Mój brat ma 43 lata, jest samotny, a nasza mama udaje, że nie ma z tym nic wspólnego
— Znowu byłeś u Michała? — zapytała mama, ledwo przekroczyłam próg mieszkania. Jej głos był napięty, jakby każde słowo musiało przejść przez sito niepokoju. — Tak, mamo. Byłem. Wszystko u niego w porządku — odpowiedziałam, choć wiedziałam, że to nie wystarczy. Mama westchnęła ciężko i zaczęła krzątać się po kuchni, jakby szukała czegoś, co mogłoby ją zająć na tyle, by nie musiała patrzeć mi w oczy.
Michał jest ode mnie starszy o dziesięć lat. Ma czterdzieści trzy lata, mieszka sam w naszym rodzinnym mieszkaniu na Pradze. Pracuje jako informatyk w jednej z warszawskich firm, zarabia dobrze, ale jego życie osobiste to temat tabu. Przynajmniej dla niego. Dla mamy — obsesja.
— On już nigdy nie założy rodziny — rzuciła nagle, ścierając blat z taką siłą, jakby chciała zetrzeć z niego cały żal i rozczarowanie. — Mamo, przecież Michał jest dorosły. To jego wybór — próbowałam tłumaczyć, ale ona tylko pokręciła głową.
— To nie wybór! On po prostu nie potrafi! — Jej głos zadrżał. — Gdyby tylko znalazł odpowiednią dziewczynę…
Wiedziałam, że zaraz zacznie wymieniać wszystkie koleżanki z pracy, sąsiadki i kuzynki, które jej zdaniem byłyby dla Michała idealne. Ale przecież to nie o to chodziło. Prawda była taka, że mama od zawsze trzymała Michała pod kloszem. Kiedy miał dwadzieścia lat i chciał wyjechać na studia do Krakowa, przekonała go, żeby został w Warszawie. „Tutaj masz wszystko” — mówiła wtedy. Kiedy miał trzydzieści i zakochał się w dziewczynie z pracy, mama codziennie dzwoniła do niego z pytaniem, czy już wraca do domu. Dziewczyna odeszła po kilku miesiącach.
Pamiętam tamten wieczór sprzed lat. Siedzieliśmy we trójkę przy stole. Michał był blady i milczący, a mama mówiła tylko o tym, jak bardzo się o niego martwi. — Nie rozumiesz, że ona cię wykorzystuje? — pytała wtedy. — Jesteś za dobry dla takich kobiet.
Michał nigdy nie odpowiedział. Po prostu zaczął coraz częściej zamykać się w swoim pokoju.
Teraz jest dorosłym mężczyzną, ale wciąż mieszka tam, gdzie się wychował. Jego życie to praca-dom-praca. Czasem spotka się ze mną na kawę albo pójdzie na spacer z naszym psem, którego mama trzyma „dla towarzystwa”.
— Może powinienem wyjechać za granicę? — powiedział mi kiedyś cicho Michał podczas jednej z naszych rozmów na ławce w parku Skaryszewskim. — Tutaj wszystko mnie przytłacza.
— A co cię powstrzymuje? — zapytałam wtedy.
Spojrzał na mnie smutno. — Mama…
Nie powiedział nic więcej. Wiedziałam jednak, że czuje się odpowiedzialny za nią bardziej niż za siebie samego.
Mama nigdy nie przyznała się do tego, że jej lęki i oczekiwania mogły wpłynąć na życie Michała. Kiedy próbowałam poruszyć ten temat, natychmiast zmieniała temat albo zaczynała płakać.
— Ja tylko chcę dla was dobrze! — powtarzała zawsze.
Ale czy naprawdę chodziło o nasze dobro? Czy może o jej własny lęk przed samotnością?
Ostatnio sytuacja się zaostrzyła. Mama zaczęła coraz częściej narzekać na zdrowie. Boli ją serce, ma problemy ze snem. Michał biega do niej z zakupami i lekami, a ona coraz częściej mówi o tym, jak bardzo boi się zostać sama.
— Gdybyś miał żonę i dzieci, nie musiałbyś się mną tak zajmować — rzuciła mu ostatnio podczas obiadu.
Widziałam wtedy w oczach Michała coś na kształt gniewu i rozpaczy jednocześnie. Ale nie powiedział nic. Po prostu wyszedł z kuchni i zamknął się w swoim pokoju.
Wieczorem zadzwonił do mnie.
— Nie wiem już, co robić — powiedział cicho. — Czuję się jak w pułapce.
— Może czas postawić granice? — zaproponowałam ostrożnie.
— Ona tego nie zrozumie…
Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy naprawdę można zacząć własne życie, jeśli przez całe dzieciństwo i dorosłość ktoś inny decydował za ciebie? Czy można nauczyć się kochać siebie i innych, jeśli nigdy nie pozwolono ci być sobą?
Patrzę na Michała i widzę w nim odbicie wielu polskich synów — tych cichych bohaterów rodzinnych dramatów, którzy nigdy nie nauczyli się walczyć o siebie. Czy to naprawdę jego wina? A może wszyscy jesteśmy trochę winni temu milczeniu?
Czasem pytam siebie: czy można jeszcze coś zmienić? Czy odwaga do życia po swojemu przychodzi dopiero wtedy, gdy już wszystko stracone?