Mój ojciec kazał mi płacić czynsz za własny pokój – dziś oczekuje, że będę go utrzymywać. Czy rodzina to tylko obowiązek?
– Nie ma nic za darmo, Marto. Albo płacisz, albo się wyprowadzasz – powiedział ojciec, nawet nie patrząc mi w oczy. Stałam wtedy w progu mojego pokoju, z walizką w ręku, mając osiemnaście lat i serce ściśnięte strachem. Mama już wtedy nie żyła, a ojciec… On był twardy jak skała, nieugięty. Wtedy myślałam, że to sprawiedliwe, że tak trzeba. Że dorosłość to właśnie to: rachunki, obowiązki, samotność.
Przez lata płaciłam mu czynsz za ten pokój – mój pokój, w którym dorastałam, śniłam i płakałam po nocach. Często słyszałam od koleżanek: „Marta, twój ojciec jest dziwny. Mój by mnie nigdy nie wyrzucił.” Ale ja nie miałam wyboru. Pracowałam po szkole w sklepie spożywczym, potem na kasie w Biedronce. Każda złotówka była ważna. Ojciec nigdy nie pytał, czy sobie radzę. Liczyły się tylko pieniądze na stole.
Kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, nie wytrzymałam. Spakowałam się i wynajęłam kawalerkę na Pradze. Było ciężko – czasem nie starczało mi na jedzenie, czasem płakałam z bezsilności. Ale przynajmniej byłam wolna. Ojciec nie dzwonił. Nie pytał, czy żyję.
Minęło dziesięć lat. Dziś mam trzydzieści dwa lata, własne życie i syna – Antosia. Z mężem, Piotrem, budujemy dom pod Warszawą. I nagle – telefon od sąsiadki z rodzinnej wsi:
– Marta, twój ojciec jest chory. Ledwo chodzi. Nikt do niego nie zagląda.
Zamarłam. Przez chwilę chciałam odłożyć słuchawkę i zapomnieć. Ale coś ścisnęło mnie w środku. Pojechałam do niego następnego dnia.
Dom był zaniedbany, zimny. Ojciec siedział przy stole, wychudzony, z siwą brodą i pustym spojrzeniem.
– Przyszłaś… – powiedział cicho.
– Sąsiadka zadzwoniła – odpowiedziałam chłodno.
– Nie mam nikogo… Marta…
Patrzyłam na niego i widziałam starca, który kiedyś był moim całym światem. Przez chwilę chciałam go przytulić, ale przypomniałam sobie te wszystkie lata samotności i upokorzenia.
– Czego ode mnie oczekujesz?
– Pomóż mi… Nie mam pieniędzy na leki…
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Piotr spojrzał na mnie z troską:
– Co zamierzasz?
– Nie wiem… On nigdy mi nie pomógł…
Przez kolejne dni biłam się z myślami. Z jednej strony – to mój ojciec. Z drugiej – człowiek, który wyrzucił mnie z domu i kazał płacić za własne łóżko.
W końcu pojechałam do niego jeszcze raz. Kupiłam mu zakupy, leki. Siedzieliśmy w milczeniu.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałam nagle.
Ojciec spuścił głowę.
– Bałem się… Po śmierci twojej matki nie wiedziałem, jak być ojcem i matką naraz. Myślałem, że jak będziesz płacić, nauczysz się życia…
– Ale nauczyłeś mnie tylko samotności.
Poczułam łzy pod powiekami. On też płakał – pierwszy raz w życiu widziałam jego łzy.
– Przepraszam…
Nie wiem, czy potrafię wybaczyć. Pomagam mu – bo tak trzeba? Bo jestem córką? Bo nie umiem inaczej? Każdego dnia patrzę na niego i widzę człowieka złamanego przez życie i własny strach.
Czasem myślę: czy rodzina to tylko obowiązek? Czy można wybaczyć wszystko? Czy wy byście potrafili?