Moja ciotka i kuzyn wprowadzają się do mojego mieszkania: ostrzeżenie od siostry, którego nie mogłam zignorować

„Ola, ciotka Basia i Kuba mają się do ciebie wprowadzić. Uważaj.”

Słowa mojej siostry, Magdy, zadźwięczały mi w uszach jak dzwon alarmowy. Stałam wtedy w kuchni, z kubkiem kawy w ręku, patrząc przez okno na szare, listopadowe niebo nad Warszawą. Nie wiedziałam jeszcze, że ta wiadomość wywróci moje życie do góry nogami.

— Ola, słyszysz mnie? — Magda mówiła przez telefon z wyraźnym niepokojem. — Proszę cię, nie rób tego bez zastanowienia.

— Przecież to tylko na chwilę — odpowiedziałam, próbując brzmieć spokojnie. — Basia mówiła, że to kwestia dwóch, trzech miesięcy. Do czasu aż znajdą coś swojego.

— Ty zawsze wszystkim pomagasz — westchnęła Magda. — Ale pamiętaj, Basia to nie jest łatwa osoba. A Kuba…

Zamilkła. Wiedziałam, co chciała powiedzieć. Kuba miał już swoje problemy — z pracą, z nauką, z alkoholem. Ale przecież to rodzina. Jak mogłam odmówić?

Dwa dni później stałam w przedpokoju, patrząc jak ciotka Basia i jej syn Kuba wnoszą walizki do mojego dwupokojowego mieszkania na Ochocie. Basia miała na sobie swój ulubiony czerwony płaszcz i uśmiech, który zawsze wydawał mi się trochę wymuszony.

— Oluńka, kochanie! — rzuciła się na mnie z uściskiem. — Jesteś naszą ostatnią deską ratunku.

Kuba tylko mruknął „cześć” i schował się za słuchawkami.

Na początku wszystko wydawało się w porządku. Basia gotowała obiady, sprzątała po sobie, a Kuba większość czasu spędzał zamknięty w swoim pokoju. Ale już po tygodniu zaczęły się drobne spięcia.

— Olu, czy mogłabyś nie zostawiać swoich rzeczy w łazience? — zapytała pewnego wieczoru Basia tonem, który nie znosił sprzeciwu.

— Przepraszam, zapomniałam — odpowiedziałam zmęczona po pracy.

— Wiesz, my tu wszyscy musimy się jakoś dogadywać — dodała znacząco.

Z każdym dniem czułam się coraz bardziej jak gość we własnym domu. Basia przejęła kuchnię i salon, a Kuba zaczął zapraszać znajomych na głośne wieczory. Kiedy próbowałam zwrócić im uwagę, Basia patrzyła na mnie z wyrzutem:

— Przecież to tylko na chwilę…

Minęły dwa miesiące. Z „chwili” zrobiła się codzienność. Zaczęłam unikać powrotów do domu. W pracy byłam coraz bardziej rozkojarzona. Magda dzwoniła co kilka dni:

— I jak tam? — pytała cicho.

— Jakoś… — odpowiadałam wymijająco.

Pewnego wieczoru wróciłam do mieszkania i zobaczyłam Kubę śpiącego na kanapie z butelką piwa w ręku. W kuchni panował bałagan, a Basia rozmawiała przez telefon tak głośno, że słyszałam każde słowo:

— No tak, Ola jest dobra dziewczyna… Ale czasem mam wrażenie, że jej przeszkadzamy…

Nie wytrzymałam.

— Basia, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

— O co chodzi?

— To miało być na chwilę. Minęły dwa miesiące i… czuję się jak intruz we własnym domu.

Basia westchnęła teatralnie.

— Oluńka, przecież my też nie mamy łatwo! Kuba nie może znaleźć pracy, ja szukam mieszkania…

— Ale ja też mam swoje życie! — przerwałam jej drżącym głosem.

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jej oczach cień gniewu.

— Myślałam, że rodzina jest najważniejsza — rzuciła lodowato.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Kuba coraz częściej znikał na całe noce. Basia chodziła obrażona i przestała ze mną rozmawiać. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

Pewnego ranka znalazłam w łazience pustą butelkę po wódce i rozbite lusterko. Przestraszyłam się nie na żarty. Zadzwoniłam do Magdy:

— Nie daję już rady — wyszeptałam przez łzy.

— Ola… musisz postawić granice. Inaczej oni nigdy nie odejdą — powiedziała stanowczo.

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

— Basia… muszę cię prosić, żebyście się wyprowadzili do końca miesiąca — powiedziałam drżącym głosem.

Basia wybuchła płaczem:

— Jak możesz być taka bezduszna?! Po tym wszystkim?!

Kuba rzucił tylko:

— Wiedziałem, że długo tu nie pociągniemy…

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Czułam się winna i jednocześnie wściekła na siebie za to poczucie winy. Kiedy w końcu wynieśli ostatnie rzeczy, usiadłam na podłodze w pustym salonie i rozpłakałam się jak dziecko.

Minęły lata. Z Basią widuję się rzadko — nasze relacje nigdy już nie wróciły do normy. Kuba podobno wyjechał za granicę. Czasem zastanawiam się, czy mogłam postąpić inaczej…

Czy naprawdę można pomóc każdemu? Czy stawianie granic to egoizm? A może właśnie tego powinniśmy uczyć się od siebie nawzajem?