Między obietnicą a krwią: Historia rodziny rozdzieranej przez pieniądze i tajemnice
– Nie możesz tego zrobić, mamo! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni naszego starego mieszkania na Pradze, zaciśnięte pięści drżały mi przy bokach. Mama, jak zwykle ubrana w sweter w kratę i z włosami spiętymi w niedbały kok, patrzyła na mnie z tym swoim zmęczonym, ale upartym spojrzeniem.
– Muszę, Aniu. Nie rozumiesz… – jej głos był cichy, lecz stanowczy. – Po prostu muszę.
Mój brat Michał stał pod ścianą, milczący, z twarzą zwróconą ku oknu. Wiedziałam, że w środku aż się gotuje, ale nie odezwał się ani słowem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to właśnie ta chwila podzieli nas na lata.
Wszystko zaczęło się od pieniędzy. Tata odszedł nagle – zawał serca, bez pożegnania. Zostawił po sobie niewielkie mieszkanie i jeszcze mniejszą oszczędność na koncie. Mama była przerażona. Miała 54 lata, pracowała jako bibliotekarka i ledwo wiązała koniec z końcem. Ja studiowałam polonistykę na UW, Michał był w technikum samochodowym. Wydawało się, że jakoś damy radę.
Ale wtedy pojawił się temat spadku. Mama chciała wszystko przepisać na siebie – „żeby było łatwiej”, mówiła. „Żeby urząd nie zabrał”. Michał był przeciwny od początku. Ja… ja chciałam tylko spokoju.
– Aniu, podpisz to – prosiła mnie mama pewnego wieczoru, podsuwając mi do podpisu dokumenty. – To tylko formalność. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze.
Patrzyłam na nią długo. Widziałam w jej oczach strach przed przyszłością, ale też coś jeszcze – desperację. Podpisałam.
Michał nie podpisał. Pokłócili się wtedy strasznie. Krzyczał na nią, że chce nas oszukać, że tata by tego nie chciał. Mama płakała całą noc. Ja siedziałam w swoim pokoju i słuchałam ich kłótni przez cienką ścianę.
Od tamtej pory nic już nie było takie samo.
Z czasem mama zaczęła traktować Michała jak intruza. On coraz rzadziej wracał do domu, aż w końcu wyprowadził się do dziewczyny na Bielany. Przestali ze sobą rozmawiać. Ja byłam między młotem a kowadłem – próbowałam godzić ich ze sobą, ale bez skutku.
Minęły lata. Skończyłam studia, poznałam Pawła – mojego obecnego partnera. Urodziłam córkę Zosię. Mama była przy mnie podczas porodu, Michał nawet nie zadzwonił z gratulacjami.
Czułam się rozdarta. Z jednej strony miałam matkę, która coraz bardziej zamykała się w sobie i powtarzała mi: „Wszystko robiłam dla was”. Z drugiej – brata, który przestał być częścią mojego życia.
Pewnego dnia dostałam od Michała wiadomość: „Anka, musimy pogadać”. Spotkaliśmy się w kawiarni na Placu Wilsona. Był inny niż go zapamiętałam – poważniejszy, z siwymi pasmami we włosach.
– Wiesz, że mama mnie nienawidzi? – zapytał bez ogródek.
– Nie nienawidzi… Po prostu…
– Po prostu wybrała ciebie – przerwał mi ostro. – Ty zawsze byłaś jej ulubienicą.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.
– Michał… ja nie chciałam tego wszystkiego. Po prostu podpisałam to, bo…
– Bo byłaś lojalna wobec niej, nie wobec mnie – dokończył za mnie.
Milczeliśmy długo. W końcu powiedział:
– Chciałem tylko sprawiedliwości. Tata by tego nie chciał.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł próbował mnie pocieszyć:
– Nie możesz brać odpowiedzialności za decyzje swojej matki.
Ale ja czułam się winna. Przez lata próbowałam być tą dobrą córką i dobrą siostrą – a zostałam sama między nimi.
Mama zachorowała rok temu – rak piersi. Opiekowałam się nią codziennie po pracy, jeździłam z nią na chemioterapię, gotowałam obiady. Michał odwiedził ją tylko raz – przyniósł kwiaty i wyszedł po piętnastu minutach.
W szpitalu mama ścisnęła mnie za rękę:
– Aniu… przepraszam cię za wszystko. Chciałam dobrze…
Poczułam łzy na policzkach.
– Mamo… ja też przepraszam.
Ale czy można naprawić coś tak głęboko pękniętego?
Po jej śmierci zostało nam tylko mieszkanie i masa niedopowiedzianych słów. Michał nie przyszedł na pogrzeb.
Dziś patrzę na moją córkę i boję się powtórzyć te same błędy. Czy można być lojalnym wobec wszystkich? Czy rodzina zawsze musi wybierać stronę?
Czasem pytam siebie: czy naprawdę można wybaczyć sobie decyzje podjęte ze strachu? Czy krew i obietnice zawsze muszą się ze sobą kłócić? Co wy byście zrobili na moim miejscu?