Mój syn nie będzie sprzątał! Historia o teściowej, która rozbiła naszą rodzinę
– Michał, czy możesz w końcu wynieść te śmieci? – zapytałam, czując jak głos mi drży. Stałam w kuchni, patrząc na męża, który siedział na kanapie z telefonem w ręku.
– Zaraz, Wiktoria, przecież widzisz, że mam chwilę dla siebie – odpowiedział zniecierpliwiony.
W tej samej chwili do mieszkania weszła jego mama. Pani Nowak zawsze pojawiała się bez zapowiedzi, jakby miała klucz do naszego życia, nie tylko do drzwi. Spojrzała na mnie z góry, a potem na syna.
– Michałku, odpocznij sobie. Wiktoria, nie przesadzaj z tymi obowiązkami. Mój syn nie będzie się babrał w śmieciach! – powiedziała ostrym tonem.
Zamarłam. To nie był pierwszy raz, kiedy teściowa wtrącała się w nasze sprawy. Ale tym razem poczułam, jakby ktoś podciął mi skrzydła. Przecież nie chciałam niczego nadzwyczajnego – tylko sprawiedliwego podziału obowiązków.
Michał spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie chce się kłócić z matką. Ale ja nie mogłam już dłużej milczeć.
– Pani Zofio, to jest nasze mieszkanie i nasze zasady. Proszę pozwolić nam samym decydować – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Teściowa prychnęła i zaczęła opowiadać o tym, jak to ona wszystko robiła sama przez całe życie. Że jej mąż nigdy nie dotknął odkurzacza i jakoś żyją razem już czterdzieści lat. Michał słuchał jej jak zahipnotyzowany.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z mężem.
– Michał, ja naprawdę nie daję już rady. Pracuję na pełen etat, potem zakupy, gotowanie, sprzątanie… A ty? Nawet nie zauważasz, że jestem zmęczona.
– Przesadzasz. Moja mama miała gorzej i dawała radę. Poza tym… nie chcę się z nią kłócić – odpowiedział bez emocji.
Poczułam się niewidzialna. Jakby moje potrzeby były mniej ważne niż jego spokój czy oczekiwania matki. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ja jestem problemem.
Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Pani Zofia coraz częściej komentowała moje gotowanie („Za mało soli, Wiktoria!”), sposób wychowywania naszej córki Oli („Dziecko powinno być grzeczne przy stole!”) i nawet to, jak się ubieram („Za krótkie spódnice jak na matkę!”). Michał coraz bardziej zamykał się w sobie i coraz rzadziej stawał po mojej stronie.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam panią Zofię w naszej kuchni. Stała przy blacie i kroiła warzywa.
– Co pani tu robi? – zapytałam zaskoczona.
– Przyszłam pomóc Michałkowi. Ty przecież jesteś taka zajęta – odpowiedziała z uśmiechem pełnym pogardy.
Czułam, jak narasta we mnie gniew. To już nie była tylko kwestia śmieci czy obiadu. To była walka o moje miejsce w tej rodzinie.
Wieczorem wybuchłam.
– Michał, albo ustalimy jasne granice z twoją mamą, albo ja tego dłużej nie wytrzymam! – krzyknęłam przez łzy.
Michał spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Przesadzasz. Moja mama chce dobrze. Ty zawsze musisz robić problem ze wszystkiego!
Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Że mój mąż wybrał spokój i wygodę zamiast mnie. Przez kolejne tygodnie coraz częściej spałam na kanapie. Ola zaczęła pytać, dlaczego tata krzyczy na mamę i dlaczego babcia mówi, że mama jest „za nowoczesna”.
Pewnego dnia usiadłam z córką na łóżku.
– Olu, pamiętaj, że każdy w domu powinien pomagać. Mama i tata są równi – powiedziałam jej cicho.
Ola spojrzała na mnie poważnie.
– A dlaczego tata nie pomaga?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W końcu podjęłam decyzję. Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam z Olą do mojej mamy do Piaseczna. Michał nawet nie próbował mnie zatrzymać. Zadzwonił dopiero po tygodniu.
– Wiktoria… wrócisz?
– Nie wiem, Michał. Dopóki nie zrozumiesz, że jesteśmy rodziną i musimy być dla siebie wsparciem… nie widzę sensu wracać.
Moja mama przyjęła nas z otwartymi ramionami. Przez pierwsze dni płakałam codziennie. Czułam się winna wobec Oli, wobec siebie… Ale jednocześnie poczułam ulgę. Po raz pierwszy od dawna ktoś pytał mnie, jak się czuję.
Michał przyszedł po miesiącu. Był blady i zmęczony.
– Wiktoria… przepraszam. Mama… ona już wie, że przesadziła. Ja też to widzę. Chcę spróbować jeszcze raz.
Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Ale wiedziałam też, że muszę walczyć o siebie i o Olę.
Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce przeżywa to samo co ja? Ile z nas rezygnuje z siebie dla świętego spokoju? Czy naprawdę musimy wybierać między miłością a szacunkiem do siebie?