Miłość, której zabrakło: Opowieść o cieniu mojego brata i matczynej niesprawiedliwości
– Znowu to samo, mamo? – mój głos zadrżał, gdy zobaczyłam, jak mama podaje Michałowi jego ulubione naleśniki z serem, a dla mnie zostawia zimną owsiankę.
Mama nawet nie podniosła wzroku znad patelni. – Nie marudź, Lidia. Michał musi zjeść przed treningiem.
Michał spojrzał na mnie z pobłażaniem. – Ty przecież i tak nie lubisz naleśników.
To był kolejny poranek w naszym domu na warszawskim Mokotowie, gdzie miłość mamy była jak światło latarni – zawsze skierowane na mojego młodszego brata. Ja byłam cieniem. Cieniem, który nauczył się chodzić cicho, nie przeszkadzać, nie prosić o nic więcej niż minimum uwagi.
Zawsze powtarzano mi, że powinnam być dumna z Michała. Był utalentowanym piłkarzem, miał stypendium sportowe i uśmiech, którym potrafił rozbroić nawet najbardziej surową nauczycielkę. Ja byłam „tą drugą” – cichą, zamkniętą w sobie dziewczyną z książką pod pachą i wiecznym smutkiem w oczach.
Pamiętam, jak miałam dwanaście lat i dostałam wyróżnienie w konkursie literackim. Pobiegłam do mamy z dyplomem w ręku, serce waliło mi jak młot. – Mamo! Zobacz! Wygrałam!
Mama spojrzała na mnie przez ramię, wycierając ręce w fartuch. – To świetnie, kochanie. Ale czy możesz pomóc Michałowi znaleźć korki? Zaraz spóźni się na mecz.
Wtedy po raz pierwszy poczułam ten lodowaty uścisk zazdrości. Nie wobec Michała – wobec mamy. Dlaczego jej miłość była jak słońce tylko dla niego?
Z biegiem lat nauczyłam się ukrywać swoje uczucia. W szkole byłam wzorową uczennicą, ale w domu zamykałam się w swoim pokoju i pisałam pamiętnik. Każda strona była pełna pytań bez odpowiedzi: „Czy gdybym była chłopcem, kochałaby mnie bardziej? Czy gdybym grała w piłkę, zauważyłaby mnie?”
Ojciec był obecny tylko ciałem – wiecznie zmęczony po pracy, przesiadywał przed telewizorem z piwem w ręku. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, machał ręką: – Daj spokój, Lidia. Nie rób problemów z niczego.
Najgorsze były święta. Mama piekła tort Michała, zapraszała jego kolegów, a ja siedziałam przy stole jak intruz. Gdy raz zapytałam, czy mogę zaprosić przyjaciółkę na swoje urodziny, usłyszałam: – Może innym razem. Teraz mamy tyle wydatków przez Michała.
W liceum zaczęłam się buntować. Przestałam jeść obiady w domu, wracałam późno, zamykałam się na świat. Mama mówiła wtedy: – Co się z tobą dzieje? Czemu nie możesz być jak Michał?
Pewnego dnia nie wytrzymałam. – Bo nie jestem Michałem! Nigdy nie będę! – krzyknęłam przez łzy.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Przesadzasz. Zawsze byłaś taka drażliwa.
Michał próbował mnie pocieszać po swojemu: – Nie przejmuj się nią. Ona po prostu się martwi.
Ale ja wiedziałam swoje. To nie była troska – to była ślepota na moje istnienie.
Kiedy dostałam się na studia polonistyczne na UW, spakowałam walizkę i wyjechałam bez żalu. W nowym mieszkaniu poczułam ulgę – nikt nie porównywał mnie do brata, nikt nie ignorował moich sukcesów. Ale tęsknota za matczyną miłością bolała jak rana, która nigdy się nie goi.
Czasem dzwoniłam do domu. Mama pytała tylko o Michała: – Widzisz go czasem? Jak mu idzie na uczelni? A ty? Wszystko dobrze?
Wszystko dobrze… Kłamstwo powtarzane tak często, że zaczęłam w nie wierzyć.
Pewnego dnia Michał zadzwonił do mnie zapłakany. – Lidia… Mama jest w szpitalu. Zawał.
Serce mi zamarło. Pojechałam do niej natychmiast. Leżała blada na szpitalnym łóżku, a jej oczy były zmęczone jak nigdy wcześniej.
Usiadłam przy niej cicho. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie bez słów.
– Lidia… – wyszeptała słabo. – Przepraszam…
Łzy napłynęły mi do oczu. – Za co?
– Za to… że cię nie widziałam…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tyle lat czekałam na te słowa… a teraz brzmiały jak echo w pustym pokoju.
Po wyjściu ze szpitala długo siedziałam na ławce przed budynkiem. Czy jedno „przepraszam” wystarczy? Czy można nadrobić lata samotności jednym gestem?
Dziś mam trzydzieści lat i własną rodzinę. Staram się być inną matką dla mojej córki Zuzi – widzieć ją całą sobą, kochać bezwarunkowo.
Ale czasem nocą wracają pytania: Czy można wybaczyć matce brak miłości? Czy cień dzieciństwa zostaje z nami na zawsze?