Moja córka woli pieniądze od matki? Historia o tym, jak bogactwo potrafi rozdzielić rodzinę
— Mamo, nie rozumiesz, że wszyscy teraz tak żyją? — Zuzanna patrzyła na mnie z wyrzutem, jakby moje słowa były czymś nie do przyjęcia. — Teściowie kupili nam nową lodówkę, a ty nawet nie możesz dorzucić się do remontu kuchni.
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą, czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy niej, nie chciałam pokazać tej słabości, ale czułam się jakby ktoś rozrywał mi serce na kawałki.
— Zuzanno, jestem na emeryturze. Wiesz, ile dostaję miesięcznie? Ledwo starcza mi na leki i rachunki… — próbowałam tłumaczyć spokojnie, ale głos mi się łamał.
— Ale zawsze tak było! — przerwała mi gwałtownie. — U ciebie zawsze są wymówki. A u nich? Oni pomagają bez gadania. Może gdybyś się bardziej postarała, nie musiałabym się wstydzić przed mężem.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Wstydzić się… mnie? Swojej matki? Przecież całe życie robiłam wszystko, by niczego jej nie brakowało. Po śmierci męża pracowałam na dwa etaty, żeby mogła skończyć studia. Odkładałam każdy grosz na jej korepetycje z matematyki, bo marzyła o politechnice. Nigdy nie miałam dla siebie nowych butów czy płaszcza, bo ważniejsze były jej potrzeby.
Teraz siedziała przede mną dorosła kobieta, żona i matka dwójki dzieci, a ja czułam się jak zbędny balast. Jak ktoś, kto nie potrafi sprostać oczekiwaniom własnego dziecka.
— Zuzanno, czy ty naprawdę myślisz, że pieniądze są najważniejsze? — zapytałam cicho.
Wzruszyła ramionami.
— Nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o to, że nigdy nie byłaś taka jak inni rodzice. Nigdy nie było cię stać na wakacje za granicą, na markowe ubrania… Teraz też nie możesz pomóc. A ja mam już dość tłumaczenia się przed Krzyśkiem i jego rodziną.
Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
— Przepraszam, że cię zawiodłam — powiedziałam w końcu. — Ale dałam ci wszystko, co miałam.
Zuzanna spojrzała na mnie z mieszaniną złości i żalu.
— Może gdybyś była bardziej zaradna… — zaczęła, ale przerwał jej dźwięk telefonu. Odebrała szybko i wyszła do drugiego pokoju.
Zostałam sama w kuchni. Siedziałam nieruchomo, słuchając tykania zegara i próbując powstrzymać łzy. Przypomniałam sobie czasy, kiedy Zuzanna była małą dziewczynką i tuliła się do mnie po nocnych koszmarach. Kiedy śmiała się do rozpuku podczas wspólnych spacerów po parku. Gdzie się podziała ta bliskość?
Po chwili wróciła.
— Muszę już iść. Krzysiek czeka w samochodzie — rzuciła chłodno.
— Dobrze… — odpowiedziałam cicho.
Zebrała swoje rzeczy i wyszła bez pożegnania. Usłyszałam trzask drzwi i poczułam się jeszcze bardziej samotna niż zwykle.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Teresa.
— Jak tam u was? — zapytała pogodnie.
Nie wytrzymałam i rozpłakałam się w słuchawkę.
— Zuzanna… ona mnie nienawidzi za to, że nie mam pieniędzy. Porównuje mnie do teściów Krzyśka… Ja już nie mam siły.
— Głupstwa gadasz! — przerwała mi Teresa stanowczo. — Ona jest po prostu zagubiona. Daj jej czas. Może kiedyś zrozumie, ile dla niej zrobiłaś.
Ale czy naprawdę zrozumie? Czy kiedyś doceni to, że matka dawała jej wszystko kosztem siebie?
Następne dni były jeszcze trudniejsze. Zuzanna przestała odbierać telefony. Widziałam zdjęcia z nowej kuchni na Facebooku — uśmiechnięta rodzina przy nowoczesnym stole, podpis: „Dziękujemy teściom za wsparcie!”
Czułam ukłucie zazdrości i żalu. Czy naprawdę jestem gorsza tylko dlatego, że nie mam pieniędzy?
W niedzielę przyszła do mnie wnuczka, Ania.
— Babciu, mama mówi, że jesteś biedna — powiedziała nagle podczas zabawy klockami.
Zamarłam.
— A co ty o tym myślisz? — zapytałam ostrożnie.
Ania wzruszyła ramionami.
— Ja cię kocham najbardziej na świecie! Nawet jak nie masz pieniędzy na lody.
Objęłam ją mocno i poczułam ulgę. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Wieczorem długo rozmyślałam nad tym wszystkim. Czy naprawdę da się zmierzyć wartość matki ilością pieniędzy? Czy to ja zawiodłam jako rodzic, czy może świat wokół nas tak bardzo się zmienił?
Kiedy Zuzanna zadzwoniła po tygodniu, by zapytać o przepis na pierogi, poczułam cień nadziei. Może jeszcze kiedyś usiądziemy razem przy stole i porozmawiamy jak dawniej?
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy można kochać dziecko mimo wszystko? Czy kiedyś doczeka się matka wdzięczności za miłość, której nie da się przeliczyć na żadne pieniądze?