraz rzadsze. Unikał mnie. Przestał odbierać telefony. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Tjaśka przestała przychodzić na niedzielne obiady. Zawsze miała wymówkę: „Praca”, „Zmęczenie”, „Musimy odwiedzić moją mamę”.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do nich bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi Tjaśka. Jej twarz była blada, oczy podkrążone.
— Dzień dobry, pani Zofio — powiedziała chłodno.
— Tjaśka… chciałam tylko porozmawiać. Czy mogę wejść?
Wpuściła mnie do środka, ale atmosfera była lodowata. Paweł siedział przy stole z laptopem.
— Mamo, mogłaś zadzwonić — rzucił bez entuzjazmu.
Usiadłam naprzeciwko nich. Przez chwilę panowała cisza.
— Chciałam tylko zapytać… czy naprawdę nie chcecie mieć dziecka? — wyrwało mi się.
Tjaśka spojrzała na Pawła, potem na mnie.
— To nie jest takie proste — powiedziała cicho. — Moja mama uważa, że powinnam najpierw zrobić karierę. Że dziecko to odpowiedzialność na całe życie. Że jeszcze mamy czas.
— Ale czy ty tego chcesz? — zapytałam drżącym głosem.
Zamiast odpowiedzi spuściła wzrok.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy to ja jestem winna? Czy za bardzo naciskałam? Czy może to pani Grażyna manipuluje swoją córką?
Następne tygodnie były jeszcze trudniejsze. Paweł coraz bardziej oddalał się ode mnie. Na święta Bożego Narodzenia przyszli tylko na chwilę. Tjaśka nawet nie zdjęła płaszcza.
Po Nowym Roku zadzwoniła do mnie sąsiadka:
— Zosiu, słyszałam, że twoja snacha wyjeżdża do Warszawy za pracą. Paweł zostaje sam?
Serce mi zamarło. Zadzwoniłam do Pawła.
— Tak, mamo. Tjaśka dostała awans i przenoszą ją do centrali firmy. Ja zostaję tutaj — powiedział bez emocji.
— I co dalej? — zapytałam cicho.
— Nie wiem — odpowiedział i rozłączył się.
Czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Moje marzenia o wnuku rozsypały się jak domek z kart. Zaczęłam obwiniać siebie: może byłam zbyt nachalna? Może powinnam była zaakceptować ich wybory? Ale jak pogodzić się z tym, że nigdy nie usłyszę dziecięcego śmiechu w moim domu?
Kilka miesięcy później Paweł przyszedł do mnie sam. Był smutny, przygaszony.
— Mamo… Rozstaliśmy się z Tjaśką — powiedział cicho.
Objęłam go bez słowa. W jego oczach widziałam ból i żal.
— Przepraszam, że tak naciskałam — wyszeptałam.
— To nie twoja wina — odpowiedział. — Po prostu… każdy chciał czegoś innego.
Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się powoli odbudowywać. Ale pustka po niespełnionych marzeniach została ze mną na zawsze.
Czasem patrzę na stare zdjęcia Pawła z dzieciństwa i zastanawiam się: Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy naprawdę mamy prawo oczekiwać od naszych dzieci spełnienia naszych marzeń?
A wy? Czy kiedykolwiek musieliście pogodzić się z tym, że wasze rodzinne marzenia nigdy się nie spełnią?