Moja mama wybrała nowego męża zamiast wnuków. Nie mogę uwierzyć, że nam to zrobiła.

— Mamo, naprawdę nie rozumiem, jak możesz to robić! — mój głos drżał, a łzy napływały mi do oczu. Stałam w kuchni mojej mamy, tej samej kuchni, w której przez lata piekłyśmy razem szarlotki i śmiałyśmy się z głupich żartów taty. Teraz jednak czułam się tu obco, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.

Mama spojrzała na mnie z chłodnym spokojem. — Hazel, masz już własną rodzinę. Ja też mam prawo do szczęścia.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Jeszcze rok temu byliśmy rodziną. Po śmierci taty wszyscy byliśmy rozbici, ale trzymaliśmy się razem. Mama była dla mnie opoką, a dla moich dzieci – ukochaną babcią. A teraz? Teraz miała nowego mężczyznę, Zbyszka, którego poznała przez internet. I nagle wszystko się zmieniło.

Pamiętam ten dzień, kiedy pierwszy raz go przyprowadziła. Był uprzejmy, nawet trochę za bardzo. Moje dzieci patrzyły na niego z nieufnością, a ja czułam w środku narastający bunt. Próbowałam być miła, ale nie potrafiłam. To nie był mój tata. To nie był nawet ktoś, kogo mogłabym zaakceptować jako część naszej rodziny.

Zaczęło się niewinnie – mama coraz częściej odwoływała spotkania z wnukami. Najpierw tłumaczyła się zmęczeniem, potem nagle miała plany z Zbyszkiem. Moje dzieci pytały: „Mamo, kiedy babcia znów nas odwiedzi?” Nie wiedziałam, co im odpowiedzieć.

— Hazel, musisz zrozumieć — mówiła mama podczas jednej z naszych rozmów telefonicznych — Zbyszek daje mi radość. Po tylu latach samotności…

— Samotności? — przerwałam jej z goryczą. — Przecież miałaś nas! Mnie i dzieci!

— To nie to samo — odpowiedziała cicho.

Wtedy poczułam się zdradzona jak nigdy dotąd. Czy naprawdę można tak łatwo zapomnieć o rodzinie? Czy nowy mężczyzna może być ważniejszy od własnych wnuków?

Zaczęłam obserwować mamę z dystansu. Widziałam, jak się zmienia – nowa fryzura, kolorowe sukienki, uśmiech na twarzy. Z jednej strony cieszyłam się jej szczęściem, ale z drugiej… Czułam się niewidzialna. Moje dzieci przestały być dla niej priorytetem.

Najgorsze przyszło w Boże Narodzenie. Od lat spędzaliśmy je razem – wspólne gotowanie, śpiewanie kolęd, prezenty pod choinką. W tym roku mama zadzwoniła tydzień wcześniej.

— Hazel, w tym roku spędzam święta z Zbyszkiem i jego rodziną. Zaprosili mnie do siebie na Mazury.

Zaniemówiłam. — Ale… dzieci czekają na ciebie! Przygotowały dla ciebie prezenty…

— Wiem, kochanie. Ale muszę pomyśleć też o sobie.

Odkładając słuchawkę, poczułam się tak samotna jak nigdy dotąd. Moje dzieci płakały przez pół wieczoru. Najstarsza córka powiedziała: „Babcia już nas nie kocha.”

Próbowałam tłumaczyć mamę przed sobą i przed dziećmi. Przecież miała prawo do szczęścia… Ale czy naprawdę musiała wybierać między nami a nim? Czy nie można było tego pogodzić?

Z czasem relacje stawały się coraz chłodniejsze. Mama coraz rzadziej dzwoniła, a kiedy już to robiła – mówiła tylko o Zbyszku i jego wnukach. Czułam się tak, jakby ktoś zamienił moją mamę na zupełnie obcą osobę.

Pewnego dnia postanowiłam pojechać do niej bez zapowiedzi. Chciałam porozmawiać szczerze, wyjaśnić wszystko raz na zawsze.

— Hazel, nie możesz tak po prostu wpadać bez uprzedzenia — powiedziała zirytowana mama, kiedy otworzyła drzwi.

— Chciałam tylko… porozmawiać — odpowiedziałam cicho.

W salonie siedział Zbyszek i jego wnuczka – dziewczynka w wieku mojej najmłodszej córki. Bawiły się razem z moją mamą nowymi puzzlami.

— Widzisz? — powiedziała mama z uśmiechem — Dzieci są takie cudowne.

Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. To miejsce powinny zajmować moje dzieci.

— Mamo… czy ty jeszcze nas kochasz? — zapytałam drżącym głosem.

Mama spojrzała na mnie długo i powoli odpowiedziała:

— Kocham was bardzo. Ale muszę też myśleć o sobie. Przez całe życie byłam dla innych – dla twojego taty, dla ciebie… Teraz chcę być też trochę dla siebie.

Wyszłam stamtąd ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach. Przez całą drogę do domu zastanawiałam się: czy naprawdę bycie szczęśliwym oznacza ranienie tych, których się kocha? Czy egoizm jest grzechem czy może prawem każdego człowieka?

Od tamtej pory nasze kontakty są sporadyczne. Moje dzieci już nie pytają o babcię tak często jak kiedyś. Ja sama próbuję pogodzić się z tym wszystkim – czasem myślę o mamie ze złością, czasem ze smutkiem…

Czasami patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się: czy ja też kiedyś będę musiała wybierać między własnym szczęściem a rodziną? Czy można wybaczyć komuś, kto wybiera siebie kosztem najbliższych? A może to ja powinnam nauczyć się odpuszczać?