Mój zięć to awanturnik: Kolejna praca stracona przez walkę o 'sprawiedliwość’
— Znowu?! — krzyknęłam, kiedy usłyszałam trzask drzwi i zobaczyłam moją córkę, Martę, z twarzą bladą jak ściana. — Mama, on… on znowu stracił pracę — wyszeptała, a jej głos drżał. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, bo to już piąty raz w tym roku. Ale zamiast tego poczułam, jak coś we mnie pęka.
Mój zięć, Paweł, od początku był trudny. Pamiętam, jak pierwszy raz przyszedł do naszego domu — już wtedy potrafił się pokłócić z moim mężem o to, czy lepiej jeździć na zimówkach czy całorocznych oponach. Wszyscy myśleliśmy, że to tylko młodzieńcza zadziorność. Ale z czasem okazało się, że Paweł nie potrafi przejść obojętnie obok żadnej niesprawiedliwości — nawet jeśli dotyczyła ona reszty grosza w sklepie czy kolejki na poczcie.
Ostatnia praca — magazynier w hurtowni spożywczej pod Warszawą. Paweł wytrzymał tam trzy tygodnie. Najpierw pokłócił się z kierownikiem o to, że ten pozwalał „swoim” wychodzić wcześniej na papierosa. Potem wywołał awanturę, bo ktoś źle policzył palety. W końcu doszło do tego, że podczas przerwy obiadowej zaczął wykrzykiwać do wszystkich o „wyzysku pracownika” i „braku szacunku dla ludzi”. Skończyło się wezwaniem ochrony i natychmiastowym zwolnieniem dyscyplinarnym.
— Mamo, ja już nie wiem, co robić — Marta usiadła przy stole i zaczęła płakać. — On mówi, że walczy o sprawiedliwość, ale nikt nie chce go zatrudnić. Ledwo wiążemy koniec z końcem.
Przytuliłam ją mocno. Sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony rozumiałam Pawła — świat jest pełen niesprawiedliwości i czasem trzeba się postawić. Ale z drugiej… ile razy można zaczynać wszystko od nowa? Ile razy można tłumaczyć dzieciom, że tata „szuka lepszej pracy”, kiedy tak naprawdę nikt nie chce go zatrudnić?
Wieczorem Paweł wrócił do domu. Wszedł z podniesioną głową, jakby właśnie wygrał jakąś bitwę. — Nie będę pracował dla ludzi bez honoru! — rzucił od progu. — Lepiej być bezrobotnym niż dać się poniżać!
— A kto zapłaci za czynsz? — zapytałam cicho.
— Jakoś sobie poradzimy! — odpowiedział z przekonaniem.
Zawsze tak mówił. Ale to ja pożyczałam im pieniądze na rachunki, to ja kupowałam wnukom buty na zimę. Mój mąż coraz częściej milczał podczas rodzinnych obiadów, a Marta gasła w oczach.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka z parteru. — Słyszałam, że twój zięć znowu narozrabiał w pracy… — zaczęła szeptem. Poczułam wstyd i złość jednocześnie. Czy naprawdę cała klatka musi wiedzieć o naszych problemach?
Wkrótce zaczęły się kłótnie między Martą a Pawłem. Słyszałam ich przez cienkie ściany mieszkania. — Nie możesz po prostu przemilczeć czasem? — pytała Marta ze łzami w oczach. — Nie musisz walczyć o cały świat!
— Jeśli nie ja, to kto? — odpowiadał Paweł z uporem maniaka.
Zaczęłam się zastanawiać, czy to już nie jest jakaś obsesja. Paweł nie potrafił odpuścić nawet wtedy, gdy chodziło o drobiazgi. Kiedyś poszedł do sklepu po chleb i wrócił wściekły, bo kasjerka nie wydała mu 1 grosza reszty. Zrobił awanturę na cały sklep i zagroził zgłoszeniem sprawy do UOKiK-u.
Dla niego każda niesprawiedliwość była jak osobista zniewaga. Ale dla nas — dla rodziny — była to codzienna walka o przetrwanie. Marta coraz częściej mówiła o rozwodzie. Bałam się tego słowa, bo wiedziałam, jak bardzo kocha Pawła. Ale ile można żyć w ciągłym napięciu?
Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Dzieci spały, a ja zebrałam się na odwagę.
— Paweł… czy ty naprawdę myślisz, że zmienisz świat tymi swoimi kłótniami? — zapytałam spokojnie.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— Przynajmniej próbuję! — odpowiedział z pasją.
— Ale niszczysz swoją rodzinę… Czy to jest tego warte?
Zapadła cisza. Marta spuściła głowę, a mój mąż patrzył gdzieś w dal przez okno.
Nie wiem, co będzie dalej. Może Paweł kiedyś zrozumie, że czasem trzeba odpuścić dla dobra najbliższych. Może znajdzie pracę, w której jego walka o sprawiedliwość będzie miała sens i nie będzie rujnować życia rodzinnego.
Czasem zastanawiam się: czy można nauczyć kogoś kompromisu? Czy walka o swoje zawsze musi oznaczać konflikt ze światem? A może to świat powinien się zmienić? Co wy byście zrobili na moim miejscu?